Premier League: lodowaty prysznic Arsenalu. Cech zaliczył fatalny debiut dla "Kanonierów"
Petr Cech miał wnieść spokój do gry obronnej Arsenalu w rozpoczynającej się walce w Premier League. Bramkarz sprowadzony z londyńskiej Chelsea w swoim inauguracyjnym meczu dla "Kanonierów" zawalił dwa gole, a zespół Arsene'a Wengera zaczął ligową rywalizację lodowatym prysznicem.
2015-08-10, 13:50
Posłuchaj
Adam Dąbrowski podsumowuje pierwszą kolejkę Premier League (IAR)
Dodaj do playlisty
"Podwójny agent Cech wykonał dziś fantastyczną robotę", "Zwrotów nie przyjmuję - mówi Mourinho" - po porażce 0:2 z West Hamem Petr Cech błyskawicznie znalazł się na celowniku internautów. To miał być łatwy mecz dla "Kanonierów", jednak Premier League po raz kolejny pokazała, że w jednej z najlepszych lig świata takie pojęcie nie istnieje, a faworyt może stracić punkty z każdym.
Kibice Arsenalu nie dopuszczali w niedzielę innej możliwości, niż pewna wygrana swojego zespołu. West Ham jednak postawił poprzeczkę wysoko. "Kanonierzy" nie rozegrali wielkiego spotkania, mimo miażdżącej przewagi w posiadaniu piłki i kilkunastu strzałów nie potrafili znaleźć recepty na dobrze dysponowaną defensywę rywali, którzy byli tego dnia zabójczo skuteczni.
Petr Cech zasługuje na osobny komentarz, ale nie można zrzucać całej winy na niego. To wciąż wielki bramkarz, który na pewno będzie stał na wysokości zadania w niejednym spotkaniu. Nie zmienia to w niczym faktu, że popełnił dwa błędy, po których przeciwnicy cieszyli się z bramek. Przy dośrodkowaniu Payeta jego wyjście do piłki może i było spóźnione, ale gdyby się na nie nie zdecydował, Kouyate także miałby wyborną sytuację - obrona przy rzucie wolnym zawiodła.
Druga sytuacja była wręcz szokująca, biorąc pod uwagę doświadczenie Cecha. Wydawało się, że zagrożenie zostało oddalone, a strzał w krótki róg zza 16 metra nie będzie trudny do złapania. Problem w tym, że fatalne ustawienie czeskiego golkipera nie dało mu szans na skuteczną interwencję.
REKLAMA
Źródło: Agencja TVN/x-news
Po meczu Cech przyznał, że nie tak wyobrażał sobie scenariusz debiutu, ale przyznał też, że jutro jest nowy dzień i trzeba zacząć przygotowywać się do następnego spotkania.
Wybory Bilicia i debiut marzeń
West Ham to 12. drużyna ubiegłego sezonu Premier League, która po bardzo dobrym początku pod wodzą Sama Allardyce'a znacznie obniżyła loty. Kibice narzekali na nudny, siłowy styl gry i niewielką ilość strzelanych bramek - przełożyło się to na rozczarowującą pozycję w lidze. Drużynie udało się co prawda zapewnić sobie miejsce w pucharach, jednak stało doszło do tego na skutek wygrania klasyfikacji fair play.
Allardyce musiał odejść, a na jego miejsce przymierzano trenerów z wielkimi nazwiskami. Skończyło się na Biliciu, co dla jednych było świetnym posunięciem, dla innych zaś rozczarowaniem - szczególnie, jeśli na poważnie brać doniesienia, że West Ham chciał namówić do współpracy Juergena Kloppa, Carlo Ancelottiego, Rafaela Beniteza czy Antonio Conte.
REKLAMA
Twardy, zdecydowany, elokwentny i ambitny - między innymi w takich określeniach opisuje się Bilicia, który ma na swoim koncie 48 występów w barwach West Hamu. Zapowiada się na powrót w chwale, chociaż początek jego pracy i występy w eliminacjach Ligi Europy ściągnęły na niego falę krytyki. Chorwat sprawiał wrażenie, jakby nie do końca był zajęty tymi rozgrywkami. W drugiej rundzie "Młoty" prześlizgnęły się z maltańskim klubem Birkirkara, awans zapewniając sobie w rzutach karnych. W trzeciej rundzie szczęścia zabrakło, a West Ham pokonała rumuńska Astra Giurgiu.
W rewanżu Bilić wystawił rezerwowy skład, a wśród młodzieży i rezerwowych znalazło się miejsce dla zaledwie jednego piłkarza, którego kibice oglądali w meczu z Arsenalem. Skutek? Brzydkie pożegnanie jeszcze przed fazą grupową Ligi Europy, na którą taki klub stać bez większego wysiłku. Bilić świadomie zrezygnował z tych rozgrywek, chcąc skupić się na Premier League? Nie zamierzał przepraszać za to, że wystawił niedoświadczony skład przeciwko Rumunom. Mówił, że byli blisko awansu i pokazali dużo dobrej piłki, a rywale skupili się tylko na przeszkadzaniu. Przyznał też, że ważniejszy dla niego jest pierwszy mecz sezonu z Arsenalem. W tym momencie kibice na pewno nie zamierzają narzekać.
West Ham ma szansę na to, by stać się niespodzianką rozpoczynającego się sezonu? Trudno prognozować odnośnie miejsca, które są w stanie zająć, pewne jest jednak, że z Biliciem na pewno będzie ciekawie. W niedzielę Chorwat wystawił w podstawowym składzie16-letniego Reece'a Oxforda. To drugi najmłodszy debiutant w Premier League. W niedzielę grał przeciwko Mesutowi Oezilowi i spisał się bez zarzutu, skutecznie powstrzymując Niemca przez 78 minut swojego pobytu na boisku.
- Daliśmy im piłkę, ale dostali ją ci gracze, którym chcieliśmy ją dać - powiedział Bilić, mając na myśli przede wszystkim wyłączenie z gry Santiego Cazorli.
REKLAMA
Oxford miał w tym spotkaniu najwyższy procent celnych podań (95%), tylko raz stracił piłkę. Kiedy Bilić grał dla West Ham, nie było go nawet na świecie.
Otwarcie sezonu nie wyszło także Chelsea, która w swoim pierwszym meczu zremisowała ze Swansea 2:2, od 52. minuty grając w dziesiątkę po czerwonej kartce dla bramkarza Thibaut Courtois. Obrona tytułu będzie trudniejszym zadaniem niż jego zdobycie? Inauguracja sezonu dała na to pytanie dobrą odpowiedź.
Łukasz Fabiański nie wszedł w sezon z czystym kontem, ale tego w starciu z mistrzem Anglii nikt od niego nie oczekiwał. Polak nie miał szans na to, by zrobić więcej. Remis na Stamford Bridge to wciąż bardzo dobry rezultat.
Artur Boruc także przepuścił bramkę, a ta kosztowała Bournemouth porażkę z Aston Villą. Gospodarze tego spotkania byli zespołem, który stworzył więcej sytuacji, zadecydowało jednak doświadczenie, dzięki któremu goście z Birmingham zdobyli ważne punkty na początku rozgrywek. Świetnie wszedł w sezon zespół Marcin Wasilewskiego, który wygrał 4:2 z Sunderlandem. Polak nie znalazł się w meczowej kadrze.
REKLAMA
Pierwsza kolejka Premier League przyniosła dużo emocji, ale przede wszystkim pokazała, że jest na co czekać - liga będzie się rozkręcać z każdą kolejką.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA