TOURek Zimocha. Etap radości na trasie

Na starcie w Jaworznie na odprawie w grupie Tinkoff padły takie słowa - Panie Bodnar, Pan dzisiaj atakuje. Sprinterzy będą się wahać z atakami. Pan to zrobi, Panie Bodnar! Pan! Ten etap, to dla Pana przetarcie, przed jazdą na czas.

2015-08-06, 10:19

TOURek Zimocha. Etap radości na trasie

Posłuchaj

Tomasz Zimoch (PR1) relacjonuje 4. etap Tour de Pologne (Kronika Sportowa)
+
Dodaj do playlisty

Maciej Bodnar zadanie zrealizował wyśmienicie. Test wypadł celująco. Z numerem 1, w zastępstwie ubiegłorocznego triumfatora Touru Rafala Majki, nie wypadało inaczej.

Zgodnie z „rozkazem” dyrektora grupy Polak zaatakował tuż po starcie, wspólnie z dobrym znajomym Łotyszem Gattisem Smukulisem. Przez chwilę czekali na kontratakującego z peletonu  Kamila Zielińskiego. W trzyosobowej grupce zawsze łatwiej. Maciej Bodnar liczył, że doskoczy jeszcze kilku zawodników. Peleton więcej śmiałków jednak nie puścił.

Odwaga, brawura daje zawsze radosny obraz kolarstwa. Tak było i przez 220 km do Nowego Sącza. W upale, po niełatwych wzniesieniach. Nawet w trójkę. Wzorowa współpraca przyniosła zaskakujące efekty choć planowali dojechać do kończących etap rund w Nowym Sączu. Przewaga rosła szybko jak barszcz Sosnowskiego w Dolinie Rospudy. I stała się niebezpieczna dla peletonu.

Nie myliła się aparatura GPS. Odmierzała wielominutową przewagę. Nie zacinały się sędziowskie stopery. Kolejne komunikaty dawały coraz większa nadzieję śmiałkom. A kibice nabierali przekonania, że peleton może przegrać walkę z uciekinierami, że nie zawsze jest potężny, nie zawsze niczym lawina wchłania uciekinierów.

REKLAMA

A przy trasie tłumy. W Byczynie porzucono traktory, zarządzono przerwę w żniwach. Miejscowa radna wydała polecenie - na trasę. I stanęli z transparentem - „wyłącz traktor, odstaw żniwa, po Byczynie dziś Tour śmiga”. Na całej trasie transparentów, dziecięcych plakatów, flag - mnóstwo.  Zator chyba cały wyległ na ulice. Pani Monika Batek z rodziną i znajomymi czekała tutaj głównie na męża -  Dariusza, jadącego w reprezentacji Polski. Miał uciekać. Nie udało się tym razem. Oklaskami obdarzyła wszystkich. Wrzawa była i na 103 km w Zegartowicach, rodzinnej miejscowości Rafała Majki. Trasa wiodła niemal przez podwórze ubiegłorocznego zwycięzcy Touru. Przewaga uciekinierów wynosiła tam 9,5 minuty. - Peleton przeliczy się - zapowiedział wtedy trener Zbigniew Klęk. Pierwszy opiekun Rafała Majki.

To właśnie na tej wąskiej asfaltowej drodze, dostrzegł u Rafała kolarską iskrę. - Tu na tym odcinku od szkoły - opowiadał mi Pan Zbigniew, gdy czekaliśmy na kolarzy. - Uczę młodych chłopaków. Wczoraj był tu jeszcze Rafał. Trenował z nimi. Wieczorem poleciał już na kolejne zgrupowanie do Livigno. Będzie w wybornej formie na Vuelcie - dodał na pożegnanie.

Peleton rzeczywiście przeliczył się. Tym razem zawiodły komputerowe tabele, przeliczniki określające tempo goniącej grupy. Pomogła pewnie i… kostka na rynku w Nowym Sączu. Po lekkim deszczyku zrobiło się ślisko i na 3 rundach peleton właśnie w tym miejscu wyraźnie zwalniał. Tłumy oglądały fantastyczny pojedynek. Sympatia zdecydowanie po stronie uciekinierów. Wszyscy z nimi jechali. Wszyscy uciekali przed bezwzględnym peletonem. Ten zmniejszał wprawdzie dystans, ale ostatecznie zabrakło 20 sekund. Uciekinierzy mieli komfort walki tylko między sobą. Maciej Bodnar był najmocniejszy. Wygrał w przepięknym stylu. - Ogromna radość. Wykonana praca nie poszła w las. Jestem wzruszony - mówił mi, kiedy już w ciszy rozmawialiśmy po etapie.

Łamał się głos. Pojawiły się łzy w oczach. - Ma Pan rację, jestem wyjątkowo wzruszony. Nie potrafię tego ukryć. Przecież trzy miesiące temu złamałem obojczyk. Na wyścigu w USA upadłem na zjeździe. Przy prędkości 70 km/godz, taki upadek zawsze jest groźny. Poturbowałem się okropnie. Obicia, starcie skóry, siniaki to właściwie pryszcz. Nie wytrzymał obojczyk. Po raz kolejny. Nie było to zwykłe złamanie. Mam już blaszkę po wcześniejszych pęknięciach obojczyka i chyba właśnie dlatego sprawa się poważnie skomplikowała. Podłużne złamanie, to wyrok dla kolarza. Konieczna była wielotygodniowa przerwa. I to w pełni sezonu. Żmudna rehabilitacja trwa właściwie do tej pory. I dlatego tak bardzo się cieszę, że dałem radę. A wygrać w Polsce, przy takiej publiczności to wyjątkowe przeżycie. Ścigam się głównie poza granicami Polski. Nigdzie nie jest tak kolorowo. Proszę mi wierzyć. W ogóle nie miejmy żadnych kompleksów. Dziękuję wszystkim za fantastyczny doping - powiedział na zakończenie rozmowy.

REKLAMA

Drugie miejsce w Nowym Sączu zajął Kamil Zieliński. Niewielka przewaga nad peletonem przemieniła się u reprezentanta Polski w wielką radość. Euforię. Koszulkę reprezentacji zamienił na żółta lidera, a ponieważ wygrał wszystkie górskie premie na etapie, otrzymał jeszcze i różową - najlepszego górala.

Najbardziej cieszył się na mecie Zbigniew Kuras. Ksiądz Zbyszek. Odmówił wiele „Zdrowasiek” obserwując ostatnie kilometry walki. Gdy przed laty pracował w Ostrowcu Świętokrzyskim założył Parafialny Klub Sportowy - COR. - Cor to serce - przypominał wieloletni kapelan kolarzy. - Nazwa tłumaczy wszystko. Bez serca nie ma niczego. Miłości, sukcesów, wszystkiego. Prywatnym samochodem woziłem rowery. Modliłem się wtedy, by Bóg pomógł tym chłopakom, bo ja sam nie dam rady. Ten sport uczy życia wyjątkowo. Kamil poszedł w ślady brata - Piotrka, który początkowo miał nawet więcej sukcesów.

- Zawsze pamiętam o tym pierwszym klubie - opowiadał zachwycony lider Touru.  - COR to było coś wyjątkowego. To klubowe SERCE bije we mnie nadal. Taka atmosfera jak w CORze jest teraz i drużynie narodowej. Fantastyczna atmosfera. Dyrektorzy Andrzej Sypytkowski i Tomasz Owsian są takimi CORowcami kolarstwa. Dają nam tyle serca, że zamienia się to u nas w takiego kolarskiego kopa.

Kamil Zieliński wie, że trudno będzie obronić pozycję lidera. Ale podejmie walkę. Nie golił się ostatnio. Miało to przynieść szczęście. Ale w roli lidera warto chyba wyglądać inaczej. Zapowiedział zgolenie zarostu. Na trasie najdłuższego etapu tegorocznego Tour de Pologne z Nowego Sącza do Zakopanego wypatrujcie więc lidera z buzią gładką, jak pupcia noworodka.

REKLAMA

Tomasz Zimoch, Polskie Radio

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej