Transport publiczny mocno ucierpiał z powodu pandemii COVID-19. Maleją przychody ze sprzedaży biletów
Przy znacznym spadku liczby pasażerów operatorzy w miastach muszą mierzyć się z coraz trudniejszym finansowaniem transportu zbiorowego. Praca zdalna znacznie ograniczyła wpływy ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej.
2021-01-26, 13:25
Od początku pandemii COVID-19 miasta na całym świecie musiały wprowadzić masowe ograniczenia w transporcie publicznym, aby zminimalizować przenoszenie wirusa, ale jednocześnie zapewnić możliwość podróżowania dla osób, które nie mogły pozostać w domu.
Powiązany Artykuł
PKP PLK: mniej wypadków na przejazdach kolejowo-drogowych w minionym roku
Według danych z raportów mobilności Google od początku marca 2020 roku liczba osób odwiedzających wszystkie miejsca związane z transportem publicznym - takie jak przystanki autobusowe, terminale i poczekalnie - spadła aż o 80 proc.
Wielu operatorów komunikacyjnych na świecie nie miało innego wyjścia, jak tylko ograniczyć lub całkowicie zamknąć mniej rentowne trasy. Inni przerzucają swoje koszty na konsumentów, a niektórzy czekają na wsparcie od organów publicznych.
Transport w Warszawie
W Warszawie Zarząd Transportu Miejskiego szacował, że wpływy ze sprzedaży biletów spadną w 2020 roku o 35 proc. w stosunku do roku 2019. Oficjalne wyniki sprzedaży pojawią się w corocznym raporcie ZTM, jednak dane z listopadowego raportu nie napawają optymizmem. Sprzedaż biletów czasowych w listopadzie 2020 roku, w porównaniu do roku poprzedniego, spadła prawie o połowę. Podobna sytuacja może mieć miejsce w innych miastach.
REKLAMA
Pomysł na podatek
Nad trudną sytuacją transportu publicznego zastanawiali się już ekonomiści. - Wielu pracowników odseparowało się od świata zewnętrznego, a mimo to nadal prowadzą pełne życie gospodarcze - napisał w raporcie strateg Deutsche Banku Luke Templeman. - Oznacza to, że pracownicy zdalni wnoszą mniejszy wkład w infrastrukturę gospodarki, a jednocześnie czerpią z niej korzyści - argumentował. W raporcie uzasadniono, że przeciętny pracownik pracujący w domu nie wydaje nic na infrastrukturę transportową, ponieważ nie musi dojeżdżać do pracy i nie kupuje lunchu na wynos.
Analitycy Deutsche Banku zaproponowali, aby osoby pracujące z domu płaciły dodatkowy 5 proc. podatek za ten przywilej, jeśli nie będą chciały wrócić do biur po pandemii.
Powiązany Artykuł
Zmiany w poborze opłat za autostrady. Trwają testy systemu e-Toll
Według Templemana podatek od pracowników zdalnych był potrzebny od lat, ale COVID-19 sprawił, że stało się to dla wszystkich wręcz oczywiste. Praca w domu oznacza, że wiele osób oszczędza na codziennych kosztach, takich jak podróże, lunch, ubrania i sprzątanie, a także prawdopodobnie wydaje mniej na spotkania towarzyskie.
W raporcie wskazano, że podatek w wysokości 5 proc. za każdy dzień przepracowany zdalnie pozwoliłby w Niemczech zebrać 20 mld euro dodatkowych danin. W USA ta kwota wniosłaby 49 mld dolarów, a w Wielkiej Brytanii 7 mld funtów rocznie. Zgodnie z koncepcją badaczy tak pozyskane środki powinny być wykorzystane na dopłaty dla nisko opłacanych pracowników, którzy nie mogą sobie pozwolić na pracę zdalną.
REKLAMA
Dotychczas żadne z państw nie zdecydowało się na wdrożenie podatku od pracy zdalnej.
PolskieRadio24.pl/ZTM/CNBC/BBC/mib
REKLAMA