Rio 2016: olimpijski medal celem Agnieszki Radwańskiej

2015-12-25, 16:00

Rio 2016: olimpijski medal celem Agnieszki Radwańskiej
Agnieszka Radwańska. Foto: Polskie Radio

Agnieszka Radwańska w rozmowie z Polską Agencją Prasową opowiedziała m.in. o nowym sezonie, kibicowaniu polskim sportowcom, dobrej stronie porażek oraz przyszłorocznych zmaganiach olimpijskich. - Może do trzech razy sztuka? - zaznaczyła tenisistka z Krakowa, odnosząc się do igrzysk.

PAP: Trener Tomasz Wiktorowski w jednym z wywiadów podkreślił, że kto wygrywa kończącą sezon imprezę masters, turniej wielkoszlemowy lub zmagania olimpijskie, ten staje się wielki. Ma pani poczucie, że po triumfie w Singapurze przystąpi do nowego sezonu z innego, wyższego pułapu?

Agnieszka Radwańska: Nowy sezon to zupełnie nowa historia i nie ma dużego znaczenia to, co było. Trzeba pracować od nowa, wszystko zaczyna się od początku. O tyle mam troszkę łatwiej, że nie bronię zbyt wielu punktów z początku roku. Mam nadzieję, że to będzie na plus. Wiadomo, sukces daje większą wiarę w to, że można wygrać też inne imprezy, ale i tak nie będzie łatwiej, bo konkurencja jest spora. Nikt nie odbierze mi tytułu z Singapuru, ale na kolejne trzeba sobie tak samo ciężko zapracować.

Powiedziała pani, że zwycięstwo w WTA Finals nie sprawi, iż będzie łatwiej. Zatem może będzie teraz trudniej?

Na pewno. Tym bardziej, że inaczej się gra, jeśli nie jest się faworytem. Jeśli skończyło się sezon jako numer pięć na świecie, to jednak do większości spotkań będzie się przystępować w roli faworytki. To będzie ta trudność.

Na początku listopada zakończyła pani tegoroczne starty, w których nie brakowało emocji - najpierw negatywnych, później pozytywnych. A już po trzech tygodniach zaczęły się przygotowania do nowego sezonu. Ciężko się było zebrać do trenowania? Czy po tylu latach organizm działa już automatycznie i nie ma ochoty na bunt?

Szybko zleciały te trzy tygodnie wolnego, a na więcej po prostu sobie nie można pozwolić przy sezonie, który trwa tak długo i turnieje są właściwie od początku roku. Pod koniec grudnia już trzeba wylecieć na pierwsze imprezy. Trening jest wciąż ten sam, a nawet cięższy.

Niektórzy mówią, że porażki uczą więcej niż zwycięstwa. Ostatnie miesiące były dla pani bardzo udane, ale pierwsza połowa roku wręcz przeciwnie. Czy te trudne chwile jest pani w stanie przekuć w coś pozytywnego, wyciągnąć z nich jakieś wnioski, czy też woli pani o nich jak najszybciej zapomnieć?

Dokładnie tak jest, że porażki też uczą dużo. Niektóre bolą bardziej, inne mniej, ale każdy mecz uczy i przede wszystkim daje więcej doświadczenia. Tym bardziej, jak się gra z zawodniczkami z czołówki. Oczywiście to nie jest tak, że ten początek roku nic mi nie dał. Może nie zyskałam wtedy wielu punktów, ale dołożyło to jakąś kropeleczkę do tego, że w tej drugiej połowie sezonu było dużo lepiej i tak też czułam się na korcie.

Skoro jedne porażki są bardziej dotkliwe od innych, to która z tegorocznych była najboleśniejsza?

Hmm, tak żeby jedną wymienić... Na pewno dotkliwe było odpadnięcie w pierwszej rundzie French Open, ale też było to na korcie ziemnym, o którym wiadomo, że nie jest moim ulubionym rodzajem nawierzchni i nigdy nie miałam na nim nie wiadomo jakich wyników. Aczkolwiek kilka się zdarzyło, jak dwa razy półfinał w Madrycie. Na pewno mam większe wymagania co do siebie na innych nawierzchniach niż na "cegle". Mimo że nie staram się mniej, absolutnie. Wiem po prostu, że więcej mogę zdziałać na innych. Ciężko wskazać taki jeden mecz. Każde spotkanie jest inne. Wiadomo, że różne rzeczy się mogą zdarzyć, gdy jest się w gorszej formie, czuje się gorzej, to wszystko się przekłada na mecz. Trudno mi wymienić jedno takie spotkanie.

Od jakiegoś czasu powtarza pani, że w przyszłym roku celem będą triumf wielkoszlemowy i medal olimpijski. W jednym z wywiadów podkreśliła pani, że wartością igrzysk jest to, że odbywają się raz na cztery lata. Można jednak odnieść wrażenie, że o ile prawie w każdym innym sporcie olimpijski krążek ma największą wartość, to w tenisie zdecydowanie częściej sławę i uznanie zdobywają triumfatorzy turniejów Wielkiego Szlema. Uważa pani, że igrzyska nie są w tej dyscyplinie odpowiednio doceniane?

Wielkie Szlemy są co roku i w każdym kolejnym sezonie ktoś broni tytułu, ktoś zwycięża cały czas czy tak jak Serena próbuje wygrać Kalendarzowego Szlema. To jednak robi największe wrażenie. Na pewno igrzyska są trochę niedoceniane i patrzy się na nie inaczej niż w innych sportach, ale nie da się ukryć, że każda dyscyplina jest specyficzna i inaczej się je ocenia. Na tenis patrzy się właśnie przez pryzmat imprez wielkoszlemowych. Ale dla nas, jako tenisistów, medal olimpijski jest tak samo ważny i mimo że więcej się mówi o Szlemach, to ja osobiście będę się starała zdobyć krążek na igrzyskach tak samo, jak i tytuł wielkoszlemowy.

W 2012 roku dotarła pani do finał Wimbledonu, ale w odbywających się kilka tygodni później igrzyskach z rywalizacją pożegnała się pani już w pierwszej rundzie. Bazując na tym doświadczeniu, ma pani pomysł, co zrobić, by uniknąć powtórki tej sytuacji w Rio?

Nie da się ukryć, że w przypadku tenisa igrzyska są troszkę wciśnięte w kalendarz i napięty grafik. Jak już nieraz mówiłam, nie da się wszędzie grać na najwyższym poziomie, po prostu się nie da. Jedna impreza nakłada się na drugą, nawierzchnie się szybko zmieniają i nieraz ktoś ma za mało czasu na przygotowanie się do kolejnego startu. Byłam już dwa razy na igrzyskach i nie poszło tak, jakbym chciała. Może do trzech razy sztuka? Zobaczymy. Wiadomo, że gorzej niż w Londynie już być nie może.

W jednym z wywiadów mówiła pani także, że jeśli chodzi o kwestie dotyczące pani kariery, to lubi porządek i organizację. Czy w życiu prywatnym wygląda to podobnie, czy dla przeciwwagi w nim Agnieszka Radwańska lubi trochę chaosu, niespodzianek, spontaniczności?

Jestem raczej osobą zorganizowaną i lubię porządek, chcę mieć wszystko poukładane. To się przekłada z jednej sfery życia na drugą. Nie wiem, która była pierwsza. Nie lubię chaosu i staram się go unikać.

Kiedy poczuła pani, że należy do grona doświadczonych, starszych zawodniczek? W ostatnich miesiącach nieraz zarówno w rozmowach z panią i jej trenerem, jak i w dyskusjach z ekspertami poruszana była sprawa tego, ile jeszcze lat gry pani zostało i końca kariery. Czy młode zawodniczki podchodzą do pani z respektem lub wręcz nieśmiałością?

Szczerze mówiąc, raczej nie. Widzimy jednak, że konkurencja u tych młodszych jest bardzo duża i czuć ich oddech na plecach. Wydaje mi się, że kilka z tych młodych gra już jak doświadczone zawodniczki i absolutnie nie widać, że mają po 18 lat. Konkurencja naprawdę rośnie i zaczyna się robić w czołówce coraz ciaśniej. Jest coraz mniej miejsca, bo zawodniczek, które mogłyby być w pierwszej dziesiątce jest coraz więcej. Dlatego każde wcześniejsze odpadnięcie z turnieju może się odbić na spadku o jedną czy dwie pozycję w rankingu. Kiedyś tak nie było. Nie było tylu zmian w przeciągu kilku tygodni chociażby. Nowych nazwisk w czołówce jest coraz więcej i te większe turnieje potrafią wygrywać zawodniczki, o których rok wcześniej jeszcze nikt nie słyszał.

Dopingowała pani z trybun we wrześniu w Tokio polskich siatkarzy w Pucharze Świata. Niedawno wspominała z kolei o piłkarskim Euro 2016. Wielokrotnie podkreślała też pani, że śledzi poczynania innych polskich sportowców. Obserwuje ich pani, by wyciągnąć jakieś wnioski dla siebie, czy to kwestia kibicowania?

Traktuję to bardziej jak kibic. Interesuję się innymi sportami, ale przede wszystkim polskimi zawodnikami, którzy także walczą na światowej arenie. Dlatego bardzo się ucieszyłam, że mogłam na tym siatkarskim meczu być. Akurat miałam dzień wolny i niedaleko, więc super, że mogłam pójść. Byłam pierwsza do tego, by pojechać. Były wielkie emocje i coś innego niż oglądanie tenisa. Co do Euro, to terminarz jest tak napięty, że nie wiem, czy będę mogła sobie pozwolić wówczas na jakąkolwiek przerwę. Wszystko okaże się po wynikach. Bo wiadomo, że można odpaść szybko, a można grać do końca, robi się różnica 10 dni, a to już jest bardzo dużo. "W praniu" się okaże, jak to wszystko się potoczy i czy będzie okazja.

Czy za któregoś polskiego sportowca szczególnie pani trzyma kciuki?

Nie wiem, czy mogę wskazać jednego ulubionego. Wiadomo, że jest kilka nazwisk, które się zawsze śledzi - Robert Lewandowski, Justyna Kowalczyk, Robert Kubica czy kiedyś Adam Małysz. Dawniej zawsze śledziłam występy naszego słynnego skoczka. To są sportowcy, którymi chyba każdy się interesuje i ja pod tym względem nie jestem wyjątkiem.

bor

Polecane

Wróć do strony głównej