ACTA 2: Nie będzie nowych regulacji dla korzystania z informacji w sieci
Rozmowy Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej, Rada Europejskiej w sprawie kontrowersyjnej unijnej dyrektywy o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, zwanej potocznie ACTA 2 zostały odwołane. Polsce udało się zbudować tzw. mniejszość blokującą.
2019-01-23, 21:41
Posłuchaj
– Rada Europejska nie udzieliła mandatu do dalszych negocjacji nt. unijnej dyrektywy o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. To oznacza, że te negocjacje pomiędzy różnymi stronami tej debaty muszą jeszcze potrwać. Teraz jest zatrzymanie tych rozmów, zastopowanie na pewien czas – ocenia gość PR 24 Marek Frąckowiak, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.
Sektor cyfrowy przeciw dyrektywie
Branża cyfrowa apelowała o odrzucenie dyrektywy w takim kształcie, w jakim została przyjęta przez Parlament Europejski. Dlaczego? Co ta branża ma wspólnego z prawami autorskimi?
– Niestety, wbrew pozorom ta dyrektywa to dzisiaj nie tylko temat dla twórców, muzyków, pisarzy, dziennikarzy, ale dotyczy to każdego aspektu życia gospodarczego. To jest biznes, to są konsumenci, ale także edukacja, biblioteki itd.itd. Stąd nasz udział w tej dyskusji, w tych konsultacjach – tłumaczy gość Jedynki Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska.
Dyrektywa ACTA 2 moglaby zablokować rozwój rynku cyfrowego
REKLAMA
I dodaje, że unijna dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, kilka z jej artykułów, w bardzo kluczowy sposób mogłyby z jednej strony zahamować rozwój cyfrowego rynku w Unii Europejskiej, skutecznie blokować rozwój nowych, innowacyjnych rozwiązań, produktów, usług, którymi europejskie firmy mogłyby konkurować na światowych rynkach z największymi gigantami.
– A z drugiej strony w sposób realny, poprzez system niedomówień, niedopowiedzeń, nieprecyzyjnych zapisów dyrektywa groziła utrudnieniami w dostępie do informacji, kultury, nauki, sztuki dla każdego z nas, dla każdego konsumenta – uważa Michał Kanownik.
Problemy z art. 3, art. 11 i art.13
Generalnie co do tego, że kwestia praw autorskich wymaga uregulowania zgadzają się wszyscy, także branża cyfrowa. Problem tkwił w szczegółach, a kontrowersje wywoływały i wywołują głównie trzy artykuły.
– Niewątpliwie kwestia praw autorskich na cyfrowym rynku na całym świecie wymaga doprecyzowania, uregulowania, i wszyscy od dawna o tym mówimy. Ale nie można tego robić poprzez tworzenie prawa dedykowanego tylko i wyłącznie jednej zainteresowanej stronie. Trzeba godzić interesy wszystkich stron – podkreśla gość radiowej Jedynki.
REKLAMA
"Mityczne" artykuły
Jeśli chodzi o te trzy „mityczne” już artykuły, które skupiły na sobie uwagę wszystkich interesariuszy, to przede wszystkim jest to art. 3 (ograniczający dostęp do różnego rodzaju treści, danych tylko do instytucji naukowych).
– W tym brzmieniu, w którym Rada i Parlament Europejski zaproponowały to krajom członkowskim, groziłoby to tym, że centra badawczo-rozwojowe w Europie praktycznie straciłyby sens istnienia, gdyż nie miałyby możliwości swobodnej wymiany danymi, które służą np. do testowania przez roboty, komputery, sztuczną inteligencję – wyjaśnia Michał Kanownik.
I najsłynniejsze dwa artykuły czyli art. 11 (zobowiązujący serwisy do wypłacania twórcom odpowiednich kwot, jeśli zamieszczają one linki do artykułów, zaciągające fragmenty oryginalnych dzieł) oraz art. 13 (administratorzy platform musieliby wykrywać i blokować materiały łamiące prawo autorskie).
Ograniczenie dostępu do infomacji
Zdaniem Michała Kanownika, art. 11 to prawo pokrewne dla wydawców prasowych. A patrząc na doświadczenia hiszpańskie, gdzie lokalnie wprowadzono takie rozwiązanie, to faktycznie groziłoby to utrudnieniami na rynku medialnym, ograniczeniu dostępu do informacji dla konsumenta, ponieważ tylko największe koncerny medialne mogłyby na tym skorzystać.
REKLAMA
– Najwięcej kontrowersji wśród konsumentów wzbudził art. 13 czyli filtrowanie treści w internecie. To mogłoby doprowadzić w sposób realny do jego cenzury. Artykuł 13 nakładał na wszelkie podmioty zarządzające, administrujące serwisami, platformami obowiązek filtrowania każdej treści, która byłaby opublikowana w Internecie przez każdego z nas. To oznacza obowiązek gigantycznej oprawy technologicznej, prawnej i finansowej, żeby zbudować takie algorytmy, które by to wychwytywały, liczyły, sprawdzały. A z drugiej strony to oddaje w ręce właścicieli platform internetowych ogromną władzę decydowania o tym, co się ukaże, a co się nie ukaże w Internecie – ocenia gość radiowej Jedynki.
Wydawcy prasy są za uchwaleniem dyrektywy
Jednak dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym w proponowanym kształcie miała i ma swoich zwolenników. To m.in. przedstawiciele branży wydawniczej, organizacje zajmujące się zarządzaniem prawami autorskimi. Według nich dyrektywa nie oznacza cenzury Internetu, a przynosi ochronę twórcom. Ponadto uważają oni, że obawy o masowe filtrowanie i kasowanie treści są nieuzasadnione.
– W dyrektywie chodzi o realizację, zaspokojenie oczywistych zasad sprawiedliwości w biznesie. Czyli wynagradzania, rekompensaty za pracę. Chodzi o to, aby stworzyć takie przepisy, które umożliwią tym, którzy ponoszą nakłady czyli twórcom, produkującym jakieś dzieła, i tym, którzy ponoszą nakłady w związku z tym, aby te dzieła dotarły do odbiorców, czyli producentom, wydawcom prasy, nadawcom – żeby dostali rekompensatę od tych, którzy na tych dziełach zarabiają. Zwyczajnych użytkowników ta dyrektywa nie dotyka w żadnym stopniu – zwraca uwagę gość PR 24 Marek Frąckowiak, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.
Z taką opinia o dyrektywie o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym nie zgadza się Michał Kanownik.
REKLAMA
– Jeżeli ktokolwiek z wydawców prasy uważa, że ktoś w internecie narusza ich prawa autorskie, wykorzystuje ich teksty naruszając ich prawo – to są sądy, których zadaniem jest dochodzić ich praw. Można się do nich zgłosić – podkreśla prezes Związku Cyfrowa Polska.
Ale procesy sądowe, droga sadowa trwa często bardzo długo.
– Można dyskutować jak ten proces usprawnić, jak przyspieszyć ścieżkę orzekania w takich sprawach. Może warto pomyśleć o uproszczonej, szybkiej ścieżce dotyczącej spraw autorskich w sądach. Ale tworzenie specjalnego prawa pokrewnego tylko dlatego, że jedna grupa biznesowa ma problem albo nie chce korzystać z długoterminowej ścieżki sądowej, to ja tego „nie kupuję” – dodaje Michał Kanownik.
Kto zarabia na rozpowszechnianiu utworów w sieci?
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Jak podkreśla Marek Frąckowiak, gdyby duże koncerny internetowe dzieliły się zyskami z twórcami, to nie byłoby tego problemu. Koncerny nie dzielą się chętnie, a twórcy podnoszą problem, że ich zarobki są symboliczne w stosunku do gigantycznych zarobków wielkich koncernów.
REKLAMA
– W przypadku wydawców prasy jest jeszcze gorzej, bo brakuje praw pokrewnych dla wydawców prasy. Prawo pokrewne czyli prawo do rekompensaty za poniesione nakłady dla producenta, dla twórcy czy dla wydawcy jest powszechnie przyjęte i niekwestionowane, z wyjątkiem wydawców prasy. Takie prawa przysługują wszystkim producentom muzyki, filmów, oprogramowania, a prasy – nie. I nam się tego uparcie odmawia, ponieważ na tym w tej chwili zarabiają właśnie te wielkie koncerny. Na treściach, z których korzystają, którymi przyciągają użytkowników do swoich serwisów, platform i zarabiają na reklamach. Bo oczywiście nie na opłatach, ponieważ nie biorą pieniędzy za udostępnienie treści. Ale zarabiają na ruchu, na reklamach, które związane są z wykorzystaniem treści, za które zapłacił, które wyprodukował ktoś inny – tłumaczy na antenie PR 24 dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.
Potrzebna nowa dyrektywa …
Czy można pogodzić interesy tradycyjnych mediów, które popierają tę dyrektywę i interesy innowacyjnych gałęzi gospodarki, które są przeciwne nowym regulacjom?
– Nie zgadzam się z tym, że media tradycyjne popierają dyrektywę, a pozostałe nie. Można znaleźć mnóstwo artykułów, wypowiedzi mediów tradycyjnych, ale mniejszych koncernów medialnych, mniejszych firm, mniejszych wydawnictw, które nie popierają tej dyrektywy, ponieważ preferuje ona największe światowe koncerny medialne. A nie np. lokalne wydawnictwa – zwraca uwagę Michał Kanownik.
I przypomina, że zawsze w dyskusji w Brukseli nad tą dyrektywą branża cyfrowa powtarzała jedno magiczne słowo – kompromis.
REKLAMA
– Mówiliśmy: szukajmy kompromisu, pogódźmy interesy konsumentów, twórców i biznesu. Ale druga strona cały czas powtarzała – „nam się należy”. Każdemu się należy. Konsumentom należy się tani, szeroki dostęp do kultury, informacji, nauki. Biznesowi należą się jasne, klarowne zasady rozwoju innowacyjnych usług i produktów, a twórcom należy się godziwe wynagrodzenie za ich ciężką pracę – uważa gość radiowej Jedynki.
…bo obecny projekt raczej trafi do lamusa
Klamka finalnie nie zapadła, ale rosną szanse, że ten projekt przejdzie do historii, jako ten nieuchwalony finalnie przez Parlament Europejski.
– Ja się z tego nie cieszę, bo uważam, że dyrektywa w tym zakresie jest potrzebna, tylko dopracowana, kompromisowa, dobra. Odpowiadająca wyzwaniom europejskiego rynku na przyszłość, nie tylko na dzisiaj. Mam nadzieję, że ta mniejszość blokująca, którą także dzięki Polsce udało się zgromadzić, i która zadziałała na te kontrowersyjne zapisy, będzie takim kubłem zimnej wody dla wszystkich. I pozwoli to usiąść jeszcze raz do tej dyrektywy wszystkim stronom – i konsumentom, i politykom, i biznesowi, i twórcom. Aby wypracować faktycznie kompromisowe rozwiązania, które pogodzą te interesy. Bo one są do pogodzenia, ponieważ wszystkie strony tego stołu są od siebie współzależne. Jeżeli będziemy bronili tylko jednej strony, to pozostałe będą na tym traciły – wyjaśnia Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska.
Zapewne do tego stołu będzie można usiąść ponownie dopiero po wyborach do Parlamentu Europejskiego.
REKLAMA
– To możliwe, lecz warto poczekać rok, ale mieć dobre prawo, które będzie dobrze broniło interesów twórców i chroniło prawa konsumentów – dodaje gość radiowej Jedynki.
Również Marek Frąckowiak liczy na to, że jednak jakiś kompromis uda się osiągnąć, i że to prawo unijne wejdzie.
– Może po paru latach, potrzebnych też na implementację do naszego porządku prawnego. Ale podkreślam – ta dyrektywa w niczym nie zagraża prywatnym użytkownikom – przypomina dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.
NRG, Justyna Golonko, Błażej Prośniewski, Tomasz Matusiak, Małgorzata Byrska, kw
REKLAMA
REKLAMA