Mateusz Morawiecki w Libanie. Premier wie, jak Polska pomoże uchodźcom z Syrii
Pieniądze na czynsz, edukacja i opieka medyczna - taką pomoc dostają syryjscy uchodźcy w Libanie od polskich organizacji. Przy granicy z Syrią działa głównie Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, które od sześciu lat zapewnia uciekinierom dach nad głową. Projekty PCPM, finansowane również z budżetu polskiego rządu, odwiedza właśnie premier Mateusz Morawiecki.
2018-02-13, 10:31
Posłuchaj
Premier Mateusz Morawiecki gości z dwudniową wizytą w Libanie. Spotkał się już w Bejrucie z szefem libańskiego rządu Saadem Haririm. Złożył również wieniec pod pomnikiem byłego premiera tego kraju, a ojca obecnego - Rafika Haririego, który 13 lat temu zginął w zamachu.
Dziś Mateusz Morawiecki będzie rozmawiał w Baabdzie z prezydentem Libanu Michelem Aounem, odwiedzi też polski cmentarz wojenny. Spotka się również z pracownikami Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej z Kubajat, którzy organizują pomoc dla przebywających w Libanie uchodźców z Syrii.
Jak pisze na swojej stronie kancelaria premiera, celem wizyty Mateusza Morawieckiego w Libanie jest potwierdzenie gotowości strony polskiej do kontynuowania programów pomocy kierowanej do podmiotów libańskich, w związku z przyjęciem przez Liban syryjskich uchodźców. Wizyta ma być także okazją do zdynamizowania dialogu politycznego wysokiego szczebla, promowania współpracy gospodarczej, rozwojowej, kulturalnej i kontaktów osobowych oraz podkreśleniu związków historycznych obu państw i narodów.
Od 2012 roku Liban jest priorytetowym krajem polskiej pomocy humanitarnej i jednym z głównych jej biorców. Na przestrzeni pięciu lat udało się zbudować obraz Polski jako wiarygodnego i rozpoznawalnego donatora, między innymi dzięki stałej obecności naszych organizacji pozarządowych. Beneficjentami polskiej pomocy są zarówno syryjscy uchodźcy, jak też goszcząca ich społeczność libańska. O realiach życia w Libanie mówił w Polskim Radiu 24 Witold Repetowicz, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
REKLAMA
- W Libanie większość uchodźców, którzy tam przebywają nie uciekła z terenów walk z Państwem Islamskim, ale terenów walk między rządem a rebeliantami czy różnymi ugrupowaniami dżihadystycznymi. To, co jest najbardziej alarmujące to fakt, że rośnie liczba dzieci bezpaństwowców, którzy nie mają żadnego obywatelstwa. Rośnie pokolenie setek tysięcy dzieci, które urodziły się już w Libanie i które nie mają obywatelstwa ani syryjskiego ani libijskiego.
Realia życia syryjskich uchodźców przybliżał także w Polskim Radiu 24 reporter Polskiego Radia Wojciech Cegielski.
Przypominał, że wielu z uchodźców, także tych pod polską opieką, jest na wygnaniu już niemal siedem lat. Kiedy zaczynała się syryjska wojna domowa, Syryjczycy sądzili, że lada dzień wrócą z Libanu. Ale po latach wciąż nie ma nadziei na powrót do domów.
- Na początku wynajmowaliśmy mieszkanie za 400 dolarów. Ale dach przeciekał, było zimno. Potem dowiedziałam się, że są wolne pokoje w tym hotelu. To jest opuszczony hotel w którym zorganizowano miejsca dla uchodźców. Płacimy tyle samo, a mamy przynajmniej meble, łóżka - mówi 44-letnia Kaukab, matka sześciorga dzieci. Tak jak wielu innych Syryjczyków, tak i ona na początku myślała, że ucieka z kraju jedynie na kilka tygodni, a wojna za chwilę się skończy. Ale od siedmiu lat życie wielu Syryjczyków w Libanie to jedna wielka prowizorka.
REKLAMA
- W Syrii mieliśmy dom z sześcioma pokojami, kuchnią i ziemią na której pracowaliśmy. Mieliśmy nasz własny gaj oliwny. A tutaj w Libanie od sześciu lat żyjemy w tym samym namiocie. Ale jesteśmy zadowoleni. Dziękujemy Bogu, że mamy przynajmniej tyle, choć wiadomo, że nic nie zastąpi domu - mówi 24-letnia Khulfa, matka dwójki dzieci, z trzecim w ciąży. Razem z kilkunastoma innymi rodzinami z syryjskiego Homs kobieta mieszka w obozowisku namiotowym w Dolinie Bekaa. W jej namiocie jest jedynie, dywan, piecyk, telewizor i mała kuchenka. To właśnie w tym obozowisku Khulfa wzięła kilka lat temu ślub ze swoim obecnym mężem. Gośćmi skromnej uroczystości byli sąsiedzi z innych namiotów.
Od czasu, gdy siedem lat temu rozpoczęła się syryjska wojna, większość uchodźców w samym Libanie nie poprawiła sytuacji materialnej. Niewielu udało się zamienić mieszkanie na lepsze. Większość nie ma pracy i od siedmiu lat ima się tymczasowych zajęć, czegokolwiek, co daje zarobek. Najczęściej na czarno. W wielu przypadkach jedynymi żywicielami rodziny są dzieci, tak jak 13-letnia Khulud, najstarsza z rodzeństwa.
- Pracuję w miejscu, gdzie pakuje się żywność. Muszę przenosić ciężkie pudła. Ale to jest bardzo męczące, bo każde pudło ma 5 a nawet 10 kilo. Wracam do domu potwornie zmęczona” - mówi dziewczyna w rozmowie z wysłannikiem Polskiego Radia.
Niektórzy Syryjczycy mówią nawet, że słowo uchodźca odbiera im godność. Oto fragment szkolnego wypracowania 11-letniego Habiba, Syryjczyka, który uczy się w szkole w libańskim Bejrucie.
REKLAMA
Uciekłem z Syrii i nazwano mnie uchodźcą. To co jest najtrudniejsze to właśnie słowo uchodźca. Z powodu wojny moja przyszłość rozleciała się na kawałki. Jako dziecko w Libanie nie mam swoich praw i wolności. Odkąd skończyłem 8 lat widziałem zniszczenia, krew, obcinane głowy, wybuchy, rakiety, a nie widziałem swojego dzieciństwa.
fot.: Wojciech Cegielski/PRSA
Gość audycji: Witold Repetowicz, ekspert ds. Bliskiego Wschodu
REKLAMA
Relacja Wojciech Cegielski, IAR
____________________
Data emisji: 13.02.2018
Godzina emisji: 6:21, 10.15
REKLAMA