"Zemsta pogrobowców". Syn Józefa Franczaka o zniszczeniu krzyża upamiętniającego ojca
- Jest mi ogromnie przykro. Krzyż, symbol naszej wiary, został sprofanowany. Sądzę, że była to zemsta pogrobowców, esbeków i innych komunistów, a może i organizacji lewackich – powiedział w Polskim Radiu 24 Marek Franczak, syn ostatniego żołnierza wyklętego - Józefa Franczaka ps. "Laluś".
2020-07-25, 18:26
Stowarzyszenie Zwykłe Marsz Szlakiem Józefa Franczaka ps. "Laluś" otrzymało zdjęcia zniszczonego krzyża. Ktoś w nocy przeciął metal i powalił krzyż na ziemię.
- Dochodziło już do obrywania tabliczki na pomniku, wyrzucania do rowu flag. Były to wybryki chuligańskie, ale teraz było to dobrze przygotowane. Będziemy chcieli postawić krzyż na nowo - powiedział w Polskim Radiu 24 Marek Franczak.
Posłuchaj
Józef Franczak urodził się w Kozicach Górnych nieopodal Lublina. Pochodził z chłopskiej rodziny, miał pięcioro rodzeństwa. Po skończeniu siedmioletniej szkoły powszechnej zgłosił się na ochotnika do Szkoły Podoficerskiej Żandarmerii w Grudziądzu. Po jej ukończeniu, jako zawodowy podoficer, rozpoczął służbę w Równem na Wołyniu. Tam też zastał go wybuch II wojny światowej. Po agresji ZSRR na Polskę oddział, w którym walczył, został rozbity, a Franczak dostał się do sowieckiej niewoli, z której po kilku dniach zbiegł. Wrócił na Lubelszczyznę, gdzie zaangażował się w działalność konspiracyjną. Został dowódcą plutonu w III Rejonie Obwodu Lublin – Powiat ZWZ – AK. Po zajęciu Lubelszczyzny przez Sowietów podzielił los wielu swoich kolegów i został wcielony do armii Berlinga. Szykany, aresztowania i egzekucje żołnierzy AK, których był świadkiem, skłoniły go do ucieczki.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Zniszczono krzyż ku czci "Lalusia", ostatniego żołnierza wyklętego. Premier reaguje na akt wandalizmu
Przez kilka miesięcy ukrywał się między innymi w Łodzi i Sopocie. Podobno próbował uciec do Szwecji, ale po tym, jak został rozpoznany przez przypadkowo spotkaną kobietę z rodzinnej wsi, porzucił ten pomysł. Wkrótce wrócił w rodzinne strony i nawiązał kontakty z podziemiem niepodległościowym.
Aresztowanie
17 czerwca 1946 Józef Franczak razem z kilkoma osobami został aresztowany przez lubelski Urząd Bezpieczeństwa. Podczas transportu do Lublina, aresztantom udało się rozbroić strażników. Wywiązała się walka, podczas której czterech ubeków zginęło, a trzech zostało rannych. Kilkanaście dni później, po raz kolejny jego życie zawisło na włosku. Podczas próby aresztowania zastrzelił komendanta MO w Rybczewicach oraz jednego z żołnierzy i ponownie uciekł.
Amnestia dla żołnierzy podziemia
Wkrótce dołączył do partyzanckiego oddziału WiN kpt. Zdzisława Brońskiego ps. Uskok. Na początku 1947 roku władze ogłosiły amnestię, w wyniku której ujawniło się ponad 50 tysięcy żołnierzy. Józef Franczak tego nie uczynił, nie ufał komunistom. Obawiał się, że zostanie skazany na karę śmierci, bądź długoletnie więzienie. Doktor Sławomir Poleszak – historyk lubelskiego IPN, który skrupulatnie badał historię "Lalusia" – uważa, że to był jeden z kluczowych momentów, dla jego dalszych losów. Po 1947 roku właściwie nie miał już odwrotu, mógł tylko zginąć w walce, albo trafić na wiele lat do więzienia – dodaje historyk.
Walka z konfidentami
"Laluś" został dowódcą jednego z patroli w oddziale kpt. Brońskiego "Uskoka". Do jego zadań należało między innymi zbieranie informacji na temat aresztowań prowadzonych przez UB i ludzi współpracujących z bezpieką. Patrol Franczaka organizował zasadzki na funkcjonariuszy MO i wykonywał kary na konfidentach. Wszystko w dosyć ograniczonym zakresie, gdyż nasilały się działania komunistów przeciwko niepodległościowemu podziemiu zbrojnemu. Tylko w 1948 roku bezpieka i milicja przeprowadziły ponad 2 tysiące takich operacji.
REKLAMA
Kolejna ucieczka
Zaciskała się również pętla wokół "Lalka". W maju 1948 roku udało mu się uciec z zasadzki, w której zginęło dwóch jego żołnierzy, a kolejnych dwóch zostało rannych. W grudniu tego samego roku funkcjonariusze MO próbowali go schwytać w Wygnanowicach, gdzie przebywał u swojego współpracownika. Mimo postrzału w brzuch znów udało mu się uciec. W maju następnego roku bezpieka rozbiła oddział kpt. Brońskiego, a on sam zginął.
Od tej pory, przez kolejnych 15 lat, Józef Franczak ukrywał się samotnie. Tylko sporadycznie kontaktował się z innymi żołnierzami. W 1953 roku z ppor. Kuchcewiczem, jedynym ocalałym z oddziału "Uskoka" i Zbigniewem Pielachem "Felkiem", zorganizował akcję ekspropriacyjną na Kasę Oszczędności w Piaskach. Akcja zakończyła się niepowodzeniem i śmiercią ppor. Kuchcewicza.
Ostatnia szansa na ujawnienie
W 1956 roku pojawiła się ostatnia szansa na wyjście z ukrycia. Na fali "odwilży" komuniści ogłaszają amnestię. Franczak zastanawia się nad ujawnieniem, ale po rozmowie z adwokatem, który nie pozostawia mu złudzeń, że czeka go długoletni wyrok, rezygnuje. Od początku lat 50. trwało formalne rozpracowywanie Franczaka przez ubecję. Operacja nosiła kryptonim "Pożar". Według danych SB "Laluś" dysponował zorganizowaną siecią ludzi, którzy pomagali mu w ukrywaniu, miało to być około 200 osób.
Pod czujnym okiem Służby Bezpieczeństwa
Ponieważ Józef Franczak ukrywał się w swoich rodzinnych stronach, SB "szczególną opieką otoczyła" jego najbliższą rodzinę. U dwóch sióstr "Lalusia" założono podsłuch. Próbowano werbować współpracowników wśród ludzi, którzy mogli mieć z nim kontakt. Prowadzono obserwację miejsc, w których mógł przebywać. Zastraszano tych, których podejrzewano o to, że pomagają Franczakowi i dokonywano perlustracji ich korespondencji. Mimo ogromnego nakładu sił i środków działania SB nie przyniosły rezultatu. W 1961 roku lubelska prokuratura wydała list gończy za Franczakiem, który został opublikowany w miejscowej prasie. Józef Franczak był wytrawnym konspiratorem – podkreśla Sławomir Poleszak – poznał znakomicie metody działania SB i dzięki temu przez tyle lat był dla nich nieuchwytny.
REKLAMA
Zdradzony przez tajnego współpracownika
Działania SB nasiliły się na przełomie lat 50. i 60. Trwały poszukiwania kandydata na TW, który miałby bezpośrednie dojście do "Lalusia". W styczniu 1963 roku udało się esbekom wytypować odpowiedniego kandydata, którego szantażem zmuszono do współpracy. Był nim Stanisław Mazur, stryjeczny brat Danuty Mazur, towarzyszki życia Franczaka. Otrzymał on pseudonim "Michał". Wkrótce, w sprawie "Lalusia" nastąpił przełom, TW "Michał" nawiązał kontakt z Franczakiem. Pierwsze podejście do schwytania go miało miejsce 19 października. Akcja nie powiodła się ze względu na awarię sprzętu podsłuchowego, w jaki wyposażony został Stanisław Mazur, ale dwa dni później "Laluś" został namierzony.
Zasadzka SB
21 października 1963 grupa operacyjna złożona z oficerów SB i 35 zomowców okrążyła zabudowania Wacława Becia, gdzie przebywał Franczak. Wywiązała się strzelanina, "Laluś" próbował uciekać. Po przebiegnięciu około 300 metrów został śmiertelnie ranny. Zwłoki Józefa Franczaka, po uprzednim przeprowadzeniu sekcji, zostały złożone w bezimiennej mogile na cmentarzu komunalnym w Lublinie. Dopiero w 1983 roku, rodzina otrzymała pozwolenie na przeniesienie ciała do rodzinnego grobowca. Wówczas okazało się, że zwłoki zostały pozbawione głowy. Stanisław Mazur do maja 1967 roku współpracował z SB. Za pomoc w schwytaniu Józefa Franczaka otrzymał 5 tys. złotych.
Skazani
Karę poniosły osoby, które pomagały "Lalusiowi". W czerwcu 1964 roku Kazimierz Mazur został skazany na 3 lata pozbawienia wolności, a Wacław Beć na 5 lat. Doktor Sławomir Poleszak podkreśla, że Franczak do samego końca żył w przekonaniu, że nastąpi jakiś międzynarodowy konflikt, w wyniku którego Polska znowu będzie wolna.
17 marca 2008 roku prezydent Lech Kaczyński nadał pośmiertnie Józefowi Franczakowi Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
REKLAMA
***
Audycja: "Temat dnia/Gość PR24"
Prowadzący: Tadeusz Płużański
Gość: Marek Franczak
Data emisji: 25.07.2020
Godzina emisji: 14.06
Polskie Radio 24/pd/bs
REKLAMA