Artur Waś szczerze: rywal kosi mnie jak zły

"Kolejną kluczową sprawą jest osoba Pawełka Kuliżnikowa. Postać, która pojawia się w moim życiu ni stąd, ni zowąd i kosi jak zły. Gdyby go nie było, wygrałbym pięć z sześciu pięćsetek pucharowych i bardzo możliwe, że płynąc na tej fali nie przegapiłbym i tej szóstej. I co?" - nietuzinkowe podsumowanie występu na MŚ w Heerenveen Artura Wasia.

2015-02-18, 17:58

Artur Waś szczerze: rywal kosi mnie jak zły
Artur Waś na torze w Heerenveen . Foto: Radosław Tafliński/tafel.pl

Najszybszy Polski łyżwiarz, sprinter Artur Waś po mistrzostwach świata, które w ostatni weekend zakończyły się w holenderskim Heerenveen wrócił do Inzell, gdzie mieszka i trenuje. Artur przed mistrzostwami i podczas ich trwania nie korzystał z komputera. "Mam plan dnia tak ułożony, aby jak najmniej czasu, a najlepiej w ogóle, spędzać przy komputerze. Nie chcę niepotrzebnie obciążać kręgosłupa. Jeśli coś muszę pilnie sprawdzić, to na telefonie. Od mojego słynnego trenera Jeremy'ego Wotherspoona nauczyłem się, jak trzeba profesjonalnie przygotowywać się do zawodów i potem regenerować" – mówił Waś przed startem na 500 metrów.
Po zawodach Artur Waś w bardzo szczery i oryginalny sposób na jednym z portali społecznościowych skomentował swój występ w Heerenveen i zapowiedział, że nie zamierza odpuszczać walki o medale na kolejnych mistrzowskich imprezach.

>>> Polskie orły w Heerenveen nie rozwinęły skrzydeł. Z "Jaskini Lwa" wracają głodne

"Cały czas chłonę po Mistrzostwach Świata. Czuć nieco żal, że nie przywiozłem medalu, jednak nie rozpatruję swojego piątego miejsca w kategorii porażki. Oczywiście, podium było jak najbardziej do zrobienia, stąd ta nutka smutku gdzieś w głębi serca. Po raz pierwszy w życiu zaczynałem zawody w ścisłym gronie faworytów, a z każdym dniem bez medalu dla naszej ekipy, co raz bardziej dało odczuć się zainteresowanie i nadzieje związane z moją osobą. Wszystkiego się trzeba nauczyć. Jak się okazało, bycia "faworytem" i "ostatnią nadzieją" także. Długo narastała we mnie ta chłodna i powolna wibracja na dnie żołądka, tudzież ścianach klatki piersiowej, uczucie dobrze znane każdemu kto gdzieś coś prezentuje. Kilkutygodniowe peryferie treningowo-ciałowe nie pomagały w odprężaniu się i budowaniu pewności siebie. Nie chcę jednak tłumaczyć się niepowodzeniami w przygotowaniach, gdyż bardzo możliwe, że dochodziło do nich podświadomie, za sprawą dawno już zawieszonej wysoko poprzeczki” – pisze łyżwiarz.
Waś zastanawia się dalej jak powinien podsumować występ na MŚ? "Chyba lepiej spytać - co on dla mnie znaczy? Kontrast pomiędzy dwoma przejazdami jest dla mnie jasnym obrazem tego jak należy jeździć żeby wygrywać. Jeszcze nie teraz. To najwyraźniej nie był jeszcze ten moment. Dalej należy się uczyć”.
Waś, który od początku sezonu rywalizuje z Rosjaninem Pawłem Kuliżnikowem docenił także swojego rywala: "Kolejną kluczową sprawą jest osoba Pawełka Kuliżnikowa. Postać, która pojawia się w moim życiu ni stąd, ni zowąd i kosi jak zły. Gdyby go nie było, wygrałbym pięć z sześciu pięćsetek pucharowych i bardzo możliwe, że płynąc na tej fali nie przegapiłbym i tej szóstej. I co? Potem medal Mistrzostw Świata i tyle? Już byłbym przecież najlepszy z najlepszych. Być może nie czułbym tego ognia motywacji, który się we mnie pali i może właśnie bez tego nie sięgałbym do swojego potencjału w takim stopniu, w jakim mogę sięgać do niego, teraz. Teraz, czyli kiedy mam wspaniałego rywala, który wyznacza "trendy" co do setnej sekundy i w jasny sposób pokazuje mi nad czym muszę się najbardziej skupić by być najlepszym zawodnikiem jakim tylko mogę się stać. Czyli cel numer jeden, który postawiłem sobie wracając do łyżwiarstwa, jako człowiek zagubiony, bez specjalnych osiągnięć, kierunku w życiu i bladego pojęcia co się ze mną stanie” – szczerze podkreśla Waś.
"Dziękuję Wam za wiarę i wsparcie! Za oczekiwania też, to dobry znak. Gdybym nie był dobry, nikt by ode mnie niczego nie oczekiwał” – kończy.

5. miejsce Wasia w sprincie MŚ. "Nie jest to satysfakcjonujący wynik"

REKLAMA

Źródło/Foto Olimpik/x-news

Artur Waś na co dzień trenuje w niemieckiej akademii łyżwiarskiej w niemieckim Inzell pod okiem Jeremy'ego Wotherspoona, wicemistrza olimpijskiego z Nagano, wielokrotnego mistrza świata i wciąż aktualnego rekordzisty globu na dystansie 500 m. Waś to nietuzinkowa postać w reprezentacji Polski. Gdyby nie został łyżwiarzem, to pewnie profesjonalnie zajmowałby się tworzeniem muzyki. Skończył szkołę realizacji dźwięku, a działalność muzyczną prowadzi od wielu lat, współpracując zresztą z wytwórniami.

Aneta Hołowek, PolskieRadio.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej