Ukraina: sytuacja po katastrofie boeinga

Katastrofa malezyjskiego samolotu nad wschodnią Ukrainą wywołała lawinę spekulacji i komentarzy. Prawdopodobną przyczyną wypadku było zestrzelenie maszyny przez prorosyjskich separatystów za pomocą rakiet ziemia-powietrze.

2014-07-19, 12:57

Ukraina: sytuacja po katastrofie boeinga
Prorosyjscy separatyści pozują przy części wraku Boeinga 777. Foto: EPA/ANASTASIA VLASOVA

Posłuchaj

19.07.14 Paweł Lickiewicz „Niezależni eksperci międzynarodowi nie będą mieli dostępu do miejsca katastrofy (…)”
+
Dodaj do playlisty

Rozbicie się malezyjskiego samolotu na wschodzie Ukrainy, kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Rosją, może mieć istotny wpływ na przebieg konfliktu między Kijowem a Moskwą.

- To zdarzenie na pewno zmieni postrzeganie konfliktu przez opinię publiczną. Jednak nie oznacza to, że wpłynie to na postawę i decyzje osób, które odpowiadają za ewentualne powstrzymanie konfliktu. Stany Zjednoczone i Unia Europejska, mimo dość ostrych oświadczeń, niewiele zmieniają w swoim postępowaniu - mówił w Polskim Radiu 24 dr Łukasz Jasina, Katolicki Uniwersytet Lubelski, Kultura Liberalna.

Kto wyjaśni sprawę?

Politycy i przywódcy międzynarodowi postulują utworzenie niezależnej komisji międzynarodowej, która miałaby wyjaśnić przyczyny katastrofy maszyny malezyjskich linii lotniczych.

- Najlepiej, gdyby sprawę badała komisja powołana przez Międzynarodową Organizację Lotnictwa Cywilnego. Jednakże, Ukraina wycofując się z wielu postradzieckich porozumień za prezydentur Petro Poroszenki, nie wycofała się z konwencji powołującej MAK - zauważył dr Łukasz Jasina.

REKLAMA

Zacieranie śladów

Mimo głosów wzywających do utworzenia niezależnej komisji, prorosyjscy separatyści nie dopuszczają nikogo do miejsca katastrofy.

- Niezależni eksperci międzynarodowi nie będą mieli dostępu do miejsca katastrofy i nie będą mieli szans na dokonanie dogłębnych analiz. Kluczowe są pierwsze dni i godziny po wypadku, a ukraińska milicja do teraz nie została dopuszczona do miejsca katastrofy. Od czasu wypadku w tym miejscu mogło się wydarzyć wszystko - oceniał Paweł Lickiewicz, redaktor naczelny portalu eastbook.eu.

PR24/MP

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej