Simone Moro zdobył Nanga Parbat zimą: Polacy rozpoczęli tę grę i oni powinni ją zakończyć
- Zdobycie przez Polaków K2 zimą byłoby najlepszym finałem podboju najwyższych gór świata o tej porze roku – mówi Simone Moro w rozmowie z Polskim Radiem i zapowiada, że nie będzie brał udziału w wyprawach na ostatni niezdobyty dotąd zimą ośmiotysięcznik.
2016-03-05, 17:39
Posłuchaj
Powiązany Artykuł
Nanga Parbat zdobyta tej zimymy, czy nie? Bibliotekarz, drwal, dyskobolka i tragarz, który był liderem mają dowody
Simone Moro, Alex Txikon i Ali Sadpara 26 lutego zostali pierwszymi ludźmi w historii, którzy stanęli zimą na Nanga Parbat. Problemy spotkały Włoszkę Tamarę Lunger - himalaistka zatrzymała się kilkadziesiąt metrów pod szczytem, choć wciąż trzeba docenić jej wielki wysiłek - żadna kobieta nie doatarła wyżej od Tamary.
Simone Moro ma na swoim koncie już cztery pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki. Z włoskim himalaistą rozmawiał Paweł Pawlica.
- Tylko od początku lat 90., dziesiątki wypraw próbowały zdobyć Nanga Parbat zimą. Co twoim zdaniem zdecydowało, że tegoroczna próba zakończyła się sukcesem?
Simone Moro: Jak wiesz Nanga Parbat nie jest najwyższą górą świata (8146 m.p.m), ale jest jedną największych gór. Aby dotrzeć na szczyt musisz wspinać się dużo więcej i przejść dłuższą drogę, niż w przypadku Mount Everest, K2 i innych najwyższych szczytów. Po stronie Rupal musisz pokonać 4,5 kilometra, a po stronie Diamir 4 kilometry. Dla mnie, nie była to pierwsza próba zdobycia "Nagiej Góry” zimą, ani nawet druga… To była jedna z wielu prób, które miały miejsce przez ostatnie trzydzieści lat. Tym razem prawdopodobnie zwyciężyła cierpliwości, suma doświadczeń wyciągniętych z nieudanych wypraw i powrotów na Nanga Parbat. Przyjęliśmy właściwą strategię, mieliśmy dobry zespół i dobrą pogodę. Te wszystkie elementy złożyliśmy w całość i to one zdecydowały o sukcesie.
Teraz oczywiście jestem bardzo zadowolony i szczęśliwy, dla mnie to przecież czwarty ośmiotysięcznik zdobyty zimą. To było moje marzenie, mój cel w życiu, więc jestem bardzo szczęśliwy.
- Świat himalajski podziwia tempo, w którym przeprowadziliście atak szczytowy.
S. Moro: Sami byliśmy zaskoczeni naszym szybkim tempem. Przecież nie mieliśmy pełnej aklimatyzacji. Ja z Tamara spędziłem jedną noc na wysokości 6800 metrów. Tak dobre tempo zawdzięczany treningowi przed wyprawą. Byliśmy szybcy, bo mocno trenowaliśmy. Wiesz, w moim życiu nigdy nie wypaliłem ani jednego papierosa… Traktuje trening bardzo poważnie. Nie mieliśmy problemów z wysokością, ani żadnych objawów choroby wysokościowej. Rozłożyliśmy obóz czwarty bardzo nisko, bo na wysokości 7200 metrów. W dniu ataku szczytowego wyszedłem z namiotu o 7.00 rano, a 15:30 byłem na szczycie. Wróciliśmy do namiotu w cztery godziny. Robiliśmy wszystko, żeby wrócić do obozu jeszcze przy dziennym świetle, a nie w nocy.
- Jakie warunki pogodowe panowały na Nanga Parbat? Mieliście dosyć długie okno pogodowe, ale nie oznacza, to że warunki Was oszczędzały?
S. Moro: Często teraz mówimy, że mamy łagodniejsze zimy i że bardziej przypominają nam one wiosnę. Tak jednak nie ma w Karakorum czy w Himalajach. W słoneczne dni termometry wskazywały minus 34 stopnie Celsjusza. Przy wietrze wiejącym około 50 kilometrów na godzinę, to oznacza że odczuwasz temperaturę na poziomie minus 50 stopni Celsjusza. W tym momencie kiedy z Wami rozmawiam, staram się leczyć swoje palce u stóp, które mają siny kolor. Nie mam bardzo dużych odmrożeń, ale w palcach u rąk i u nóg nie mam czucia. Było przerażająco zimno i mocno wiało. Dlatego też Tamara Lunger zwróciła będąc kilkadziesiąt metrów przed szczytem, była po prostu wyczerpana przez zimno. Podobne warunki panowały na Sziszapangmie, czy Gaszerbrumie II. Zima to zima. Mieliśmy chemiczne ogrzewacze, ale nie używaliśmy tlenu i innych wspomagaczy, tak żeby styl zdobycia góry był zgodny z regułami
- Zdobycie tej góry było wyjątkowe pod dwoma względami. Pierwszy raz kobieta była tak blisko pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik (T. Lunger zwróciła kilkadziesiąt metrów przed szczytem). Pierwszy raz udało się to Pakistańczykowi.
S. Moro: Myślę, że to swego rodzaju rewolucja. Po raz pierwszy miejscowy człowiek uczestniczył w pisaniu historii światowego himalaizmu. Zazwyczaj Nepalczycy czy Pakistańczycy uczestniczą w wyprawach jako szerpowie wysokogórscy. Dlatego jestem bardzo szczęśliwy, ze Pakistańczyk razem z nami stanął na szczycie jako normalny uczestnik wyprawy.
- Czy nie masz takiego wrażenia, że napisaliście wspólnie z Alexem, Alim i Tamarą ostatni rozdział w historii zdobywania Nanga Parbat?
S. Moro: Nie wydaje mi się. To góra, która ma w sobie wciąż ogromny potencjał do eksploracji. Wiele dróg wspinaczkowych czeka na powtórzenie lub dokończenie na przykład tak zwana "droga Messnerów” (Nią tej zimy wspinał się m.in. Tomasz Mackiewicz z Elizabeth Revol - przyp. red.) Ta góra to olbrzym, jest na prawdę wielka. Tamara Lunger mówiła, że to dużo trudniejszy szczyt, niż K2. Z tych czterech ośmiotysięczników, na które wyszedłem w zimie Nanga Parbat jest najtrudniejsza. Historię jej zdobywania zaczęła pisać 30 lat temu wyprawa Andrzeja Zawady. Wydaje mi się, że to co zrobiliśmy kilka dni temu nie jest lepsze, od tego co osiągnęła tamta wyprawa. Ja zrobiłem tylko ostatni krok.
- Skoro wspomniałeś Reinholda Messnera. W komentarzu dla włoskiej prasy Messner zwrócił uwagę, że jesteś jedynym wspinaczem z czterema pierwszymi zimowymi wejściami na ośmiotysięczniki i tym sposobem "odebrałeś Polakom ich królestwo”. Podobnie postrzegasz swoje osiągnięcie?
S. Moro: To wyolbrzymione stwierdzenie, ponieważ kiedy mężczyzna decyduje o swojej drodze, o tym co chce robić w życiu, zazwyczaj potrzebuje inspiracji. Dla mnie inspiracją byli tacy giganci jak Krzysztof Wielicki, Andrzej Zawada, Jerzy Kukuczka, Maciej Berbeka, czy Leszek Cichy. Mówienie, że pokonałem osoby, które mnie inspirowały jest głupie. Jestem zaszczycony i dumny, że zapisałem się w historii obok osób, które dla mnie są bohaterami. Moim zdaniem Messner nie miał racji. Z nikim nie rywalizowałem, chciałem im tylko dorównać. Nie jest istotne, że ktoś zdobył trzy, czy cztery szczyty jako pierwszy zimą. Przecież to Polacy wymyślili Zimowy Himalaizm 40 lat temu, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Jestem szczęśliwy, że mogłem zapisać się w historii obok tak wybitnych postaci.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Adam Bielecki i Jacek Czech o wyprawie na Nanga Parbat: nie wystarczy pomalować cztery kominy i jechać
- Teraz zimą do zdobycia zostaje tylko K2. Chcesz, żeby był to twój piąty ośmiotysięcznik zdobyty zimą?
S. Moro: Zdecydowałem, że nie będę brał udziału w wyścigu do pierwszego zimowego wejścia na K2. Mam głęboką nadzieję, że to właśnie polska ekspedycja zdobędzie ten szczyt. Przecież to Polacy rozpoczęli grę o nazwie "Himalaizm Zimowy” w 1980 wychodząc na Everest. Byłoby wspaniale, gdyby 37 lat od tego wydarzenia, ostatni z czternastu ośmiotysięczników został zdobyty przez polski zespół. Polacy rozpoczęli tę grę i to Polacy powinni ją zakończyć – takie jest moje marzenie. To byłby najlepszy koniec zimowego podboju najwyższych gór świata.
Pojedynek z górą tej zimy toczyli także Polacy.
W skład wyprawy Nanga Stegu Revolution wchodzili Adam Bielecki i Jacek Czech, kolejną była "Justice for All - Nanga Dream" pod kierownictwem Marka Klonowskiego, w której udział brali Paweł Dunaj, Michał Dzikowski, Paweł Witkowski, Tomasz Kuczyński, Tomasz Dziobkowski, Piotr Tomza, Karim Hayat, Safdar Karim. Szczyt próbował zdobyć także Polak Tomasz Mackiewicz, który działał z Francuzką Elisabeth Revol.
Pierwszego wejścia na Nanga Parbat dokonał 3 lipca 1953 roku Herman Buhl. 29-letni wówczas Austriak samotnie, bez tlenu, przebył ostatnie 1300 m na flance Rakhiot, będąc pod wpływem środka dopingującego na bazie amfetaminy.
Rekord zimowych zmagań z "Nagą Górą” - do dzisiaj - należał do Zbigniewa Trzmiela, który podczas wyprawy kierowanej przez Andrzeja Zawadę w 1997 roku wspiął się na 7800 m.
REKLAMA
Przedostatni niezdobyty zimą szczyt padł za sprawą wyjątkowo zdeterminowanej ekipy. Teraz na liście pozostał już tylko K2.
Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl
REKLAMA