Delegowanie pracowników. KE ma nowy pomysł, zły dla Polski
Takie same zasady wynagradzania i pracy dla wszystkich pracowników na terenie danego państwa. Stosowanie prawa miejscowego i lokalnych układów zbiorowych pracy przewiduje unijny projekt rewizji dyrektywy o delegowaniu pracowników. Oznacza to kłopoty dla polskich przedsiębiorców.
2017-02-16, 17:30
Posłuchaj
Polska jest tym krajem Unii Europejskiej, z którego wysyła się do pracy zagranicę najwięcej pracowników. Rewizja dyrektywy faktycznie oznacza zaostrzenie przepisów dotyczących pracowników delegowanych.
- Komisja Europejska zapowiedziała zmianę kolejnych przepisów. Pracownik delegowany przez polską firmę będzie musiał być rozliczany według tych samych zasad, co lokalni pracownicy. Proszę sobie wyobrazić, co się wydarzy, jeśli pracownik będzie po kilka tygodni w danym państwie. Pracodawca i pracownik, będzie musiał nauczyć się przepisów każdego państwa członkowskiego - mówi Stefan Szwarc, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy.
Prawo zmienia się zbyt szybko
Sytuacja jest ciężka od 1 stycznia 2015 roku, kiedy w Niemczech weszła w życie ustawa o płacy minimalnej. Nie ma kwartału, żebyśmy nie byli zaskakiwani nieprzyjemnymi informacjami - mówi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska. Ale problemem nie są nawet same płace minimalne.
- To jest niepewność prawa. Kolejne państwa Austria, Włochy wprowadzają nowe przepisy, które nie są jasne, żeby je zastosować do klasycznych pracowników delegowanych. Jeśli na przykład polska firma wygrywa przetarg i tam wysyła na rok swoich pracowników, w takiej sytuacji przepisy są jasne. Trudno je jednak zastosować do transportu, wychodzą z tego koszmarne biurokratyczne obowiązki – przekonuje gość.
Problemy dla przedsiębiorców
Maciej Wroński zwraca uwagę, że osiągnięty efekt będzie odwrotny do zamierzonego - nowe przepisy zwiększą, a nie zmniejszą nierówności płacowe w konkretnych przedsiębiorstwach.
- W polskim przedsiębiorstwie, gdzie mamy dwóch kierowców o identycznych kwalifikacjach, jeżdżą na takich samych typach ciągników siodłowych, mają tyle samo dzieci. To w zależności od trasy i od tego jakie przyjdą zlecenia jeden w danym miesiącu zarobi około 1200 euro, a drugi będzie miał szczęście, bo dostanie trasę do bogatszych państw i dostanie 3500 euro. Robimy równość tam gdzie jest dostarczany towar, ale generujemy konflikty wśród pracowników tam gdzie oni są zatrudnieni – dodaje.
REKLAMA
Nie jesteśmy sami
Przeciwko propozycji Komisji Europejskiej występuje nie tylko Polska, ale i kilkanaście innych krajów. Europosłanka Danuta Jazłowiecka, która zajmuje się tą problematyką uważa, że nie należy się poddawać.
- To nie mogą być tak ogólne zapisy, powinny być bardziej szczegółowe. Chcemy uniknąć sytuacji, że państwa goszczące będą stosowały protekcjonizm i będę unikały delegowania pracowników. Świadczenie usług zagranicą to jedna z domen naszego eksportu – tłumaczy ekspertka.
Ostateczny kształt przepisów zostanie wypracowany w negocjacjach między rządami unijnych państw Komisją Europejską oraz europarlamentem. Zakończenie prac nad stanowiskiem Parlamentu Europejskiego planowane jest wstępnie na lipiec.
Jeśli Komisja Europejska przeforsuje zmiany, polscy przewoźnicy mogą stracić nawet 100 tysięcy miejsc pracy.
Aleksandra Tycner, abo
REKLAMA