Rozsądne miasteczko, w którym nic nie wolno
Guadalix, niewielkie miasteczko niedaleko Madrytu, do niedawna słynęło z dobrej kuchni, teraz kojarzone jest z zakazami. Za ich złamanie można zapłacić nawet 3 tys. euro.
2011-09-03, 13:57
Posłuchaj
Mówi się nawet, że to miejsowość, w której nic nie wolno. Burmistrz zabronił tam, czego tylko mógł.
"Nie wolno" - to słowa, które najczęściej powtarzają się w wydanym przez burmistrza regulaminie.
W Guadalix nie wolno: hałasować, śpiewać, krzyczeć, puszczać sztucznych ogni, naklejać plakatów i ogłoszeń, grać na pieniądze w karty czy rozbijać namiotów na miejskich placach. Zakazane są też zgromadzenia, malowanie grafitti czy wytrzepywanie obrusów przez okno.
Zobacz galerię - Dzień na zdjęciach>>>
- To jak dyktatura - uważa mieszkanka Guadalix. Burmistrz jest jednak innego zdania. - To prawo, za którym stoi zdrowy rozsądek - podkreśla.
Łamanie regulaminu, który właśnie wszedł w życie, kosztuje od 300 do 3 tysięcy euro.
mr