Prowokacja dziennikarska. Bomba wniesiona do Sejmu
Dziennikarz, udający zamachowca, bez przepustki, z torbą wypełnioną niebezpiecznymi substancjami, bez problemu wszedł do budynku Sejmu.
2013-01-09, 06:21
Marszałek  Sejmu Ewa Kopacz oceniła całe zajście jako wstrząsające i oburzające.
Kilka tygodni po zatrzymaniu Brunona K., który planował zamach na  Sejm, dziennikarzom programu "Po prostu" TVP1 udało się wprowadzić do parlamentu fikcyjnego  zamachowca. Prowokacja została nagrana ukrytą kamerą. Wcześniej  dziennikarze kupili składniki potrzebne do skonstruowania ładunku  wybuchowego. Takie substancje można w Polsce zdobyć legalnie, choć  niektóre są trudno dostępne. Przepis na bombę bez trudu udało się  znaleźć w internecie. 
W laboratorium WAT eksperci potwierdzili, że z zakupionych przez  dziennikarzy składników można wyprodukować bombę. Specjaliści  przeprowadzili nawet próbną detonację. Ocenili, że trzy kilogramy  materiałów, które udało się wnieść do Sejmu, miałyby siłę rażenia o  promieniu kilkunastu metrów. Można je zmieścić w zwykłej torbie. 
Boczne wejście do domu poselskiego jest teoretycznie strzeżone i  zamknięte. Bez przepustki, z torbą wypełnioną niebezpiecznymi  substancjami, dziennikarzowi udającemu zamachowca udało się dostać do  budynku. Nikt go nie skontrolował. 
Przez podziemny korytarz z miejsca, gdzie mogą przebywać tylko  posłowie i pracownicy Sejmu, i po pokonaniu kilku bramek bezpieczeństwa, dziennikarz z prawie gotowym ładunkiem wybuchowym w teczce  przeszedł do sali posiedzeń Sejmu. "Zamachowiec" wszedł też bez problemu do strzeżonego,  podziemnego garażu znajdującego się w budynku parlamentu. Działo się to  podczas grudniowego, ostatniego w ubiegłym roku posiedzenia Sejmu.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
IAR, kk