Ordoliberalizm
Ordoliberalizm jest nurtem w ekonomii, będącym odmianą czy też pochodną liberalizmu. Nazwa pochodzi od łacińskiego słowa ordo oznaczającego ład, porządek. To kierunek uważany za próbę udoskonalenia klasycznego anglosaskiego liberalizmu.
2019-03-04, 20:00
Posłuchaj
- Dobrze, że mówimy o ordoliberaliźmie, bo to jest nurt w ekonomii, szczególnie zaniedbywany w debacie ekonomicznej. To taki uładzony liberalizm, na który nakłada się pewne ramy. To nie znaczy, że rezygnujemy z wolności. Jest wolność, ale jest i odpowiedzialność - wyjaśnia prof. Elżbieta Mączyńska - prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Powstanie nurtu kojarzone jest z okresem Wielkiego Kryzysu w latach 1929-1933. Gospodarka światowa była w zapaści, co tworzyło grunt pod różnego rodzaju koncepcje etatystyczne, antywolnościowe. Wobec tego zebrali się na specjalnej debacie klasyczni liberałowie i rozmawiali o tym jak walczyć o liberalizm, aby etatyzm nie wyeliminował liberalnych koncepcji. W czasie tych debat doszło do kłótni, w następstwie których wytworzyły się dwa nurty, dwie gałęzie liberalizmu : ordoliberalizm i neoliberalizm. Ten drugi to koncepcja związana z fundamentalizmem rynkowym. To rynek ma o wszystkim decydować , a państwo występować w roli stróża nocnego, nie może wtrącać się do gospodarki.
- Ordoliberalizm natomiast uznaje, że potrzebne są pewne ramy, które doprowadzą do tego, że wolności będzie towarzyszyła odpowiedzialność. I tutaj jeszcze jedna cecha ordoliberalizmu, a mianowicie, że ta odpowiedzialność powinna łączyć się z moralnością i etyką. W neoliberalnej teorii uznano, że to rynek rozwiąże wszystkie problemy – przypomina Elżbieta Mączyńska.
Powstało nawet hasło :”Chciwość jest dobra! Skoro rynek ją akceptuje to na pewno tak jest ”. Tymczasem ordoliberałowie uważali, że jednak potrzebne są regulacje , które pozwolą na to, żeby ludzie nie byli oszukiwani. Jest taka książka dwóch noblistów: Georga A. Akerlofa i Roberta J. Shillera pod tytułem „Złowić frajera”, w której ci ekonomiści pokazują jak bardzo rynek może z nas zrobić frajerów.
REKLAMA
- I otóż ordoliberalizm to jest taka koncepcja, która nie powala na to, żeby rynek się wynaturzał na niekorzyść klientów - zaznacza Mączyńska.
- Cechą ordoliberalizmu jest dbałość o harmonijny rozwój nie tylko gospodarki ale także o postęp społeczny i taki rozwój, który służy poprawie jakości życia, podczas gdy sam rynek niekoniecznie temu sprzyja - dodaje szefowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Ordoliberałowie zgadzali się na interwencję państwa, tam gdzie było to konieczne dla obrony konkurencji. Tym samym państwo miało bronić przed monopolami i oligopolami. Nurt ten opowiadał się z demokracją parlamentarną oraz decentralizacją władzy.
Ordoliberalzm jest ściśle związany z katolicką nauka Kościoła, w której też jest troska o człowieka, o to, żeby nie dochodziło do szkodliwych niekiedy społecznie, ekstremalnych nierówności i wyzysku, ponieważ takie nierówności zagrażają gospodarce powodując ograniczenie popytu. Ci bogaci mają bowiem wszystko, więc nie są dla rynku atrakcyjni, a biedniejsi, gdy dostaną pieniądze natychmiast kierują je na rynek i wówczas gospodarka zaczyna się ożywiać. W praktyce zasady ordoliberalizmu były wprowadzane w życie w Niemczech, gdy Ludwig Erhard był ministrem gospodarki w latach 1949-1963, a później kanclerzem RFN (1963-1966)
REKLAMA
Wśród najsłynniejszych teoretyków ordoliberalizmu byli Alexander Rustow, Franz Bohm, Walter Eucken, Wilhelm Ropke.
- Warto mówić o ordoliberaliźmie, a w zasadzie powinno być to naszym obowiązkiem, ponieważ to jest teoria, która stanowi podstawę tego, co mamy zapisane w Konstytucji, a więc społecznej gospodarki rynkowej. A społeczna gospodarka rynkowa to jest konstytucyjny model ustroju gospodarczego nie tylko w Polsce, ale także przewidywany w Traktacie Europejskim. Chociaż praktyka niekoniecznie się pokrywa z tym, co zapisane jest w traktatach konstytucyjnych -podsumowuje Elżbieta Mączyńska.
Dariusz Kwiatkowski, ak, NRG
REKLAMA
REKLAMA