Eksperci: rozwiązanie rolniczego problemu jest w Brukseli, błędem byłoby robienie z niego tylko sprawy polsko-ukraińskiej
Nawet całkowite zamknięcie naszej wschodniej granicy niewiele zmieni, bo pozostanie kwestia "Zielonego Ładu". Nie należy zresztą czynić z problemów rolnictwa kwestii tylko polsko-ukraińskiej - mówili goście audycji "Rządy Pieniądza": Piotr Palutkiewicz, wiceprezes Warsaw Enterprise Institiute i Marek Zuber z Akademii WSB.
2024-03-11, 10:00
Goście audycji nie zgadzali się natomiast co do tego czy UE powinna dalej sterować rynkiem rolnym, co proponował Marek Zuber, czy jednak zdecydować się na liberalne podejście i rolną konkurencję, za czym opowiadał się Piotr Palutkiewicz.
Odnieśli się m.in. do apelu Konfederacji Lewiatan, Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej oraz organizacji Transport i Logistyka w sprawie odblokowania granicy polsko-ukraińskiej. Apel dotyczy dróg i kolei. Jest w nim mowa również o konieczności wprowadzenia sankcji na import zboża z Rosji i Białorusi, na poziomie całej UE.
Temat jest cały czas niezwykle aktualny ze względu na stałe blokady granicy przez rolników, zapowiadane kolejne protesty, a także sobotnie spotkanie premiera z rolnika, po którym ci ostatni wyszli podzieleni. W opinii jednej grupy rolnicy nie dowiedzieli nic nowego a obietnica, że usłyszą coś za tydzień nie jest satysfakcjonująca. Według innej należy zaczekać bo sprawy muszą być uzgodnione także w Brukseli. Obecnie spotykają się zespoły ekspertów.
Rolnictwo UE od lat było subsydiowane i chronione przed konkurencją
Według danych obecnie w Europie nadwyżka zboża przekracza 20 mln ton, w Polsce 9 mln ton i to aż 1/3 naszej produkcji. Zboże z Ukrainy jest 2-3 razy tańsze od naszego. Premier Tusk mówił o uruchomieniu KPO z przeznaczeniem na wsparcie rolników.
REKLAMA
- Musimy pamiętać, że cena pszenicy na świecie spada dziś do poziomu sprzed momentu, kiedy Chiny zaczęły zwiększać swoje zapasy, a więc do poziomu cen z roku 2019 i początku 2020. W dużym stopniu wynika to z faktu, że Rosja sprzedaje dużo pszenicy, której część zrabowała w Ukrainie. Dlatego sankcje na produkty rosyjskie miałyby sens, choć zawsze trudno nakładać je na żywność. Ale trzeba też brać pod uwagę to, co jest dobrze dla rolników, a w szczycie cena za pszenicę wynosiła ok. 1700 zł za tonę, ale to nie jest dobre dla konsumentów, bo to m.in. przez to wzrosły ceny chleba, bułek itd. – dowodził Marek Zuber.
W jego opinii rolnictwo i bezpieczeństwo żywnościowe są kwestiami na tyle istotnymi, że ten rynek powinien być regulowany na poziomie unijnym. Tak zresztą działo się od lat. Teraz "Zielony Ład" i wolny handel z Ukrainą, dlatego jednorazowe dopłaty byłyby uzasadnione. Jednocześnie ekonomista wyraził wątpliwość czy byłoby to możliwe ze środków KPO, które są przecież dedykowane konkretnym celom i działaniom.
Innego zdania co do regulowania europejskiego rynku rolnego był Piotr Palutkiewicz. Według niego każdy system oparty na takich regulacjach, centralnie sterowany, staje się z czasem niewydolny i tak właśnie wygląda to teraz w wypadku rynku rolnego.
- To jest pierwszy protest grupy producenckiej, który wspieram. To, że jest tanie zboże powinno nas cieszyć, bo mamy tani surowiec na rynku. Jest to korzystne dla producentów, wpływa to korzystnie na ceny paszy, potem mięsa, bardziej opłacany jej wywóz produktów na zagraniczne rynki. Nie ma lepszego zjawiska dla gospodarki i konsumentów, którzy płacą mniej. Jednak strajki rolników nie są spowodowane czynnikami rynkowymi, a nawet rząd niewiele może. Nawet jeżeli zamknie granicę dla importu z Rosji, Białorusi i Ukrainy, to rolnicy dalej będą protestować. Przyczyną jest sama polityka UE, która przez lata subsydiowała rolnictwo i stało się ono nieefektywne i niewydolne. Polscy rolnicy otrzymali 75 mld zł ze Wspólnej Polityki Rolnej, rolnicy niemieccy, hiszpańscy czy holenderscy otrzymywali subwencje za nie produkowanie, na dopłaty do eksportu, na wyrównywanie cen – wyliczał Piotr Palutkiewicz.
REKLAMA
Dodał, że jest to worek bez dna, dlatego Unia Europejska dostrzegła, że lepiej otworzyć się na rynki zagraniczne, co dziś jest oprotestowywane przez rolników.
Projekcja inflacyjna NBP
Eksperci odnieśli się także do marcowej projekcji NBP, w której wyjaśnione zostały przyczyn określonych wskaźników inflacji czy dynamiki PKB
Dynamika PKB ma, również z 50-oprocentowym prawdopodobieństwem znaleźć się w przedziale 2,7-4,3 proc. w 2024 r., 3,2-5,3 proc. w 2025 r. i 2-4,5 proc. w 2026 r.
Jako główny czynnik niepewności wskazano dalsze losy tarcz osłonowych oraz ich kształt. Dlatego też inflacja i dynamika PKB rozchodzą się nierównomiernie w poszczególnych okresach kolejnych lat.
REKLAMA
Prezes NBP pod czas konferencji, uzasadniając pozostawienie stóp na niezmienionym poziomie, mówił o niestabilnym otoczeniu zewnętrznym, ujemnej dynamice w końcu 2023 r. w Niemczech, o dezinflacji w otoczeniu polskiej gospodarki, spadku presji kosztowej, cen produkcji w przemyśle. Wskazywał też na ożywienie w polskiej gospodarce na co wpływa też dobra sytuacja na rynku pracy, niskie bezrobocie choć należy dostrzec, że w styczniu br. w sektorze przedsiębiorstw zatrudnienie nieznacznie spadło.
Zdaniem Marka Zubera prognozy z 50-oprocentowym prawdopodobieństwem nie mają wielkiego sensu. Zgodził się jednak z NBP, że w najbliższych dwóch latach będziemy obserwować w Polsce wzrost gospodarczy, ale nie sposób, jego zdaniem, mówić o tym, że jesteśmy w czołówce państw najlepiej się rozwijających.
- Jeżeli uda się w 2025 roku obniżać stopy procentowe, to jest szansa na szybszy wzrost – stwierdził Marek Zuber.
Według Piotr Palutkiewicza należy się cieszyć jeżeli będziemy rozwijać się w tempie 3 procent rocznie, co jest dolnym założeniem przedstawionym przez NBP. Ocenił też, że srtale, skutecznie doganiamy państwa wysoko rozwinięte.
REKLAMA
W najbliższych 5. Latach zobaczymy "zielone" wskaźniki gospodarcze, jeżeli tylko nieprzewidywane zjawiska te bardziej militarne, się nie ziszczą – powiedział wiceprezes WEI.
Posłuchaj
Audycję prowadziła Anna Grabowska, zapraszamy do jej wysłuchania.
REKLAMA