Hot spoty są jak zupa dla ubogich
Fatalne parametry hot spotów, czyli darmowego Internetu, to efekt narzuconych ograniczeń, które mają chronić komercyjną konkurencję.
2012-04-23, 11:49
Posłuchaj
W coraz większej liczbie gmin pojawiają się tzw. hot spoty, czyli darmowe miejsca dostępu do Internetu.
Jednak korzystając z nich można sprawdzić tylko podstawowe informacje, o ściągnięciu większego pliku, czy obejrzeniu krótkiego filmu można zapomnieć. Wszystko przez narzucone ograniczenia.
Eksperci pytają dlaczego, skoro hot spoty są finansowane z pieniędzy publicznych? O darmowym Internecie w "Biznesie w Jedynce" rozmawia Krzysztof Rzyman z Andrzejem Piotrowskim z Centrum Adama Smitha.
- To jest Internet dla tych, którzy mają z nim kontakt po raz pierwszy. Nie da się przy tak niskiej przepustowości korzystać z pełnej oferty multimedialnej sieci – mówi Andrzej Piotrowski.
REKLAMA
Ekspert ostrzega, że osoby, które nie znają Internetu mogą stwierdzić, że działa on kiepsko i tylko się zniechęcić. W praktyce zatem efekt będzie odwrotny od zamierzonego. Hot spoty bowiem mają zachęcać do korzystania z globalnej sieci.
- Udostępnianie darmowego Internetu w jakości z przed dziesięciu lat ma coraz mniejszy sens – dodaje Piotrowski.
Pojawia się pytanie, dlaczego hot spoty mają ograniczone limity, jeśli infrastruktura ma znacznie większe możliwości, ponad to jest finansowana z pieniędzy publicznych.
- Równie dobrze moglibyśmy gotować obiady dla ubogich, ale dawać im tylko zupę - mówi ekspert.
REKLAMA
Urząd Komunikacji Elektronicznej tłumaczy, że limitowanie dostępu jest konieczne, by nie zaszkodzić konkurencji na rynku.
Więcej o hot spotach oraz o tym, że z lasów zniknią wreszcie dzikie wysypiska śmieci w całej audycji "Biznes w Jedynce".
REKLAMA