PZN, czyli Powierzchowne Zainteresowanie Narciarstwem?
Po zakończonym niedawno sezonie zimowym na Polski Związek Narciarski spada fala krytyki. Szczególna irytacja na działaczy narasta wśród narciarzy alpejskich i biegowych. Apelują oni o zmiany w sposobie szkolenia i wsparcia ich dyscyplin ze strony Polskiego Związku Narciarskiego.
2015-04-12, 20:07
Posłuchaj
Wszyscy: byli i obecni zawodnicy, trenerzy, a także sympatycy obu dyscyplin mówią o trzech dużych problemach.
Po pierwsze, brak bazy treningowej
W Polsce nie ma ośrodka szkoleniowego z profesjonalną trasą biegową z oświetleniem, sztucznym naśnieżaniem w sezonie zimowym i nartorolkową w pozostałej części roku. Z kolei narciarze ubolewają nad stanem polskich stacji. Mimo że ośrodków jest wiele, wszystkie koncentrują się na ofercie dla narciarzy rekreacyjnych.
Szkolący się w klubach młodzi narciarze z perspektywami na osiągi sportowe w przyszłości mają więc ograniczone możliwości skorzystania z darmowych przejazdów czy potrenowania na stokach Tatr, Beskidów czy Karkonoszy. Bywa nawet, że muszą stać w tych samych kolejkach, co turyści. Wśród trenerów krążą zaś historie o absurdalnych stawkach, których żądają właściciele ośrodków za wynajęcie stoków czy wręcz propozycje rozliczania się w naturze w postaci symbolicznych flaszek postawionych zarządcom wyciągów. Sprawy nie podejmują też samorządy, które raczej nie uskarżają się na nadmiar pieniędzy w gminnej czy miejskiej kasie.
REKLAMA
Do tej pory nie powstała również żadna polska baza treningowa za granicą. Swoboda poruszania się po Europie znacznie ułatwiła Polakom dostęp do alpejskich stoków, co widać w rosnącej z sezonu na sezon liczbie gości w austriackich czy włoskich kurortach. Pojawiają się tam również narciarskie grupy treningowe, ale niemal wszystkie jeżdżą na własną rękę, co wiąże się z bardzo wysokimi kosztami w przeliczeniu na jednego zawodnika. Ani PZN, ani kluby czy szkoły narciarskie nie wypracowały dotąd formuły, która umożliwiałaby np. wspólne treningi, tańsze wynajmowanie miejsc hotelowych czy rezerwację stoków położonych w okolicach lodowców.
Drugi problem to system szkolenia
System oparty na klubach i szkołach mistrzostwa sportowego nie jest z założenia zły, ale zdecydowanie brakuje mu doprecyzowania i dostosowania do rzeczywistości. Trenerzy i zawodnicy biegowi mówią bardziej o "partyzantce" niż o wspólnym pomyśle na treningi.
U alpejczyków jest podobnie. Tłum chętnych do trenowania młodych narciarzy, którzy osiągają sukcesy w zawodach dziecięcych, topnieje wraz z wiekiem. Do zainwestowania w narciarstwo zniechęcają ich mgliste perspektywy dostania się do kadry, zaś rodziców odstraszają rosnące koszty wyszkolenia, które już na etapie juniorskim dla niektórych stają się nie do udźwignięcia. System naboru do kadr nie istnieje - PZN powtarza, że jej bezpośrednim zapleczem powinny być Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku i Zakopanem, ale chronicznie niedoinwestowane jednostki (trenerzy mówią, że brakuje w nich pieniędzy nawet na wiertarki i tyczki) ze skromną obsadą trenerską raczej nie przyciągają wielu chętnych.
REKLAMA
W efekcie rodzice stawiają na posłanie dziecka do klubu sportowego - jest ich w Polsce mnóstwo. Każdy szkoli skromną grupę zawodników, a ambicja trenerów spotęgowana przez żądnych szybkich sukcesów rodziców, powoduje, że raczej niechętnie ze sobą współpracują.
Wreszcie trzeci problem to organizacja i zaangażowanie działaczy. Środowisko narciarzy alpejskich narzeka na niejasną politykę kadrową, brak zainteresowania dyscypliną i bierność w organizacji treningowej logistyki dla kadry. Niektórzy kadrowicze mówią wprost, że musieli sami załatwiać formalności związane z możliwością łączenia treningów z innymi reprezentacjami, a także że sami musieli zadbać o finansowanie swoich startów i wyjazdów, bo związkowe dotacje wystarczały "na waciki".
Trzecia strona medalu na antenie Trójki w każdą niedzielę między 17.05 a 19.00.
Paweł Sołtys, Michał Gąsiorowski, bor
REKLAMA
REKLAMA