Ekstraklasa: Probierz załamany po meczu z Legią. "Zastanówmy się nad sensem polskiej piłki"

Mecz Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok był starciem dwóch drużyn walczących o mistrzostwo Polski. Broniący tytułu gospodarze z Warszawy musieli wygrać, żeby nie stracić dystansu do prowadzącego w tabeli Lecha Poznań. I wygrali. Problem w tym, że miało to miejsce w wyjątkowo kontrowersyjnych okolicznościach.

2015-05-21, 09:45

Ekstraklasa: Probierz załamany po meczu z Legią. "Zastanówmy się nad sensem polskiej piłki"
Wściekli piłkarze Jagiellonii Białystok po ostatnim gwizdku mieli wielkie pretensje do sędziego Pawła Gila. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Posłuchaj

Rafał Grzyb - pomocnik Jagiellonii - nie krył rozgoryczenia (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Jagiellonia Białystok to jedna z rewelacji tego sezonu Ekstraklasy. Zespół Michała Probierza w ostatniej kolejce ograł w Poznaniu Lecha Poznań 3:1 i zrównał się punktami z warszawską Legią.

Tytuł dla tej drużyny byłby ogromną niespodzianką, ponieważ żelaznymi faworytami do tego, by rozdzielić trofea między siebie jeszcze przed sezonem były drużyny z Warszawy i Poznania. "Jaga" marzyła o tym, by pogodzić aktualnego mistrza i wicemistrza i sprawić prawdziwą sensację. Środowy mecz może jednak podciąć jej skrzydła. 

Szalona końcówka

Legia musiała wygrać, jeśli jeszcze bardziej nie chciała utrudnić sobie walki o mistrzostwo. We wcześniejszym meczu 3 punkty w starciu ze Śląskiem Wrocław na swoje konto dopisał Lech.

Piłkarze Henninga Berga dominowali w tym spotkaniu, nie potrafili jednak pokonać świetnie dysponowanego Bartłomieja Drągowskiego. Młody bramkarz Jagiellonii wyrasta na czołowego golkipera tego sezonu i jedno z największych objawień Ekstraklasy. Wygrywał pojedynki z Michałem Kucharczykiem i Orlando Sa, zanosiło się na to, że uda mu się zanotować kolejne czyste konto.

REKLAMA

Jagiellonia grała rozważnie i próbowała kontratakować Legię. Po jednej z akcji prowadzenie gościom mógł dać Rafał Grzyb, który po dośrodkowaniu Mackiewicza zamykał akcję i mając przed sobą praktycznie pustą bramkę, trafił w słupek. To mógł być cios, po którym Legia by się już nie podniosła.

Powiązany Artykuł

Przewaga gospodarzy narastała z każdą minutą, a wiadomo było, że sędzia znacznie przedłuży to spotkanie - kibice stołecznego klubu odpalili w drugiej połowie race, które wymusiły przerwę. 8 doliczonych minut nie było więc niczym, co mogłoby dziwić. Zaskakiwać mogło zaś to, co wydarzyło już w dodatkowym czasie gry.

Po szybkiej akcji Jagiellonii w polu karnym warszawian zahaczony przez rywala został Przemysław Frankowski, sędzia Paweł Gil nie zdecydował się na to, by podyktować jedenastkę dla gości. Legia rzuciła się do ataku, w polu karnym znalazł się Łukasz Broź, który dośrodkowywał piłkę w stronę Orlando Sa i Marka Saganowskiego. Futbolówka trafiła w rękę Popchadze. Akcja trwała dalej, jednak po chwili arbiter podjął decyzję, która wprawiła w furię piłkarzy Jagiellonii - rzut karny dla Legii.

"Jedenastkę" wykorzystał Orlando Sa i chwilę później rozległ się ostatni gwizdek w tym spotkaniu. Właściwie był to dopiero początek emocji. Niestety, wyłącznie tych negatywnych.

REKLAMA

"Zastanawiam się nad sensem trenowania"

Po obejrzeniu dziesiątek powtórek można z miejsca powiedzieć, że sytuacje z końcówki meczu i to, jakie decyzje podjął sędzia Paweł Gil, były najbardziej kontrowersyjnymi w tym sezonie.

Wydaje się, że był kontakt między Bartoszem Bereszyńskim a Przemysławem Frankowskim w polu karnym Legii. Piłkarz Jagiellonii został zahaczony. Nie mocno, być może nie na tyle, by spowodować upadek. Sędzia może tłumaczyć się właśnie tym - w tym starciu siła, której użył Bereszyński była znikoma. Biorąc jednak pod uwagę to, co pokazał Gil przy poprzedniej spornej sytuacji, decyzja o rzucie karnym dla Legii wzbudziła prawdziwy szok.

Popchadze nie miał większych szans na to, by w jakikolwiek sposób uniknąć zagrania ręką, nie było w nim żadnej celowości, a dośrodkowujący Łukasz Broź znajdował się blisko niego. Wydaje się, że arbiter miał jeszcze mniej podstaw do tego, by podyktować "jedenastkę" niż kilkanaście sekund wcześniej. Decyzji nie podjął zresztą sam - wrócił do tej sytuacji dopiero po chwili, prawdopodobnie na sugestię sędziego liniowego.

Źródło: YouTube/Patriota Biznes

REKLAMA

Trudno dziwić się zawodnikom Jagiellonii, że po ostatnim gwizdku mieli ogromne pretensje do całej trójki sędziowskiej. Słowa, które padały w pomeczowych wywiadach, nie nadają się do cytowania, można jednak domyślać się, że nie należały do miłych. Wściekłość, rozgoryczenie i frustracja - takie emocje mieszały się u piłkarzy gości, których musiał uspokajać trener Michał Probierz. Nie obyło się bez spięć z przeciwnikami i kibicami. Niewykluczone, że posypią się kary. Konsekwencje na pewno spotkają Legię za to, że jej kibice odpalili race.

- Na tej konferencji powinienem powiedzieć dzień dobry i do widzenia. Widziałem już obie sporne sytuacje w telewizji. Nam należał się rzut karny po faulu Bartosza Bereszyńskiego na Przemysławie Frankowskim. Natomiast rzut karny absolutnie nie należał się Legii. Po meczu rozdzielałem zawodników. Bartłomiejowi Drągowskiemu po męsku kazałem uciekać do szatni. Zastanówmy się nad sensem polskiej piłki. Sędziowie się szkolą, a i tak popełniają takie błędy. Moją pierwszą myślą po tym spotkaniu było zrezygnowanie z trenerki i zajęcie się np. menedżerką. Po takich decyzjach sędziowskich zastanawiam się nad sensem trenowania - mówił Probierz na konferencji prasowej.

Znany z wybuchowego charakteru szkoleniowiec musiał nad sobą zapanować i trzeba pogratulować mu tego, że w ogóle zdecydował się rozmawiać z dziennikarzami. Jagiellonia w tym sezonie cierpiała już wielokrotnie przez błędy sędziów - w ubiegłym spotkaniu Dawid Kownacki strzelił bramkę dla Lecha z wyraźnego spalonego. Była to trzynasta sytuacja w sezonie, o którą do arbitrów może mieć zespół z Białegostoku. W środę dopisali do kolekcji czternastą.

Źródło: Agencja TVN/x-news

REKLAMA

Ostatnia prosta sezonu

- Przyszło nam się zmierzyć z przeciwnikiem grającym na wysokim poziomie. W pierwszej połowie dominowaliśmy, ale zabrakło bramki. Z mojej pozycji trudno było ocenić sytuację, po której sędzia podyktował rzut karny. Jednak po obejrzeniu powtórek telewizyjnych zgadzam się z arbitrem. Zagranie ręką gracza Jagiellonii było ewidentne i rzut karny był podyktowany prawidłowo. Poprzednia sytuacja w naszym polu karnym, kiedy Bartosz Bereszyński starł się z Przemysławem Frankowskim była bardzo trudna do oceny. Nawet analizując ją w zwolnionym tempie ciężko jest ocenić czy doszło do kontaktu między zawodnikami. Widziałem wiele podobnych sytuacji i nigdy nie był podyktowany rzut karny - mówił z kolei po meczu trener Legii Henning Berg.

Z opinią Berga nie zgodził się Sławomir Stępniewski, były przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN, obecnie ekspert stacji nc+:

Źródło: Foto Olimpik/x-news

Oczywiście rzadko zdarza się szkoleniowiec, który kwestionuje decyzje sędziego, dające korzyść jego drużynie. Berg nawiązywał też do sytuacji, w których arbiter mylił się przeciwko Legii, jak w ostatnim meczu ze Śląskiem Wrocław - z boiska wyleciał wtedy Tomasz Brzyski, choć nawet nie dotknął Flavio Paixao. Berg jednak nie może spać spokojnie.

REKLAMA

Wygrana z Jagiellonią przedłużyła szansę Legii na obronę tytułu, jednak zwycięstwo Lecha nie zmieniło sytuacji na szczycie tabeli. Budujące może być, że Legia zagrała jeden z lepszych meczów w ostatnich tygodniach. Gdyby jednak goście wykorzystali rewelacyjną sytuację Grzyba, prawdopodobnie mogliby cieszyć się z kompletu punktów i wyprzedzenia mistrza w tabeli. A w tej sytuacji na pewno mogą czuć się pokrzywdzeni.

Piłkarzy z Białegostoku nie powinno się jednak przedwcześnie skreślać. Legia i Lech gubiły w tym sezonie punkty wielokrotnie i nie jest bardzo prawdopodobne, by do końca sezonu wygrały wszystkie swoje mecze. Może podrażnieni piłkarze Michała Probierza będą w stanie powetować sobie straty w imponujący sposób.

ps, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej