El. Euro 2016: Kamil Glik prawdziwym liderem kadry w meczu z Irlandią

Wyjazdowy remis 1:1 w meczu z Irlandią spotkał się ze skrajnymi opiniami. Wśród Polaków wyróżnił się zwłaszcza Kamil Glik, jednak słabe punkty były widoczne gołym okiem.

2015-03-30, 17:55

El. Euro 2016: Kamil Glik prawdziwym liderem kadry w meczu z Irlandią
Polscy piłkarze mają powody do radości - w eliminacjach Euro 2016 jeszcze nie przegrali i zajmują pierwsze miejsce w grupie D. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Posłuchaj

Andrzej Janisz podsumował występ reprezentacji Polski w meczu z Irlandią (Kronika Sportowa/Jedynka)
+
Dodaj do playlisty

Polsce do tego, by zgarnąć 3 punkty, zabrakło zaledwie kilku minut. Piłkarze Adama Nawałki już w pierwszej połowie nie rozgrywali wielkiego spotkania, jednak byli w stanie wykorzystać prezent w postaci błędu rywali i wyjść na prowadzenie.

>>>Eliminacje Euro 2016: Polska nadal liderem po meczu z Irlandią<<<

Pod wodzą obecnego selekcjonera reprezentacja pokazywała już, że skuteczność jest jej mocną stroną. Do tego dochodziła dobra gra w obronie, zaangażowanie i serce, które piłkarze zostawiali na boisku.

W niedzielnym spotkaniu dużą rolę odegrało też coś, co trudno umieścić w typowo piłkarskich kategoriach - chodzi o szczęście. Mieliśmy je aż do pierwszej minuty doliczonego czasu gry, kiedy Shane Long z bliska pokonał Łukasza Fabiańskiego.

REKLAMA

Gdyby polska defensywa wytrzymała odrobinę dłużej, trudno byłoby krytykować zespół, który po 5 eliminacyjnych meczach ma w swoim dorobku 13 punktów i najwięcej strzelonych bramek ze wszystkich zespołów walczących o Euro 2016.

Tabela grupy D:

/

Nawałka grał tym, co ma

Trudno mieć większe pretensje do selekcjonera Adama Nawałki za skład, który desygnował do gry przeciwko Irlandii. Trener musiał poradzić sobie z kontuzjami, a znalezienie zmienników dla Łukasza Piszczka, Artura Jędrzejczyka, Kamila Grosickiego i Jakuba Błaszczykowskiego nie było zadaniem łatwym. Trzeba było także zadecydować, kto będzie bronił bramki w sytuacji, w której Wojciech Szczęsny notorycznie zasiada na ławce rezerwowych Arsenalu.

REKLAMA

Nawałka wybrał racjonalnie - postawił na współpracę zawodników z FC Koeln na prawym skrzydle, na lewej obronie zdecydował się na Jakuba Wawrzyniaka i Macieja Rybusa.

Sławomir Peszko świetnie wpisał się w tendencję, którą widać u szkoleniowca - choć wielu już dawno postawiło na nim krzyżyk, to właśnie on trafił do siatki.

Podobnie było w przypadku Sebastiana Mili i Krzysztofa Mączyńskiego - pierwszy przypieczętował historyczne zwycięstwo z Niemcami, drugi zaś trafił ze Szkocją.

Mocno kontrowersyjne powołania nie zawiodły i pokazały, że Nawałka na pewno dysponuje dużą intuicją. Nie warto wracać już do kwestii braku powołania dla Jakuba Błaszczykowskiego - to nie Sławomir Peszko, który go zastępował, był w meczu z Irlandią problemem biało-czerwonych.

REKLAMA

Dobrze poradził sobie także Jakub Wawrzyniak. W momencie, w którym wydawało się, że wreszcie znalazł się kandydat do gry na lewej stronie obrony, czyli pozycji, na której panuje w Polsce prawdziwa klęska nieurodzaju, poważną kontuzję odniósł Jędrzejczyk.

Wawrzyniak był naturalnym zastępcą Jędrzejczyka, prawdziwym lewym obrońcą, a nie zawodnikiem, który występował wcześniej na środku i prawej stronie defensywy. Oczywiście do Wawrzyniaka można mieć sporo zastrzeżeń, do pewnego rodzaju nagonki na niego przyczynił się też błąd, który popełnił przed kilkoma laty w meczu z Niemcami.

W meczu z Irlandią jednak dał z siebie wszystko. Kilka razy niepotrzebnie faulował, ale nie przełożyło się to na bramkowe sytuacje Irlandii. Dramat rozgrywał się po drugiej stronie boiska, gdzie od pierwszej minuty biegał Paweł Olkowski, który bardzo dobrze prezentował się w Bundeslidze i zrobił wielkie postępy od czasu odejścia z Górnika Zabrze. W meczu z Irlandią był jednak najgorszy na boisku.

Jednak nie tylko on zanotował słaby występ.

REKLAMA

Arkadiusz Milik był zupełnie niewidoczny, jego udane zagrania można policzyć na palcach jednej ręki. Ostatnio prezentował świetną formę w Ajaksie, jednak z Irlandią nie pokazał jej choćby w części.

Podobnie zaprezentował się Tomasz Jodłowiec. Nie oczekiwaliśmy po nim fajerwerków, ale nawet w odbiorze był zdecydowanie mniej widoczny od Grzegorza Krychowiaka. W drugiej połowie Polacy zdecydowanie przegrali walkę o środek pola, co przełożyło się na ogromne problemy i konieczność (momentami rozpaczliwego) bronienia się we własnym polu karnym.

O Rybusie także trudno napisać wiele dobrego. Na pewno możemy z utęsknieniem czekać na to, aż po kontuzjach do gry wrócą Grosicki i Piszczek. Błaszczykowski, o ile rozwiąże się niejasna sytuacja, która była głównym tematem mediów w ostatnim czasie, także będzie wzmocnieniem reprezentacji, podobnie jak Jędrzejczyk.

Glik liderem reprezentacji

Mimo straconej bramki nie można mieć żadnych pretensji do Łukasza Fabiańskiego. Bramkarz Swansea odpłacił się Nawałce za zaufanie, a przy golu Longa nie miał nic do powiedzenia.

REKLAMA

Był pewnym punktem drużyny, kapitalnie spisał się, gdy sparował groźny strzał na słupek. Radził sobie z dośrodkowaniami, nie popełnił praktycznie błędu. W sytuacji, która poprzedziła bramkę, większość sędziów odgwizdałaby rzut wolny - bramkarz w polu bramkowym nie może być atakowany tak bezpardonowo.

Źródło: Press Focus/x-news

- W obronie zagraliśmy bardzo dobrze, szczególnie w pierwszej połowie. Postawa Kuby Wawrzyniaka na lewej stronie bardzo mi się podobała. Ale nikomu nie można odmówić ambicji, bo nawet Robert Lewandowski gonił pod swoje pola karne. Co do wyniku, to patrząc na całe spotkanie z jednego punktu można być zadowolonym, to sprawiedliwy wynik - powiedział były kapitan Lecha Poznań i reprezentant Polski Bartosz Bosacki.

REKLAMA

Można napisać, że w pierwszej połowie Polacy kontrolowali boiskowe wydarzenia. Mieli korzystny rezultat, mogli prowadzić grę. Irlandczycy nie byli w stanie stworzyć sobie klarownych sytuacji do strzelenia bramki.

Reprezentacja Polski w połowie drogi na mistrzostwa Europy. Ile brakuje do awansu?

Wszystko było pod kontrolą, jednak w drugiej połowie z minuty na minutę biało-czerwoni oddawali Irlandczykom pole. Momentami mieli problemy, żeby wyprowadzić jakąkolwiek składną akcję, ratowali się dalekimi wybiciami piłki.

- To była bitwa do samego końca. Zawodnicy zrobili wszystko, aby utrzymać prowadzenie. Jednak również cieszymy się z tego punktu, bo jest on ciężko wywalczony. Mieliśmy korzystny wynik do przerwy. W szatni motywowaliśmy się, aby utrzymać to prowadzenie. Założenia były takie, aby jak najdłużej utrzymywać się przy piłce - mówił selekcjoner po ostatnim gwizdku sędziego.

Obraz gry był szokujący, ponieważ piłkarze Nawałki pozwolili się całkowicie zdominować rywalom, którzy piłkarsko przecież nie imponują. Dziura w środku pola była ogromna, Krychowiak i Jodłowiec nie dawali rady przerywać ataków ani uspokoić gry. Rozegranie praktycznie nie istniało, Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik nie mogli być pod grą, jedyne piłki, które otrzymywali, wychodziły od obrońców i zmuszały ich do walki w powietrzu.

REKLAMA

Obroną kierował Kamil Glik, jednak to, jak przebiegała druga połowa, przypominało odwlekanie wyroku. Jasne było, że Irlandczycy będą mieli swoje sytuacje, przez większą część meczu byli jednak nieskuteczni.

Glik zasługuje na szczególne wyróżnienie. Polak od dłuższego czasu imponuje w Serie A, w reprezentacji także pokazuje, że jest jednym z jej niekwestionowanych liderów. Walka to jego żywioł, nie boi się twardych pojedynków i gry jeden na jeden, większość z nich wygrywa, ponadto regularnie trafia do siatki i nic dziwnego, że coraz więcej mówi się o tym, że stać go na grę w lepszym klubie niż Torino.

Ze swojej roli w niedzielnym meczu wywiązał się znakomicie, poza tym jego charakter i postawa dają na boisku jasny sygnał kolegom. Wszyscy kibice reprezentacji Polski chcieliby jednak, żeby to biało-czerwoni grali w piłkę, a nie heroicznie się bronili.

Gdyby udało się zachować czyste konto o kilka minut dłużej, z Dublina zespół wracałby z tarczą, a Adam Nawałka po raz kolejny zbierałby zasłużone słowa uznania. Remis trzeba jednak uszanować - ten punkt może okazać się bardzo ważny w dalszej części eliminacji.  Z drugiej strony trzeba mieć nadzieję, że to, jak wyglądała w tym meczu gra biało-czerwonych, było jedynie wypadkiem przy pracy.

REKLAMA

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej