Wałęsa o PRL: miłosiernie powiedzmy „amnestia”
Chyba na tym świecie już nie rozliczymy zbrodni z PRL - uważa Lech Wałęsa, który zeznawał jako świadek na procesie ws. masakry robotników Wybrzeża w 1970 r.
2011-11-30, 11:30
Posłuchaj
Były przywódca Solidarności powiedział przed procesem, że osądzenie sprawców na tym procesie będzie niezwykle trudne.
Lech Wałęsa mówił, że rozliczenie z komunistyczną przeszłością jest bardzo trudne i w związku z tym opowiedział się za "miłosierną" amnestią: - Było źle, teraz mamy wolny kraj. Zabezpieczmy go, by nic takiego się nie stało. Były uwarunkowania wewnętrzne i zewnętrzne, bohaterstwo i zdrada. Trudno to rozliczyć więc idźmy do przodu. A miłosiernie powiedzmy: amnestia.
Z drugiej strony mówił o swoim niedosycie, jeśli chodzi o rozliczenia, bo dziś sądzi się "rękę, której głową był ZSRR i komunizm": - Rozliczamy ramię, może dłoń. A ja bym chciał rozliczyć głowę: komunizm, zdrady. Człowiek chce satysfakcji, on nam dołożył, więc my mu dołożymy, nie wnikając w tę skomplikowaną materię.
Wałęsa podkreślił, że w 1970 r. nie było szans na zwycięstwo. W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. Nikogo nie pociągnięto wtedy za to do odpowiedzialności. Proces toczy się bez głównego oskarżonego, generała Wojciecha Jaruzelskiego
REKLAMA
Prowokacje milicji
Oskarżonym w procesie, w tym b. wicepremierowi PRL Stanisławowi Kociołkowi, grozi nawet dożywocie. Oprócz niego odpowiadają dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty.
W 2008 r. Wałęsa przyznał przed sądem, że podczas wydarzeń doszło do rozbijania sklepów przez "prowokatorów, złodziejaszków". Zapewnił, że nie robili tego stoczniowcy.
REKLAMA
Mówił, że słabością strajku było, że nie miał on jednego przywódcy, a ponadto władze robiły wszystko, by skłócić strajkujących, wśród których mieli być agenci SB. - W pewnym momencie zrozumiałem, że nie ma żadnych szans na logiczne zakończenie tego, bo nie jesteśmy zorganizowani - dodał.
Wałęsa zeznał, że podczas demonstracji udało mu się wejść do komendy MO, by negocjować zwolnienie aresztowanych stoczniowców i nieatakowanie manifestantów. - Komendant obiecał to i prosił mnie, bym zapanował nad tłumem - dodał Wałęsa, według którego udało mu się "uciszyć tłum". Zeznał, że gdy wbrew obietnicom, MO zaatakowała jednak manifestantów, pod jego adresem padły okrzyki "zdrajca", a komendę obrzucono "tysiącem kamieni".
On sam uciekł z komendy przez okno, unikając uderzenia kamieniami. Mówi, że jego koledzy sądzili, że został on zabity przez MO.
PAP, IAR, agkm
REKLAMA
Zobacz serwis specjalny portalu polskieradio.pl: Grudzień 70' >>>
REKLAMA