Monika Żochowska i Ewa Dudzic z firmy kosmetycznej Phénicoptère: od start-upu do globalnej marki

Czy czują się już damami polskiego rynku kosmetycznego i zarazem ambasadorkami młodego polskiego biznesu za granicą? Przyznają, że powoli zaczynają do tego dojrzewać. I nic dziwnego, skoro w tym roku firma Phénicoptère, którą stworzyły od podstaw, będzie miała prawdopodobnie 10 mln złotych przychodu. A przecież Monika Żochowska i Ewa Dudzic założyły ją zaledwie kilka lat temu.

2015-05-31, 15:45

Monika Żochowska i Ewa Dudzic z firmy kosmetycznej Phénicoptère: od start-upu do globalnej marki
Ewa Dudzic i Monika Żochowska, twórczynie i właścicielki firmy Phénicoptère. Foto: Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia

Posłuchaj

Gośćmi audycji "Ludzie gospodarski" w Polskim Radiu 24 były Ewa Dudzic i Monika Żochowska, twórczynie i właścicielki firmy Phénicoptère cz. 1 /Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
+
Dodaj do playlisty

W  2012 roku zdobyły tytuł  start-upu roku, choć konkurowały z innymi 99 start-upami technologicznymi.

Jednak to ich pomysł  okazał  się  najbardziej intrygujący  dla jurorów. Pomysł, który zaowocował  powstaniem rękawiczki, która zmywa makijaż tylko z użyciem wody.     

Fundusz Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości Seed Capital zainwestował w ich firmę 100 tysięcy złotych. To pozwoliło na  wyprodukowanie pierwszej małej partii towaru i rozpoczęcie sprzedaży internetowej.                                       

Wszystko zaczęło się na Tasmanii

Tam Monika Żochowska trafiła na praktyki do kliniki chirurgii plastycznej. Było to na końcu świata, wszak Tasmania, wyspa, jest jedną z prowincji Australii.

REKLAMA

- Poznałam lekarza specjalizującego się w chirurgii upiększającej - wspomina.

Od niego usłyszała o mikrotechnologii stosowanej we włókiennictwie, o mikrowłóknach mających coraz szersze zastosowanie w różnych dziedzinach życia. Właśnie te mikrowłókna miały posłużyć do stworzenia przebojowego produktu. Punktem wyjścia  było przekonanie, wynikające z własnych odczuć i doświadczeń, że zmywanie  makijażu, szczególnie przy użyciu środków chemicznych, nie należy do ulubionych zajęć płci pięknej. Użycie samej wody i specjalnej rękawiczki miało to ułatwić.

Entuzjazm Moniki Żochowskiej udzielił się jej wspólniczce Ewie Dudzic. Pierwszych producentów próbnych egzemplarzy znalazły w Korei Południowej. Uzgodnienia prowadziły za pomocą  telefonu i Skype'a , bo nie miały pieniędzy na wyjazdy z misją gospodarczą. Według ich wskazówek włókno zostało zmienione tak, aby odpowiadało potrzebom rękawiczki do demakijażu. Na te przedsięwzięcia musiały wyłożyć własne oszczędności.

Nowy produkt najpierw zaczęły testować na sobie, a potem postanowiły przeprowadzić profesjonalne badania.

REKLAMA

Próbki włókna, które dostawały od producenta z Korei, zanosiły do  laboratorium mieszczącego się w murach Uniwersytetu  Warszawskiego.

- Dojście do idealnego prototypu zabrało nam 2 lata - wyjaśnia Ewa Dudzic. To, że jest bezpieczny, zostało potwierdzone podczas badań dermatologicznych.

Każda miała swoje zdanie, jak rękawiczka ma wyglądać. Doszło do sporu.

- Ewa ma mniejszą rękę, mniej nakłada makijażu, więc dla niej lepszym rozwiązaniem była mniejsza rękawiczka, wsuwana na dłoń. Mnie brakowało trochę powierzchni do tego, żeby zmyć  makijaż perfekcyjnie, więc wymyśliłam chusteczkę z czterema  zagiętymi rogami - wspomina  Monika Żochowska.

REKLAMA

Panie doszły do wniosku, że skoro potrzeby są różne, to na rynku potrzeba produktów dwojakiego rodzaju.

100 tysięcy z Funduszu AIP Seed Capital było jak nabranie wiatru w żagle. Stworzyły stronę internetową i zaczęły  sprzedawać oraz zbierać doświadczenia. Wkrótce sprzedaż została poszerzona o  sieć perfumerii i salony kosmetyczne.

Z podlaskich i lubelskich pól na piaski Arabii Saudyjskiej i Dubaju

Pierwszego dystrybutora znalazły w Arabii  Saudyjskiej, później w Dubaju, choć z tym drugim współpraca nie trwała  długo. Obecnie jest to  partner obejmujący swoim działaniem cały rynek Bliskiego Wschodu.  A sprzedaż prowadzona jest już w 30 krajach na całym świecie.

Wcześniej, kiedy  skończyły się pieniądze otrzymane z  Funduszu  AIP Seed Capital, sięgnęły po fundusze unijne. To miało  pomóc w realizacji celu, jakim było wypromowanie marki globalnej.

REKLAMA

Skorzystały  z unijnego projektu "Paszport do eksportu" i programu promocji polskich branż stworzonego przez  Ministerstwo Gospodarki. Dzięki temu wsparciu były na targach w Bolonii, Dubaju i w wielu innych miejscach.

- Gdyby nie te dwa projekty, to nie byłybyśmy w stanie pozyskać tak wielu partnerów biznesowych na całym świecie - przyznaje  Monika Żochowska. Wsparcie uzyskane z rządowego  programu dawało im przekonanie, że firma jest postrzegana jako poważna, mająca solidne oparcie w strukturach  kraju, z którego pochodzą.  

W rozliczaniu  środków unijnych pomagał im profesjonalista. Nie ukrywają, że bez jego eksperckiej wiedzy nie mogłyby się skupić na działalności stricte biznesowej.

Biurokracja unijna budziła zniecierpliwienie, ale z drugiej strony obie panie doceniają znaczenie unijnego wsparcia.

REKLAMA

Ciężka praca i skorzystanie z programów pomocowych dały efekty.

- Obrót z pierwszego kwartału roku 2015 jest takich rozmiarów jak ten z całego zeszłego roku. Będziemy miały 400-procentowy wzrost w skali roku, jeśli nie więcej -podkreśla Ewa Dudzic.

Droga do dzisiejszych osiągnięć wymagała dużej determinacji i wiary we własne siły. Te atuty dało im wychowanie. Obydwie pochodzą z małych miejscowości w Lubelskiem i Podlaskiem.

Rodzice Moniki Żochowskiej rozwijają działalność biznesową, od dawna prowadzą gospodarstwo, w którym poznała smak ciężkiej  pracy i nabrała ochoty do bycia samodzielną. 

REKLAMA

- To zamiłowanie do robienia własnych biznesów, a także do korzystania ze swobody zarówno w interesach jak i w prywatnym życiu wyszło właśnie od rodziców - podkreśla. - Od małego dziecka chciałam podróżować  i w pierwszą podróż wybrałam się mając kilka lat autobusem, z mojej rodzinnej miejscowości do Łomży. Nie umiejąc zorientować się w rozkładzie jazdy, nie wiedziałam, jak wrócić. Odnaleźli mnie rodzice, którzy mieli jeszcze na głowie czworo mojego rodzeństwa - wspomina.

Ewa Dudzic z kolei pomagała w gospodarstwie dziadków na wsi. - To nasze pochodzenie nauczyło nas ciężkiej pracy - konstatuje. - Bywa, że życie wymaga od nas pracy dalekiej od tej biurowej, a wiemy, że nikt za nas tego nie zrobi, wtedy szybko same zabieramy się do roboty. Bo tego wymaga od nas sytuacja i obcinanie kosztów - dodaje Monika Żochowska.

Antwerpski  epizod, czyli diamenty najlepszym przyjacielem dziewczyny

Obydwie ukończyły Wydział  Zarządzania i Marketingu na Uniwersytecie Warszawskim. I nagle okazało się, że są trudności ze znalezieniem pracy, bo urodziły się w okresie demograficznego wyżu.

Ewa Dudzic wraz z  kolegą jeszcze na piątym roku studiów założyła firmę cateringową w Krakowie, wyspecjalizowaną w sushi, która prosperuje do dziś.

REKLAMA

- Musiałam się jednak skupić  na obecnej pracy, jednego z drugim nie dałoby się pogodzić – wspomina.

Aplikacje do firm kosmetycznych, które składała Monika Żochowska, były odrzucane. Zaprocentowały jednak kontakty nawiązane podczas studiów i praktyk w Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych.

Dostała pracę w Antwerpii, w dzielnicy diamentów.

- Byłam tam menedżerem od marketingu, tworzyłam taką ekskluzywną markę  z nieoszlifowanymi diamentami. Jestem też specjalistą od szacowania wartości oszlifowanych diamentów - mówi.  Do jej zadań należało między innymi organizowanie aukcji nieoszlifowanych kamieni, pochodzących z kopalni w Afryce, Rosji i Kanadzie.

REKLAMA

Ta praca  w warunkach ekskluzywnego rynku uwrażliwiła Monikę Żochowską na estetykę branży kosmetycznej. Z kolei Ewa Dudzic zdobyła doświadczenia w agencji reklamowej. To wszystko pomogło im przy tworzeniu własnej firmy, strategii reklamy, wprowadzania produktu na rynki.

Niczym niezastąpione wsparcie

Najbliższe plany? To rozwinięcie działu kosmetycznych produktów innowacyjnych, ale w dalszym ciągu w oparciu o wykorzystanie  mikrowłókien, tak aby stać się w tej dziedzinie liderem na skalę światową. Chciałyby też  zatrudnić w swojej  warszawskiej centrali  ludzi młodych, ale koszty z tym związane skutecznie hamują ich dążenia. 

- Mogłybyśmy zatrudnić dwóch pracowników, ale z drugiej strony te koszty są  takie, że wolimy jeszcze dodatkowo popracować same. Tylko, że w ten sposób nie dajemy komuś pracy - mówią. To postrzegają jako patologię naszego życia gospodarczego. 

Jak wygląda ich roboczy dzień? Pracują 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, bo jak powiadają, mają już klientów pod różnymi szerokościami geograficznymi. I często jest tak,  że  gdy w jednym kraju praca już się kończy, to  w drugim zaczyna i są stamtąd „bombardowane” telefonami  i e-mailami na okrągło.

REKLAMA

- Odbieramy telefony, nie zwracając uwagi na to, że jest druga nad ranem, bo tego wymaga interes firmy – wyjaśniają. A poza tym są oczywiście wyjazdy  biznesowe. Atrakcyjne, ale i męczące. Chociaż z zabawnymi epizodami. Na przykład  w Las Vegas. Ewa  Dudzic, która pracowała w  czasie studiów jako krupier w kasynie, nie mogła sobie odmówić i spróbowała szczęścia w najsłynniejszym przybytku hazardu na świecie. Zazwyczaj sprzyjało jej szczęście. Wiedziała też  zazwyczaj, kiedy w porę odejść od stolika. Raz tylko tak była zafascynowana grą, że nie dawała się odciągnąć.

- Gdybyśmy odeszły  w tym momencie, w którym ją do tego namawiałam, to wygrałaby duże pieniądze - wspomina Monika Żochowska.

A życie prywatne?  - Odkładamy na później -  twierdzą zgodnie.

O bliższy kontakt upominają  się rodzice. W przypadku  Ewy Dudzic łatwiej  o spotkanie z bliskimi, ponieważ  fabryka produkująca na ich zlecenie rękawiczki do demakijażu, znajduje się w jej rodzinnej miejscowości. Monika Żochowska musi liczyć raczej na przyjazd rodziców do Warszawy.

REKLAMA

Jednak świadomość, że mają tych najbliższych sobie ludzi, że mogą  na nich liczyć, ma dla obu pań ogromne znacznie. Są przekonane, że bez  ich wsparcia osiągnięcie sukcesu nie byłoby możliwe. Nie tylko w wymiarze psychologicznym. Również w znaczeniu praktycznym, biznesowym, ponieważ gdy była taka chwila, że żadna instytucja finansowa nie chciała im udzielić pożyczki, z pomocą przyszli właśnie rodzice.

- Przede wszystkim jednak zawdzięczamy im to, jakimi jesteśmy osobami, że potrafimy wierzyć w to, co robimy, czujemy wsparcie i umiemy pokonywać wszelkie trudności, to na pewno jest ich zasługa. Bez tego nigdy byśmy się nie odważyły na taki ryzykowny krok, jak założenie własnej  firmy - podkreślają zgodnie.

Dariusz Kwiatkowski, awi

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej