Liga Mistrzów: Anglia w odwrocie. Słabość Premier League obnażona po raz kolejny

Po porażce 0:2 z Barceloną Arsenal prawdopodobnie po raz kolejny przedwcześnie pożegna się z europejskimi pucharami. Niemoc klubów z Premier League trwa. Najsilniejsza liga świata? Obecnie nic nie potwierdza tej tezy.

2016-02-24, 11:45

Liga Mistrzów: Anglia w odwrocie. Słabość Premier League obnażona po raz kolejny
Alexis Sanchez podczas meczu Arsenalu z Barceloną w Lidze Mistrzów. Foto: PAP/EPA/ANDY RAIN

Posłuchaj

"Grali zaskakująco dobrze, przegrali zgodnie z oczekiwaniami" - Adam Dąbrowski o występie Arsenalu przeciwko Barcelonie (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Londyński klub zaczął wtorkowe spotkanie z faworyzowaną Barceloną ambitnie, nie dając zepchnąć się do rozpaczliwej defensywy. "Kanonierzy" momentami prowadzili intensywne natarcie, mieli swoje sytuacje, ostatecznie jednak spotkanie zakończyło się ich klęską na własnym boisku, a wynik 0:2 nie pozostawia im większych szans w rewanżu na Camp Nou.

Kibice oglądali kapitalne widowisko, ale można powiedzieć, że Arsenal zginął w nim od własnej broni - kontrataki Barcelony i błędy w obronie zadecydowały o wyniku.

- Włożyliśmy w ten mecz bardzo dużo energii, żałuję, że straciliśmy bramkę w momencie, w którym wyglądało na to, że dominujemy na boisku. Były dwa lub trzy momenty, by powstrzymać ich przed strzeleniem gola, ale źle zareagowaliśmy na sytuację. Byliśmy niecierpliwi w budowaniu naszych akcji, brakowało techniki i precyzji w naszych podaniach. Patrząc realistycznie, czeka nas wyjątkowo trudne, o ile nie niemożliwe zadanie - mówił po mecze Arsene Wenger. 

Powiązany Artykuł

Robert Lewandowski  1200.jpg
Bayern zmarnował szansę na zwycięstwo. FC Barcelona wraca z Londynu z zaliczką

Zespół francueskiego szkoleniowca szósty raz z rzędu pożegna się z Ligą Mistrzów na etapie 1/8 finału? Bardzo prawdopodobne i, niestety, pokazujące jasno, że dystans do czołowych drużyn Europy wcale nie maleje. I nie jest to tylko problem Arsenalu. Angielskie kluby w tym roku nie wygrały jeszcze żadnego spotkania w Lidze Mistrzów i w Lidze Europy.

REKLAMA

W ubiegłym tygodniu porażkę 1:2 z PSG zanotowała Chelsea, Manchester United zaliczył kompromitującą porażkę z Midtjylland, Tottenham i Liverpool zremisowały odpowiednio z Fiorentiną i Salzburgiem. Ostatnią nadzieją jest Manchester City, który w środowy wieczór zmierzy się na wyjeździe z Dynamem Kijów. Wygrana będzie jednak tylko pocieszeniem, bo całego obrazu ostatnich lat nie jest w stanie odmienić pojedynczy triumf.

Mecze zespołów 4 najsilniejszych lig w europejskich pucharach w 2016 roku: 

Primera Division: 6 meczów, 6 zwycięstw

Bundesliga: 6 meczów, 3 zwycięstwa, 3 remisy

Premier League: 5 meczów, 0 zwycięstw, 2 remisy, 3 przegrane

REKLAMA

Serie A: 5 meczów, 0 zwycięstw, 3 remisy, 2 porażki

Bilans dla angielskich klubów jest bardzo słaby. Scenariusz powtarza się od lat, a zespołów z Wysp nie boi się praktycznie żaden z potentatów. Tłumaczenie? Wśród powodów takiego stanu rzeczy bardzo często wymienia się napięty kalendarz i wyjątkowo wyrównaną ligę.

Porównując ją z sytuacją, którą mają rywale, dominujący na krajowych podwórkach w Hiszpanii (Barcelona, Real, Atletico), Niemczech (Bayern i Borussia), Francji (PSG) czy Włoszech (Juventus), można dojść do wniosku, że dużo bardziej spłaszczona tabela wymaga większego zaangażowania w krajowe rozgrywki. Wyrobienie sobie kilkunastopunktowej przewagi w Premier League na początku właściwie się nie zdarza, ale sugerowanie, że w czołowych ligach Europy mistrzowie nie muszą grać na maksimum możliwości, jest nadużyciem.

Premier League jest kapitalnie sprzedawanym, pięknie opakowanym produktem, który kusi miliony ludzi na całym świecie. Rozpoznawalność klubów jest globalna, ale ten atrakcyjny towar poza Wyspami regularnie przeżywa wstrząs. Ostatni zespół, który sięgnął po tytuł najlepszej drużyny w Europie? Chelsea z sezonu 2011-12. Od tego czasu sukces nie był nawet blisko.

REKLAMA

Z roku na rok rosną zaś pieniądze, które są pompowane w jeden ze sztandarowych eksportowych produktów Anglii. Zyskują na tym także kluby, które dostają niesamowite wynagrodzenia m.in. z wpływów z transmisji telewizyjnych. To stąd w dużej mierze biorą się pieniądze na transfery, co roku szokujące rozrzutnością, na którą nie pozwalają sobie kluby z innych krajów. Czy płaci się za jakość? Na pewno w niektórych przypadkach, jednak na każdy dobry transfer przypada też taki, w którym wartość zawodnika wydaje się znacznie zawyżona. Ważne jest to, że każde kolejne transferowe okienko bije kolejny rekord.

Sytuacja, w której spadkowicze z Premier League otrzymują podobne pieniądze co ścisła czołówka w Niemczech, Włoszech i Francji, w żaden sposób nie przyczynia się do tego, jak zespoły grające w europejskich pucharach wypadają w bezpośrednich starciach z rywalami spoza Wysp. 

System szkolenia młodzieży? Wychowankowie? To kolejny problem, który odbija się między innymi na grze reprezentacji, od lat mającej problemy z wychowaniem pokolenia, która rzuci na kolana resztę świata na wielkim turnieju. Znajduje to potwierdzenie w tym, że najsilniejsze kluby świata nie zabijają się o Anglików. W zagranicznych ligach Brytyjczyków jest jak na lekarstwo. Biorąc pod uwagę pieniądze, które piłkarze dostają w ojczyźnie, można dojść do wniosku, że wyjazdy nie mają dla nich większego sensu.

REKLAMA

Telewizja Sky i BT Sports za prawa do transmisji rozgrywek Premier League w latach 2016-19 zapłaciły rekordowe 5,1 miliarda funtów (70% więcej niż w przypadku poprzedniej umowy). Działania na rzecz wyrównania rywalizacji wewnątrz ligi przynoszą skutki, ale nie da się ukryć faktu, że słabość angielskich zespołów na arenie europejskiej widać bardzo wyraźnie. 

Obecny sezon w pewnym sensie może być przełomowy - dwa pierwsze miejsca w tabeli zajmują Leicester City i Tottenham. "Lisy", które pod względem finansowym zdecydowanie odstaje od krezusów, a w składzie trudno znaleźć piłkarzy sprowadzanych za dziesiątki milionów funtów, to rewelacja ligi i prawdziwe zjawisko. "Koguty" zaś postawiły na młodość, niezmiernie ważne ogniwo stanowią u nich gracze wychowani w Anglii, wzmocnieni rozsądnymi transferami. Jeśli sezon skończyłby się właśnie w takiej konfiguracji, być może byłoby to odebrane jako sygnał, że droga do sukcesu nie prowadzi tylko i wyłącznie przez nieustanną finansową walkę.

W środę kibice zobaczą w akcji Manchester City, zespół, który od 2008 roku, kiedy większościowym udziałowcem został szejk Mansour bin Zayed, przeżył prawdziwą rewolucję, dołączając do grona najbogatszych drużyn świata, sezon po sezonie polując na wyróżniających się piłkarzy. W kolejnym sezonie będzie miał także trenera z absolutnie najwyższej półki. Czy ten ruch będzie w stanie dać mu wymarzone sukcesy? Guardiola stanie przed ogromnym wyzwaniem i można zastanawiać się, czy wyjdzie z niego zwycięsko.

Na razie Premier League w Europie jeszcze walczy - kluby nie złożyły broni do końca, ale perspektywy na to, by osiągnąć coś istotnego w Europie, trudno widzieć w jasnych barwach. 

REKLAMA

ps, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej