Niższy PIT i mniejszy klin podatkowy oznaczają więcej pieniędzy w portfelach

2019-07-08, 19:20

Niższy PIT i mniejszy klin podatkowy oznaczają więcej pieniędzy w portfelach
Zdjęcie ilustracyjne. . Foto: marekusz/Shutterstock.com

Kto nie cieszyłby się z obniżki podatków. Już wkrótce mają rozpocząć się rządowe prace nad projektem ustawy obniżającej stawki PIT z 18 do 17 procent. O to ile i kto na tym zyska, zapytaliśmy ekspertów podatkowych.

Posłuchaj

Gospodarczy Temat Dnia w radiowej Jedynce - Błażej Prośniewski.
+
Dodaj do playlisty

Zdaniem Artura Bartoszewicza, ekonomisty ze Szkoły Głównej Handlowej, każda obniżka podatków z punktu widzenia tego podatku PIT, który płacimy od wynagrodzeń jest bardzo dobrym rozwiązaniem.

 Dlatego, że w Polsce tych obciążeń wynagrodzenia otrzymywanego przez pracownika jest bardzo dużo  podkreśla gość radiowej Jedynki.

Niekorzystny wachlarz składek

– Mówimy tutaj o przypadku umowy o pracę i składkach na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, zdrowotnych, emerytalnych i pozostałych. Czyli bardzo duża część naszego wynagrodzenia jest de facto przejmowana przez system publiczny, finanse publiczne, które później próbują dostarczać nam różnego rodzaju produkty, usługi – wyjaśnia Bartoszewicz.

Często też system rekompensuje braki, bo tak się umówiliśmy jako społeczeństwo, w takim modelu funkcjonujemy.

– Ale ta logika jest w moim przekonaniu bardzo niepoprawna. Ponieważ nie powinniśmy karać za to, że pracujemy. Raczej powinniśmy dążyć do tego, żeby człowiek dostawał jak największą część swojego wynagrodzenia do ręki i decydował. W momencie kiedy decyduje i podejmuje konsumpcję, to wówczas moglibyśmy mówić o tym, żeby podatkami w jakiś sposób partycypować w jego decyzji. Często nawet uzyskiwać większy efekt właśnie wtedy, kiedy ktoś więcej wydaje. A wydaje więcej, bo więcej zarobi – tłumaczy gość radiowej Jedynki.

Mniejszy klin podatkowy

Obniżka podatku PIT z 18 na 17 procent to jedna z propozycji rządowych, aby zmniejszyć tzw. klin podatkowy, czyli różnicę między tym, co zarabiamy brutto a tym, co dostajemy netto. To postulat zgłaszany od wielu lat przez różne środowiska.

– Jest to pewien kierunek, ale to nie jest tak, że natychmiast uszczęśliwi wszystkich, ale jest na pewno dobrym kierunkiem. Jeżeli dołożymy do tego niedawną decyzję o tym, że do 26. roku życia zarobki do kwoty 82,5 tys. złotych będą w ogóle zwolnione z podatku, to zaczyna się robić dosyć ciekawy system – wylicza Artur Bartoszewicz.

Dodatkowo trzeba też pamiętać, że aby otrzymać daną wysokość wynagrodzenia na rękę to koszty pracodawcy są o wiele większe niż wynagrodzenie brutto.

– Ponieważ do sumy brutto musimy jeszcze doliczyć cały pakiet składek na ubezpieczenia społeczne, które płaci pracodawca. Tych składek jest dużo: to składki emerytalne, rentowe, chorobowe, wypadkowe, na różne fundusze. Całościowo gdybyśmy zliczyli to jest ponad 20 proc. obciążeń dodatkowych na pracodawcę, a pracownik to jest prawie 14 proc. Czyli gdybyśmy np. zarabiali najniższą, przykładową stawkę wynagrodzenia miesięcznego w Polsce, 2250 złotych, to na rękę dostajemy 1500 złotych. Koszt pracodawcy to jest ponad 2700 złotych. Ta różnica pomiędzy 2700 złotych i 1500 złotych to jest właśnie klin podatkowy. To są te koszty, które są po obu stronach narzucane i na pracownika, i na pracodawcę - wyjaśnia w Polskim Radiu 24 Andrzej Marczak doradca podatkowy, wiceprzewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych.

Rząd obiecał jeszcze podniesienie kosztów uzyskania przychodów.

– Cały czas mówimy o tym, żeby przestać karać za pracę. Główny problem polega na tym, że widzimy tylko fragmenty. Pojawiają się różnego rodzaju propozycje, które jak puzzle zaczynają tworzyć obrazek. Ja wolałbym, żeby zastanowić się nad całościowym systemem podatkowym i zrobić jeden, prosty, jednolity system opodatkowania. Bo każdego typu ruchy wewnętrzne w systemie zawsze powodują, że ktoś jest bardziej zadowolony lub mniej – zauważa gość radiowej Jedynki.

Niższy PIT to więcej pieniędzy w portfelu

Pozytywny wpływ niższego PIT podkreśla też Tomasz Wróblewski z Warsaw Enterprise Institute.

– Każde obniżenie podatków to jest dobry pomysł. To jest kilka miliardów do kieszeni ludzi. Około 90 proc. ludzi płaci podatki w pierwszym progu podatkowym. Także na pewno będzie to zauważalne. Przyniesie to korzystne efekty dla państwa, ponieważ ludzie będą wydawali więcej pieniędzy, zwłaszcza ci, którzy będą w tym pierwszym przedziale. Oni znaczącą część swoich pieniędzy przeznaczają na konsumpcję. Dlatego można założyć, że to bardzo szybko wróci na rynek – uważa Tomasz Wróblewski.

Czy powracające na rynek pieniądze zrekompensują to, że do budżetu będzie wpływało mniej pieniędzy – bo szacuje się, że te wszystkie zmiany podatkowe czyli obniżka PIT, zerowy PIT dla młodych pracowników do 26. roku życia oraz zwiększenie kosztów uzyskania przychodów będzie rocznie kosztowało budżet nawet 10,5 mld złotych.

– Pewno w całości nie. Musimy się liczyć z tym, że pewne koszty z punktu widzenia budżetu państwa powstaną. Na pewno powstaną u jednego z uczestników tego procesu, którego wprost nie widzimy, a są to samorządy. Bo to, co wróci, wróci oczywiście w konsumpcji, jako podatek VAT. W tym podatku samorządy partycypacji nie mają. Mają w podatku PIT – zwraca uwagę Artur Bartoszewicz.

Stracą samorządy

Czyli samorządy stracą na obniżeniu podatku PIT.

– Stracą one w dyspozycji, a zyska w tym momencie budżet krajowy. Czyli mamy tu do czynienia z takimi ruchami, podobnie jak było z zerowym PIT dla dwudziestosześciolatków, gdzie wykonując decyzje, które są korzystne z punktu widzenia podatnika rząd jednak przesuwa dyspozycje pieniądza z dyspozycji budżetu samorządowego do budżetu centralnego. To oczywiście powoduje, że osłabiamy finansowo samorządy, ale chodzi o to, byśmy zdejmowali koszt związany z pracą. Z drugiej strony należałoby rozważyć, czy nie warto w jakiś sposób zrekompensować samorządom tego typu utratę środków – zastanawia się gość radiowej Jedynki

Dodaje, że rekompensata mogłaby pójść w kierunku wzmocnienia finansowego samorządów, czyli wytworzenia mechanizmu rekompensującego, bądź też próby przebudowy systemu.

– Żeby całościowo spojrzeć na podatki, zastanowić się nad zasadnością PIT i CIT. Szczególnie tego ostatniego, który jest podatkiem uznaniowym, płaconym przez przedsiębiorców, po odliczeniu kosztów. Czyli „jakie koszty mam, to taki podatek CIT płacę”. Potem co jakiś czas słyszymy informację, że jakaś firma nie płaci podatku CIT, a inne płacą – przypomina Artur Bartoszewicz.

Cały system do zmiany

Natomiast podatek PIT jest według gościa Jedynki demotywujący na rynku pracy. Dlatego lepiej byłoby, żeby się zastanowić nad tym podatkiem. Takim szerszym i dobrze funkcjonującym podatkiem byłby podatek pośredni. Oczywiście jako podatek VAT. Jednak czy w tym obecnym modelu powinien on funkcjonować?

– Jest chyba teraz ten czas, po okresie, w którym zobaczyliśmy ogromną lukę VAT, po braku umiejętności ściągania tych podatków, po tym jak się uczymy, rozgryzamy ten system by zagwarantować rzeczywiste wpływy do budżetu z tych podatków, które są do zapłacenia – to jest właśnie okazja, by szerzej spojrzeć na finanse publiczne i zastanowić się, w jakim modelu my tak naprawdę te podatki chcemy zbierać. Bo nasz obecny model jest hybrydowy. On jest już tak pocięty jak siatka z dziurami, w której każda władza w danym okresie robiła różne ruchy, które miały coś usprawnić, albo zmniejszyć obciążenie itd. A dzisiaj to już jest masło maślane – ocenia Bartoszewicz.

Również Andrzej Marczak, doradca podatkowy, wiceprzewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych uważa, że na pewno warto zweryfikować tabelę podatkową, która nie była zmieniana od 10 lat.

– Może tych stawek powinno być kilka, może powinna być stawka dla najlepiej zarabiających. Bo od nowego roku będzie stawka 36 proc. czyli grupy osób zarabiających ponad milion złotych rocznie i to będzie ta danina solidarnościowa.

Mamy teraz zerową stawkę PIT dla osób do 26 roku życia. Czyli będzie już 5 stawek: 0 proc., 17 proc., 18 proc., 32 proc. i 36 proc., ale dość przypadkowych. Stąd warto zrobić nową skalę podatkową, która będzie odzwierciedlać rzeczywiste potrzeby i budżetu i podatników. Żeby złapać ten złoty środek pomiędzy dochodami budżetowymi, zadowoleniem podatników i atrakcyjnością naszej gospodarki – podkreśla gość PR 24.

Kolejny element, czyli kwota wolna od podatku

Jaka rolę w tym docelowym modelu powinna odgrywać kwota wolna od podatku? Bo był to bardzo głośny postulat. Może obniżki PIT mają być alternatywą dla wyższej kwoty wolnej od podatku?

– Jest to jakaś forma rekompensaty. Problem kwoty wolnej od podatku polega na tym, że kiedy zaczynamy porównywać te kwoty w Polsce i w krajach, które konkurują z nami na rynku pracy o pracowników, to wszystko się właśnie o to rozbija. Na ile jesteśmy konkurencyjni wobec innych gospodarek, które łakną naszych pracowników? Na pewno przegrywamy kwotą podatkową, która obciąża pracę i przegrywamy kwotą wolną od podatku – podkreśla gość radiowej Jedynki.

Jeżeli porównamy te wysokości, to ktoś, kto jedzie do Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec ten radykalnie zyskuje tylko na tym, że przeniesie się w systemie.

– Warto dlatego pomyśleć o tym i ściągać podatki w zupełnie innych obszarach. Wtedy, kiedy już ktoś ma dyspozycje pieniądza, kiedy zaczyna podejmować decyzje i kiedy idzie w kierunku dobra luksusowego. Trzeba zastanowić się też nad tym, jak dobra podstawowe, te niezbędne do życia, są one opodatkowane. A jak są opodatkowane te dobra, które nie są niezbędne. Mieliśmy ostatnio zmiany i zamieszanie w systemie VAT, gdy okazało się, że np. czipsy uzyskały mniejszą stawkę podatku VAT od soków owocowych. To pokazuje, że nie do końca jeszcze potrafimy sterować systemem konsumpcyjnym poprzez system podatkowy. To jest tzw. ekonomia behawioralna, by np. przesuwać konsumenta do rzeczy, które są nam niezbędne – wyjaśnia gość Jedynki Artur Bartoszewicz, ze Szkoły Głównej Handlowej.

Małgorzata Byrska, Sylwia Zadrożna, Błażej Prośniewski, Aleksandra Tycner, akg

.

Polecane

Wróć do strony głównej