Szpitale powiatowe zagrożone zamknięciem. Zły system i błędne decyzje
Związek Powiatów Polskich jest zaniepokojony sytuacją szpitali powiatowych. - Generalnie wpłynęło na to wiele czynników, począwszy od kwestii systemowych po niefortunne decyzje podejmowane na poziomie centralnym przez rząd – podkreśla Grzegorz Kubalski, zastępca dyrektora biura Związku Powiatów Polskich.
2019-02-20, 14:11
Posłuchaj
Ekspert przypomina, że o poziomie opieki zdrowotnej oferowanej obywatelom decyduje wielkość środków przekazywanych w ramach systemu na funkcjonowanie służby zdrowia w zestawieniu z Produktem Krajowym Brutto.
Polska w porównaniu do innych krajów Unii Europejskiej przeznacza na ten cel relatywnie małą kwotę. To musi prowadzić do problemu, polegającego na tym, że w całym systemie tych środków jest za mało. A jeśli tak, to można tylko zastanawiać się, w którym miejscu trudności dadzą o sobie znać w największym stopniu. I są one tylko kwestią czasu.
- Na to nakłada się problem z zawodami medycznymi i brakiem dostatecznej liczby osób, które te zawody wykonują. W efekcie, jeżeli mamy duży popyt na zatrudnianie lekarzy czy pielęgniarek, a relatywnie małą podaż, to prowadzi to do windowania wysokości wynagrodzeń, które trzeba wypłacać, żeby określone osoby pracowały w placówkach medycznych. A to bezpośrednio wpływa na wynik finansowy - zauważa Grzegorz Kubalski.
Jego zdaniem obecnie od momentu wprowadzenia systemu określanego mianem „Sieci szpitali”, gdy placówki te są rozliczane według ryczałtu, a nie według liczby wykonanych świadczeń, oznacza to tyle, że w ramach określonej puli środków, szpital musi wykazać się zbilansowaniem wszystkich wydatków. A te jeżeli rosną to są zaczynem problemów.
Na trudną sytuację wpłynęły też błędy w zarządzaniu popełniane na poziomie centralnym. Zdaniem Kubalskiego po pierwsze należą do nich niezbyt racjonalne decyzje dotyczące limitów zatrudnienia poszczególnych pracowników medycznych, a konkretnie liczby personelu pielęgniarskiego w przeliczeniu na łóżka szpitalne. Można tego bronić podnosząc sprawę troski o dobro pacjenta, zadbaniem o to, aby była jak najwyższa jakość usług. Ale „kłopot jednak polega na tym, że gdy dokonaliśmy przeliczenia w roku ubiegłym, to okazało się, że te normy, które zostały zaproponowane wymagają dodatkowego zatrudnienia co najmniej trzech tysięcy pielęgniarek w szpitalach powiatowych, a takiej ich liczby na rynku pracy po prostu nie ma”.
Kubalski podkreśla, że nie mamy odpowiednio dużego zasobu bezrobotnych pielęgniarek , z którego moglibyśmy je pozyskać. Dla szpitali oznacza to tyle, że albo muszą pozyskiwać siostry z innych szpitali na zasadzie podkupowania, co automatycznie powoduje wzrost presji na wynagrodzenia, bo przecież jeżeli ktoś decyduje się na przejście to z reguły za większe pieniądze.
Albo prowadzi to do konieczności zmniejszenia liczby łóżek szpitalnych. Aktualnie, jak wskazują wyliczenia specjalistów w dziedzinie ekonomiki służby zdrowia zagrożonych jest około 4,5 tysiąca łóżek szpitalnych. Już w tej chwili zapadły decyzje o likwidacji około 2 tysięcy z nich - stwierdza Grzegorz Kubalski.
I dodaje „to liczba znaczna, a wynika ona właśnie z decyzji związanych z uleganiem presji poszczególnych grup zawodowych i podejmowaniem takich rozwiązań, które niekoniecznie są w interesie systemu jako całości, a przede wszystkim nie w interesie pacjenta”.
Kto głośniejszy, ten bardziej skuteczny?
Dodatkowym problemem jest polityka płacowa polegająca na udzielaniu koncesji na rzecz tych grup, które dostatecznie mocno wyraziły swój protest. Najlepszym przykładem jest tutaj kwestia wynagrodzeń rezydentów. - Pomijam kwestię tego, że podwyżki dla nich miały być w całości pokryte z dodatkowych środków, które to oczywiście pełne pokrycie nigdy nie nastąpiło. Natomiast problem stanowi to, że punktowa (wybiórcza) zmiana dla określonej grupy zawodów medycznych powoduje presję płacową ze strony innych grup zatrudnionych w szpitalach".
Następuje bowiem porównywanie kompetencji do tych posiadanych przez wyróżnionych, ocena jaki jest ich poziom wynagrodzenia i w efekcie domaganie się podwyżki już nie od ministra zdrowia, ale od dyrekcji placówki szpitalnej. Oczywiście na takie podwyżki szpitale dodatkowych środków nie posiadają. Prowadzi to do dużych problemów finansowych w placówkach powiatowych, co jest zauważalne w analizach ekonomicznych. Reprezentacja Pracodawców Szpitali Powiatowych wyliczyła, że aby nastąpiła poprawa sytuacji potrzebne byłoby podwyższenie ryczałtu, którym dysponują szpitale o co najmniej o 15% .
W tej chwili zgody na to nie ma, w związku z tym szpitale muszą sobie radzić same, korzystając tylko ze środków, które posiadają. W efekcie tego nawet 150 szpitalom powiatowym grozi całkowite zamknięcie.
Jakie działania są konieczne?
- Po pierwsze należałoby oczekiwać bardziej racjonalnej polityki jeżeli chodzi o tworzenie warunków, w ramach których muszą funkcjonować szpitale powiatowe. Po drugie w świetle ustaleń, które już zostały podjęte potrzebne jest zwiększenie strumienia środków, które płyną do tych szpitali. Po trzecie konieczne są szybkie decyzje mające na celu załatanie luki pokoleniowej, dotyczącej liczby osób zatrudnionych w poszczególnych zawodach medycznych - podkreśla Grzegorz Kubalski.
Zdaniem eksperta tylko jednoczesne i szybkie podjęcie tych trzech działań stwarza szansę na ustabilizowanie sytuacji w służbie zdrowia w perspektywie najbliższych lat.
Naczelna Redakcja Gospodarcza, Dariusz Kwiatkowski, kw