Upadłość firmy: rząd planuje system wczesnego ostrzegania
Czekamy na działania, a nie na dokumenty. Tak przedsiębiorcy komentują przyjęty przez rząd program rozwoju Polityka Nowej Szansy. Ma on zmniejszyć skalę upadłości małych i średnich firm. Na pewno udzielenie im pomocy jest bardziej opłacalne niż doprowadzenie do upadłości.
2014-07-25, 22:26
Posłuchaj
To pierwszy projekt, w którym kompleksowo opisano problematykę zarządzania przedsiębiorstwem w sytuacji kryzysowej. Przewidziane w nim rozwiązania adresowane są do właścicieli małych i średnich firm, narażonych na trudności na poszczególnych etapach prowadzenia biznesu.
Zawarto tam również wskazówki i możliwości wsparcia dla przedsiębiorców, którzy zamierzają ponownie rozpocząć działalność. Jednak przede wszystkim Ministerstwo Gospodarki zaproponowało rozwiązania dotyczące ratowania przedsiębiorstw w trudnej sytuacji finansowej.
Czy ten dokument podoba się firmom?
– Przedsiębiorcom chciałyby się podobać działania, a nie dokument. To świetnie, że rząd przyjrzał się temu, że pierwszy rok swojej działalności przeżywa tylko ok. 70–75 proc. firm, a po dwóch latach pozostaje na rynku tylko 55–60 proc., stąd trzeba zwiększyć przeżywalność tych firm. Według badań, najczęściej przyczyną upadku jest utrata płynności – podkreśla główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan, dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, gość Radiowej Jedynki.
De facto ma to więc związek z działaniami administracji państwowej, ponieważ jest bardzo dużo regulacji prawnych, które obciążają działalność przedsiębiorstw, szczególnie tych mniejszych. Są to np. obowiązki podatkowe i parapodatkowe oraz te, które pośrednio wpływają na efektywność, czyli czynności informacyjne, składanie różnego rodzaju dokumentów, często powtarzających się, ponieważ wymagają tych samych danych różne instytucje.
REKLAMA
– A warto byłoby zebrać w jednym miejscu te informacje, żeby instytucje publiczne mogły z nich korzystać i rozdysponowywać między sobą – uważa ekspertka z Lewiatana.
Niewykorzystany potencjał
Na pewno szkoda marnować na te obciążenia potencjał, energię tych, którzy decydują się na założenie firmy. Zwłaszcza, że są to głównie osoby w najlepszym okresie aktywnego życia, z pewnym doświadczeniem, czyli w wieku 30–39 lat, a dopiero w drugiej kolejności są to młodsi przedsiębiorcy, do 30 lat. – Co ważne, tylko 7–8 proc. firm zakładają osoby, które wcześniej kierowały przedsiębiorstwami: albo miały własną firmę, albo były zatrudnione i mają doświadczenia zarządcze, co jest niebywale ważne w prowadzeniu działalności gospodarczej. Natomiast ponad 50 proc. tych nowo zakładanych firm jest tworzonych przez osoby bezrobotne lub przez tych, dla których jest to pierwsza praca – wyjaśnia dr Starczewska-Krzysztoszek.
Nie mają oni doświadczenia i stąd ten wskaźnik przeżywalności firm jest niezbyt wysoki. W Europie, w innych państwach UE, ta sytuacja jest zdecydowanie lepsza.
Krótki proces upadłości
Dlatego właśnie chodzi o to, by tę przeżywalność zwiększyć. – Po drugie, jeśli już niestety dojdzie do utraty płynności, czyli firma staje przed upadłością, to ten proces powinien być szybki, sprawny i kosztować bardzo mało, jak tylko to możliwe. Ponieważ w procesie upadłościowym aktywa firmy są wytracane – dodaje ekspertka.
REKLAMA
Czyli trzeba pomóc przeżyć, a jeśli sytuacja jest już zbyt bardzo trudna, to udzielić wsparcia w procesie sprawnego upadania firmy.
– Często jest tak, właśnie przy MSP, że tak naprawdę niewiele potrzeba, żeby zablokować działalność gospodarczą. Może np. dojść do przestoju płatniczego i rusza łańcuszek, w którym każdy kolejny podwykonawca „wykłada się”, ponieważ czeka na pieniądze, nie może zapłacić swoim podwykonawcom, i tak dalej… – wyjaśnia w Polskim Radiu 24 mecenas Mateusz Medyński z kancelarii Zimmerman i Wspólnicy Sp.K.
Trzeba wygrać z czasem
Jest to wielki problem. Toczą się jeszcze obecnie postępowania, które rozpoczęły się w latach 90. – Jeżeli samo postępowanie trwa dłużej niż 2-3 lata, to jest to już problem. Ponieważ w tym czasie taki dłużnik, zamiast się skupiać na generowaniu zysków, na zarabianiu pieniędzy, musi się w tych procedurach przepychać, dyskutować itd. Chodzi o to, aby to wszystko przyspieszyć – uważa Mateusz Medyński .
Postępowanie upadłościowe nie powinno trwać dłużej niż rok. To jest bardzo dobre rozwiązanie. – Choć w naszych warunkach może trochę utopijne. Jeżeli przepisy będą dobrze napisane, to przynajmniej te najprostsze procedury moglibyśmy skrócić do okresu krótszego niż rok – dodaje ekspert.
REKLAMA
Polityka drugiej szansy na co dzień
Chodzi o to, żeby do takich sytuacji nie doprowadzać, żeby można było dogadać się, zrestrukturyzować to zadłużenie, jeszcze zanim sytuacja stanie się zbyt poważna. Chociażby po to, aby ci przedsiębiorcy mogli jeszcze pracować i generować PKB. Czyli żeby było mniej likwidacji firm, a więcej napraw.
– Nacisk jest na to, żeby wierzyciele i dłużnik usiedli do stołu, i spróbowali wszystkie swoje problemy rozwiązać. Prawo ma za zadanie chronić taką sytuację, umożliwiać pewien dialog, szczególnie wtedy kiedy dłużnik jest uczciwy, a do niewypłacalności doszło z przyczyn, które nie leżą po jego stronie, nie wynikają z jego winy lub złej woli. Dlaczego mielibyśmy takiego człowieka karać do końca życia za to, że nie wyszedł mu biznes – uważa mecenas Medyński.
Świadomość do zmiany
Trzecim obszarem, który wymaga nowego podejścia, to zwyczajowe, ugruntowane postrzeganie i traktowanie jako nieudaczników osób prowadzących firmy, którym nie udało się przetrwać na rynku, z różnych powodów. – Na świecie traktuje się taką osobę jak kogoś z ogromnym doświadczeniem. Ponieważ te osoby przeżyły zakładanie działalności, jej prowadzenie, rozumieją jak funkcjonuje firma i wiedzą, co może doprowadzić do jej upadku, i jak można zminimalizować te ryzyka – podkreśla dr Starczewska-Krzysztoszek.
Do 2003 roku obowiązywały przepisy rozporządzenia z 1934 roku. Zostało ono napisane przez specjalistów, i z punktu widzenia merytorycznego zawarte tam regulacje były w porządku, ale przenosiły pewien rodzaj mentalności.
REKLAMA
Mianowicie bankrut, kupiec, który był upadły, tracił zdolność honorową, w skrajnych przypadkach nie podawano mu nawet ręki, czyli ciągnęło się za nim to widmo bankructwa, w pewien sposób był stygmatyzowany. – I to niestety zostało. Ktoś, kto ogłosił upadłość, w najlepszym przypadku jest traktowany jako nieudacznik, a w najgorszym jako złodziej, który okradł swoich wierzycieli i na pewno się na tym nielegalnie wzbogacił. A przecież nie o to chodzi – tłumaczy gość Polskiego Radia 24.
Dokształcanie przedsiębiorców
Rządowy program zawiera również plan zapobiegania sytuacjom kryzysowym w firmach. Ma być stworzony specjalny plan edukacyjny. Czy rzeczywiście przedsiębiorcy potrzebują takiej wiedzy?
– Potrzebują, ale nie wydaje mi się, żeby programy organizowane przez Ministerstwo Gospodarki lub agendy wskazane przez ten resort, mogły ten problem rozwiązać – ocenia ekspertka.
Lewiatan organizuje wiele warsztatów dla firm, gdzie przedsiębiorcy dzielą się swoją wiedzą dotyczącą różnych aspektów zarządzania. – Bardzo trudno jest zgromadzić tam zainteresowanych. Ponieważ nie mają oni na to czasu – dodaje.
REKLAMA
Dlatego jest to skomplikowany problem i dopóki przedsiębiorcy nie dotknie bardzo poważna sytuacja, to nie myśli on w kategoriach zarządzania ryzykiem. – Ale zgadzam się z opinią Ministerstwa Gospodarki, że w polskich, szczególnie tych mniejszych przedsiębiorstwach, jest ogromny niedobór wiedzy zarządczej i musi powstać system, który będzie próbował rozwiązać ten problem – dopowiada dr Starczewska-Krzysztoszek.
Jednak na pewno nie pomoże w tym powołanie zespołu ekspertów ds. Polityki Nowej Szansy, którzy mieliby badać, analizować problematykę upadłości. – To zupełnie niepotrzebne – uważa ekspertka.
W edukacji pomoże Unia
Pod względem tej edukacji ekonomicznej oraz prawnej bardzo pomocna była i jest Unia Europejska.
– Jest dużo programów edukacyjnych i bardzo dobrze, że w tej Polityce Nowej Szansy są one uwzględnione, tak żeby jednym z filarów tych zmian nie były tylko przepisy prawa, co można zrobić w każdej chwili, ale zmiana podejścia społecznego, i wiedzy o tym co nam przysługuje i co nam będzie przysługiwać. To jest bardzo istotne, ponieważ dzięki temu możemy wykorzystywać nasze uprawnienia obywatelskie – podkreśla Mateusz Medyński.
REKLAMA
System wczesnego ostrzegania…
Zdaniem Ministerstwa Gospodarki działania szkoleniowo-doradcze w ramach prewencji upadłości powinny koncentrować się przede wszystkim na uświadamianiu przedsiębiorcom możliwości zaistnienia zagrożeń i porażek w działalności biznesowej, uczeniu rozpoznawania sygnałów świadczących o zbliżającym się kryzysie oraz poszerzeniu wiedzy na temat istniejących form pomocy i restrukturyzacji w obliczu problemów finansowych przedsiębiorstwa.
– Jeżeli upadłość firmy, ze względów społecznych i rynkowych kosztowałaby milion złotych, to działania pomocowe i restrukturyzacyjne mogą kosztować 200 tys. zł, i firmę uratujemy. Ale tylko wtedy, jeśli stosunkowo szybko właściciel firmy i otoczenie zorientuje się, że sytuacja idzie w złym kierunku. Cała ustawa o restrukturyzacji i program pomocowy, który przygotowujemy, będzie zawierał pewne mechanizmy. Przedsiębiorca poprosi kancelarię, i dostanie przygotowany plan, na co może liczyć – będzie miał szansę. Są różne formuły wstępnego ostrzegania firm znajdujących się trudnej sytuacji. Często dotyczy to dobrych firm, które np. przeinwestowały, poszły za szybko do przodu lub nie trafiły w rynek. W związku z tym warto te firmy ratować. Proponowany Program kompleksowo reguluje całą sytuację: od ratowania po szybkie rozwiązanie – tłumaczy Jerzy Majchrzak, dyrektor Departamentu Innowacji i Przemysłu w Ministerstwie Gospodarki, gość Radiowej Jedynki.
W pierwszej połowie tego roku upadłość ogłosiło 418 firm, w ubiegłym roku było ich 483 w tym samym okresie, wobec 1,8 mln aktywnie działających firm. Głównie są to konsekwencje ubiegłorocznej słabej koniunktury. Choć upadłości to tylko ok. 14 proc. wszystkich firm, to warto powalczyć o ich przetrwanie.
…ale nie dla wszystkich
Mikroprzedsiębiorstwa nie prowadzą księgowości, sprawozdań finansowych. – Dlatego proponowanie im modeli, które będą ostrzegać przed zagrożeniami bankructwem jest absolutnie nieadekwatne, ponieważ te modele wymagają pełnych danych finansowych, a takich te firmy nie mają – przypomina dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
REKLAMA
Statystycznie wiele biznesów trzeba założyć, żeby wyszedł jakiś z sukcesem. Każdy uczy się bowiem na błędach. Natomiast jeśli pierwszy poważny błąd powoduje, że już nic nie można zrobić, to wówczas ten trend podcina nam całą olbrzymią gałąź gospodarki. – I jest to myślenie XIX-wieczne: że ktoś, komu coś nie wyszło - skompromitował się, i ten człowiek już się nie liczy. Nie możemy tak myśleć, ponieważ w ten sposób odcinamy innowacyjność – dodaje mecenas Mateusz Medyński.
Obecnie w prawie upadłościowym mamy już szereg instytucji, które nie są wykorzystywane w pełni w procesach ratowania firm, właśnie dlatego, że często przedsiębiorcy nawet nie wiedzą, kiedy to stosować, jak się do tego zabrać, jak się przygotować? W związku z tym bardzo często dochodzi do szkodliwych i niepotrzebnych sytuacji. Czyli bez edukacji nie będzie sukcesów.
Krzysztof Rzyman, Justyna Golonko, Elżbieta Szczerbak, rl, Małgorzata Byrska
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA