Policyjna prowokacja na Marszu Niepodległości?
Według jednego z organizatorów Marszu Niepodległości, prezesa Młodzieży Wszechpolskiej Roberta Winnickiego, do burd doszło, gdy pojawiło się kilku zamaskowanych ludzi, którzy nie chcieli się wylegitymować.
2012-11-12, 06:47
To oni zaatakowali kordon policji. Przez głośniki organizatorzy kilkukrotnie mówili o policyjnej prowokacji.
- Dawno takiej absurdalnej rzeczy nie słyszałem - powiedział już po marszu rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Sokołowski. - Nie sposób zgodzić się ze stwierdzeniem, jakoby policjanci mieliby atakować swoich kolegów i koleżanki. Oni woleliby, żeby ten dzień przebiegał spokojniej i woleliby spędzić go razem ze swoimi rodzinami, aniżeli być zmuszonym do interwencji wobec bandytów, którzy rzucali w nich kamieniami - powiedział Sokołowski.
W zamieszkach na ul. Marszałkowskiej rannych zostało ośmioro funkcjonariuszy, w tym policjantka, która została uderzona butelką w głowę. Do policjantów zabezpieczających demonstrację wezwano pogotowie, które udzieliło rannym pierwszej pomocy.
W niedzielę na ulicach Warszawy pojawiły się tysiące policjantów. Przede wszystkim oddziały prewencji. Demonstracje zabezpieczały też setki policjantów, którzy na co dzień nie pracują w mundurach. Ale inaczej niż rok temu - nie mieli oni na sobie żółtych kamizelek odblaskowych. Najczęściej stali w dwu-, trzyosobowych grupkach. Niektórzy mieli biało-czerwone szaliki. Inni niewielkie flagi przyklejone do kurtek.
REKLAMA
W tłumie można było też spotkać grupki policjantów w kominiarkach. Niektórzy mieli kurtki albo kamizelki z napisem policja. To właśnie ich oskarżano później o prowokację.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
to, gazeta.pl
REKLAMA