Fregaty Adelaide budzą mieszane uczucia. Co wybierze Polska?
Prezydent Andrzej Duda, przebywający z wizytą w Australii zapewnił, że kwestia zakupu od Australijczyków fregat Adelaide dla naszej Marynarki Wojennej nie jest zamknięta. Wcześniej pojawiły się informacje, że transakcja została zablokowana przez premiera Mateusza Morawieckiego. Eksperci zwracają natomiast uwagę, że zakup może nie być właściwym rozwiązaniem i sugerują, by spróbować wyprodukować własne okręty na potrzeby wojska.
2018-08-21, 12:07
Posłuchaj
Prezydent Andrzej Duda, któremu towarzyszy m.in. szef MON Mariusz Błaszczak, poleciał do Australii, by spotkać się z jej władzami, miejscową Polonią, otworzyć biuro PAIH porozmawiać z polonijnymi biznesmenami. Jednym z punktów wizyty miało być podpisanie listu intencyjnego w sprawie zakupu fregat rakietowych typu Adelaide, które Australijczycy użytkują od początku lat 80. XX wieku i powoli wycofują je już ze służby. Na razie do tego jednak nie doszło.
Premier wkracza do gry
Kilka dni temu sprawy przybrały jednak dość nieoczekiwany przebieg. Jak napisał tygodnik "Polska The Times", transakcję zakupu okrętów w ostatniej chwili zablokował premier Mateusz Morawiecki. Powodów takiej decyzji nie podano.
Strona rządowa na razie w sposob szerszy nie odniosła się do tej sprawy.
Sprawa pozostaje otwarta?
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Prezydent w Sydney: sprawa australijskich fregat nie jest zamknięta
Prezydent Andrzej Duda w czasie pobytu w Sydney sugerował, że sprawa zakupu fregat od Australijczyków nie jest jeszcze zamknięta. W podobnym tonie wypowiedział się Andrzej Dera, który był gościem TVP. Prezydencki minister podkreślił, że przed wylotem do Australii wcale nie było pewne, że list intencyjny w sprawie okrętów zostanie podpisany, choć, jak przyznał, intencją strony polskiej jest to, by to się udało w przyszłości.
- Nic takiego się nie stało, że do podpisania tego listu intencyjnego nie doszło podczas tej wizyty - mówił.
Andrzej Dera zapewniał przy tym, że w tej sprawie nie ma konfliktu z rządem.
- To nie jest kwestia konfliktu, tylko pewności ustaleń (...). Jeżeli nie zostały zakończone negocjacje, nie wszystkie szczegóły są ustalone, to się nie podpisuje listu. Natomiast plan taki był, tego nie ukrywała strona rządowa, minister obrony narodowej zapowiadał, że jest to planowane, ale tak w życiu czasami jest, że jak nie zakończy pewnego etapu, to nie rozpoczyna się drugiego - zaznaczył minister.
REKLAMA
Zakup fregat - kto ma rację?
Krytycznie pomysł zakupu fregat oceniło m.in. Polskie Lobby Przemysłowe imienia Eugeniusza Kwiatkowskiego. Profesor Paweł Soroka z PLP powiedział Polskiemu Radiu, że jego organizacja opowiada się raczej za budowaniu okrętów przez polskie stocznie we współpracy z zagranicznymi firmami (w oparciu np. o joint venture), niż za kupowaniem wysłużonego sprzętu z zagranicy.
- Fregaty Adelaide mają już swój wiek, zbliżają się do 30 lat. To może być co najwyżej rozwiązanie 'pomostowe', które na dłuższą metę nie rozwiązuje problemu z modernizacją Marynarki Wojennej. Warto podkreslić, że zakup Adelaide to kwota co najmniej dwóch miliardów złotych, a na modernizację Marynarki rocznie przewiduje się 900 milionów złotych. Taki zakup pochłonąłby zatem te środki - powiedział profesor Paweł Soroka. Jego zdaniem transakcja miałaby sens tylko wówczas, gdyby Adelaide'y miały służyć u nas tymczasowo, a równolegle uruchomionoby program budowy własnego okrętu we współpracy z kimś z zagranicy. Rozmówca Polskiego Radia zasugerował, że mogą to być na przykład Duńczycy lub Hiszpanie.
- Przy systematycznym finansowaniu, moim zdaniem, taki nowoczesny okręt można zbudować w ciągu 4-5 lat - podsumował.
Komandor porucznik rezerwy Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence 24 wskazywał, że polscy znawcy tematu negatywnie oceniali pomysł zakupu australijskich fregat. Przekonywał, że oprócz pozytywnych, mają one też wiele słabszych stron.
REKLAMA
- Te okręty są niewątpliwie lepsze od tych, które teraz mamy, czyli fregat "Kościuszko" i "Pułaski", ale są wiele gorsze od tych okrętów, które mieliśmy wprowadzić w ramach programu "Miecznik" - mówił. Zaznaczył przy tym, że samo sprowadzenie ich do Polski, wyremontowanie ich i dostosowanie do naszych wymogów pociągnęłoby za sobą ogromne koszty. Ekspert dodał, że dodatkowe pieniądze trzeba będzie przeznaczyć także na wyszkolenie załogi i zakup niezbędnego wyposażenia.
Rozmówca Polskiego Radia uważa, że pomysł PLP, dotyczący budowy własnego statku we współpracy z firmą z zagranicy, jest w tej sytuacji "jedynym rozsądnym rozwiązaniem".
- Trzeba zrobić to co robiły Egipt, Malezja, Meksyk. Chodzi o znalezienie jakiejś firmy, stoczni, których jest kilka na świecie, które, z wykorzystaniem polskiego przemysłu, taki okręt by Polsce zbudowały (...) Budowa w Polsce jest możliwa, ona będzie trwała trzy lata i prawdopodobnie nie będzie droższa niż zakup (australijskich) fregat - przekonywał.
Nieco inaczej na sprawę patrzy Mariusz Cielma, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej", który był gościem Polskiego Radia 24. Jego zdaniem australijskie fregaty mogłyby spokojnie posłużyć Polsce kilkanaście lat. Zwrócił przy tym uwagę, że alternatywa, czyli budowa okrętów w oparciu o polski przemysł, rodziłaby pewne trudności i wymagałaby szerokiej współpracy z zagranicą.
REKLAMA
- Na dzisiaj nie jesteśmy w stanie podjąć się budowy okrętu bojowego, gdzie w głównej mierze decyduje elektronika, radiolokacja, systemy uzbrojenia. W praktyce wszystko musielibyśmy sprowadzić z zewnątrz - ocenił. Dodał, że poza względami wojskowymi, rolę w tej sprawie odgrywa polityka.
- To od polityków zależy czy wybierzemy rozwiązanie pomostowe, na 10-15 lat, czy będziemy mieć do czynienia z opcją docelową. Od 6 lat przy różnych okazjach wymieniamy kryptonimy "Miecznik" i "Czapla", czyli okrętów, które mają być następcami fregat typu Oliver Hazard Perry. Nawet nie rozpoczęliśmy budowy tych jednostek - powiedział.
PolskieRadio.pl, TVP, Michał Dydliński
Polecane
REKLAMA