PKP Intercity: o "efekcie Pendolino" i o najważniejszych celach spółki

Naszym głównym celem jest wzrost liczby pasażerów, a potem sukcesywne podnoszenie rentowności połączeń - przekonuje w rozmowie z PAP prezes zarządu PKP Intercity Jacek Leonkiewicz. Według niego "efekt Pendolino" sprawił, iż ludzie wracają do kolei.

2015-03-23, 14:35

PKP Intercity: o "efekcie Pendolino" i o najważniejszych celach spółki
Pendolino zaczęło kursować na trasach kolejowych w Polsce od grudnia 2014 roku. Foto: Wikimedia Commons, Travelarz

PAP: Minęły trzy miesiące od wprowadzenia na polskie tory Pendolino. Jest sukces?

Jacek Leonkiewicz: To nowy produkt, którego rozwój obserwujemy na bieżąco. Dane pokazują wzrost liczby pasażerów w komunikacji krajowej już drugi miesiąc z rzędu. 8 proc. wzrostu w lutym to rekord w historii spółki. Ma to miejsce z pewnością także dzięki "efektowi Pendolino", bo to ten pociąg sprawił, że ludzie, którzy nigdy nie jeździli pociągami, zainteresowali się ofertą PKP Intercity. O samym wzroście liczby pasażerów w Pendolino ciężko mówić, bo nie ma go do czego porównywać. Poza tym okres eksploatacji jest wciąż bardzo krótki. To, na co na pewno warto zwrócić uwagę, to sezonowość. Są dni, w które pociągi jeżdżą wypełnione, ale są też takie, kiedy zainteresowanie jest niższe, np. w soboty czy w tygodniu w godzinach wieczornych. I na to musimy odpowiedzieć ofertą.
PAP: Kiedy Pendolino będzie na siebie zarabiać?
J.L.: Nasz biznes składa się z tysiąca produktów. Są to połączenia, które już dziś są rentowne, ale są też takie, którym trudno będzie osiągnąć ten poziom. Proszę pamiętać, że każde z nich ma różny potencjał. Gdybyśmy na przykład uruchomili Pendolino między Małkinią a Białymstokiem, nigdy nie byłoby rentowne, bo nie ma tam odpowiedniego potencjału. Za to między Warszawą a Krakowem jest ono już dziś rentowne. Tam był i wciąż jest wysoki popyt na nasze usługi.
Widzimy również połączenia np. Warszawa - Wrocław czy zawierające się w tej trasie odcinki Warszawa - Częstochowa - Opole, które potrzebują czasu, żeby się rozwinąć. Tkwi w nich duży potencjał, tylko ludzie przez lata zapomnieli, że mogą podróżować koleją z tych miast w atrakcyjnych czasach.
Myślę, że dwa lata to perspektywa, w której nasz nowy produkt dojrzeje i będziemy mogli powiedzieć, że dobrze go znamy. Teraz nadal się go uczymy. Przypomnę raz jeszcze, że naszym głównym celem jest wzrost liczby pasażerów, a kolejny krok to sukcesywne podniesienie rentowności połączeń.
PAP: W marcu do zaczęły jeździć kolejne dwa składy Pendolino, czyli obecnie kursuje ich 13 - czy nie lepiej było puścić wszystkie składy od razu?
J.L.: Obecnie mamy 18 odebranych jednostek. Ze względu na opóźnienie po stronie producenta musieliśmy zmodyfikować pierwotny plan. Nowy produkt wdrażamy odpowiedzialnie, zachowując bezpieczną rezerwę. Już w kwietniu, czyli przy najbliższej korekcie rozkładu jazdy zarządzonej przez PKP PLK, planujemy wprowadzenie na tory kolejnego składu. Potem będziemy dokładać pociągi jeszcze w czerwcu i kolejnych miesiącach.
PAP: Kiedy pojawi się nowy system informatyczny do sprzedaży biletów?
J.L.: Pracujemy nad tym cały czas. Należy zdać sobie sprawę z tego, że wdrożenie systemu o tak skomplikowanej architekturze wraz z potrzebnymi testami zajmuje ok. trzech lat, przynajmniej tyle zajęło to w kolejach austriackich, szwajcarskich czy niemieckich. W tej chwili włączamy kolejne moduły systemu, które nie zawsze widzi pasażer, ale które pomagają nam zarządzać dostępnością miejsc w pociągach.
System, nad którym pracujemy, ma nam umożliwić optymalizację przychodów. Algorytm w takim systemie musi, opierając się na danych historycznych, uczyć się, co najmniej przez rok, żeby mógł dostarczać precyzyjne i wiarygodne rekomendacje.
Wyciągnęliśmy naukę z tego, co stało się w listopadzie 2014 r. Nie pozwolę na to, żeby spółka robiła coś pod presją czasu, bez gwarancji powodzenia (w listopadzie 2014 r. nastąpiła awaria internetowego systemu sprzedaży biletów PKP Intercity - PAP).
PAP: Jaka jest liczba pasażerów w Pendolino?
J.L: Nie podajemy dokładnych danych o frekwencji. Niemieckie koleje mają średnią frekwencję na poziomie 50 proc. i to jest oczywiście jakiś punkt odniesienia dla nas. Aczkolwiek mamy takie połączenia, które mają dużo wyższe obłożenie.
PAP: Pojawiły się zarzuty, że wprowadzenie Pendolino spowodowało likwidację tańszych, tzw. ekonomicznych połączeń. Czy to prawda?
J.L.: To zupełnie naturalne, że pociągi ekspresowe jeżdżą w lepszych godzinach i osiągają lepsze czasy. Nie oznacza to jednak, że będziemy rezygnować z rozwoju segmentu ekonomicznego. Wręcz przeciwnie, jeszcze przed wakacjami poprawimy ofertę TLK dostosowując ceny do realiów rynkowych. Chcemy przecież przyciągnąć pasażerów. Pracujemy już także nad rozkładem jazdy 2015/2016, który będzie dużo bardziej zrozumiały dla naszych klientów, a dzięki temu bardziej atrakcyjny. Chodzi m.in. o to, że pociągi będą odjeżdżać i dojeżdżać do konkretnych stacji w powtarzalnych przedziałach czasowych.
Rozmawiał Krzysztof Markowski, PAP, abo

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej