Powtórki wideo zabiją ducha piłki nożnej? Nic z tego. FIFA robi odważny i niezbędny krok
Wyeliminowanie błędów sędziowskich w piłce nożnej jest niemożliwe? To powszechna opinia w świecie tego sportu. Futbol jednak jest u progu kolejnej wielkiej zmiany, która ma nastąpić najpóźniej w sezonie 2017/18 - chodzi o powtórki wideo dla arbitrów.
2016-03-10, 15:01
Posłuchaj
"Usprawnianie przepisów zmierza w bardzo dobrym kierunku" - uważa prezes kolegium sędziów Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Przesmycki (IAR)
Dodaj do playlisty
Kontrowersje od zawsze towarzyszyły piłce nożnej i trudno oczekiwać, że powtórki wideo będą w stanie rozwiać wszystkie wątpliwości. Trzeba jednak przyznać, że ich wprowadzenie będzie milowym krokiem dla wszystkich, nie tylko arbitrów.
Właściwie nigdy nie zdarzało się tak, by wielkie zmiany były przyjmowane z radością. Raczej budziły nieufność. Czy piłka nożna sztywno trzyma się raz ustalonych zasad? Przejęcie władzy w najważniejszej światowej organizacji przez Gianniego Infantino może być sygnałem większych zmian - dla samej gry nadeszła właśnie ich zapowiedź.
Futbol wciąż ewoluuje, a zachodzące na przestrzeni lat modyfikacje i usprawnienia wydają się konieczne. Ale żeby mogły zostać wprowadzone, potrzebne są odważne decyzje. Przykładowo - przepis dotyczący spalonego był zmieniany dwa razy. Najpierw w 1925 roku, od kiedy zawodnik musiał mieć przed sobą tylko dwóch piłkarzy drużyny przeciwnej, i 65 lat później, gdy atakujący gracz mógł już być na równi z obrońcą w momencie podania, by uniknąć ofsajdu. Czasami można odnieść wrażenie, że w piłce lepsze jest wrogiem dobrego. Ale czy w tym momencie ktoś wyobraża sobie, by wrócić do starych zasad?
REKLAMA
Zmiany w tej dyscyplinie sportu w ostatnim półwieczu były stosunkowo nieznaczne. Ostatnie z nich? Zabronienie łapania piłki przez bramkarza po podaniu nogą od kolegi z pola. I wreszcie - goal-line, prawdziwy technologiczny skok.
Los sędziego, człowieka, który jedną decyzją może zepsuć widowisko, wciąż jest jednak nie do pozazdroszczenia. Zwłaszcza, że zmienia się sama gra. Współcześni piłkarze przypominają bardziej gladiatorów, potrafią budować akcje w niesamowitym tempie, a rywalizacja jest bardzo kontaktowa, co automatycznie rodzi wiele spornych sytuacji. Sędziowie potrzebują pomocy, ale dotychczas musieli czekać na nią przez całe lata.
"Czego nie chce FIFA? Technologii..."
Sekundy na podjęcie decyzji, od której może zależeć los mistrzostwa, trofeum, degradacji czy wykluczeniu zawodnika, nieustannie ciążąca presja, zarówno ze strony kibiców, jak i piłkarzy, ograniczone wsparcie technologiczne. Praca arbitra momentami może przypominać koszmar. A przecież mówimy tu o bohaterach drugiego planu, którzy za dobrze prowadzony mecz wcale nie zbierają owacji na stojąco. Głośno jest o nich, kiedy dojdzie do pomyłki czy wielkiej kontrowersji - to jest coś, co wspomina się latami i gdzie ujście znajdują emocje. Sędziowie znienawidzeni przez całe narody? Zdarzało się już i tak. Wystarczy przypomnieć, jak Polacy wspominają Howarda Webba, który podyktował rzut karny przeciwko biało-czerwonym w meczu z Austrią na Euro w 2008 roku.
A bramki, którym towarzyszyły kontrowersje? Za świetny przykład może posłużyć gol Geoffa Hursta z finału mundialu w 1966 roku. Anglik do dziś pozostaje jedynym piłkarzem, któremu udało się zdobyć hat-tricka w decydującym meczu mistrzostw świata, ale jeden gol ze spotkania z Niemcami przez długie dekady był przedmiotem sporu.
REKLAMA
W dogrywce piłkarz West Ham United uderzył w polu karnym, piłka odbiła się od poprzeczki i wylądowała za linią bramkową - przynajmniej zdaniem sędziów tego spotkania. Radość "Synów Albionu" była ogromna, podobnie jak sprzeciw Niemców, którzy nie mogli się pogodzić z decyzją. Zdjęcia i telewizyjne powtórki, niezależnie od ujęcia, nie mogły rozwiać wątpliwości.
Dopiero w tym roku, przy zastosowaniu zaawansowanej technologii i udziale firmy EA Sports, znanej z produkcji serii gier komputerowych FIFA, Anglicy ogłosili, że bramka została zdobyta prawidłowo. Ale czy ktoś spodziewał się innego rezultatu analizy, skoro robiła ją jedna z zainteresowanych stron? Można mieć na ten temat inne zdanie, a już na pewno mają je ci, którzy 50 lat temu przegrali decydujący mecz.
Niestety, takie sytuacje można mnożyć. Najbardziej bolesne są przypadki, w których doskonale widać, co się wydarzyło. Na mundialu w 2010 roku Frank Lampard zdobył prawidłowego gola w meczu 1/8 finału przeciwko Niemcom. Nawet bez powtórek było oczywiste, że piłka odbiła się już za linią bramkową. Arbitrzy tego spotkania nie uznali jednak tej bramki, która mogłaby odmienić losy meczu (byłoby to trafienie na wagę remisu 2:2).
REKLAMA
Źródło: YouTube/Sir Tommy Pigeon Original
- Czego nie chce FIFA? Technologii. Dziękujemy ci, Seppie Blatterze - mówił oburzony komentator stacji BBC. W ciągu kilku sekund, dzięki telewizyjnym powtórkom cały świat mógł zobaczyć, że piłka przekroczyła linię w sposób bezdyskusyjny.
Wielkie błędy są jednak wodą na młyn zwolenników zmian, argumentem, na który nie można pozostać obojętnym, choć Blatter, były sternik światowej piłki, sprawiał wrażenie człowieka, który rękami i nogami zapierał się przed zmianami. A te przecież można było wprowadzić znacznie wcześniej.
- Zostawmy piłkę taką, jaka jest. FIFA jest zdania, że ten sport powinien pozostać grą dla ludzi, także z błędami, które popełniają. Będziemy starać się poprawiać jakość sędziowania, ale nigdy całkowicie ich nie unikniemy - mówił Blatter w 2009 roku.
REKLAMA
Pomyłki miały być dla niego kolejnym czynnikiem, który wpływa na popularność i fascynację futbolem. Jednak pod wpływem presji Szwajcar diametralnie zmienił zdanie już kilka miesięcy później. - Ten moment sprawił, że muszę to powiedzieć. Byłoby nonsensem, gdybyśmy nie wznowili rozmów na temat technologii goal-line. Na kolejnym mundialu nie możemy pozwolić sobie na taki błąd - podkreślił.
Wielki sukces goal-line
Technologia goal-line jest obecnie używana w kilku czołowych ligach w Europie, m.in. w Premier League, Bundeslidze i Serie A, a wielkim testem było użycie jej podczas mistrzostw świata w Brazylii w 2014 roku. O tym, że zakończył się on sukcesem, może świadczyć chociażby bramka, którą zdobyła Francja w meczu z Hondurasem. Karim Benzema uderzył w słupek, piłka odbiła się od bramkarza rywali, który usiłował jeszcze uratować swój zespół w tej sytuacji. Dzięki goal-line arbiter nie miał jednak wątpliwości, że golkiper wygarnął piłkę już zza linii. Wystarczyła sekunda, jeden komunikat, po którym wszystko było jasne.
Rewolucyjna technologia musiała długo czekać na zatwierdzenie i przejść wiele rygorystycznych testów. W centrum uwagi pojawiła się w styczniu 2014 roku, Edin Dżeko z Manchesteru City zdobył pierwszego gola w Premier League właśnie po wykorzystaniu goal-line.
Wszystko tutaj jest w zasadzie banalnie proste - piłka, którą rozgrywane jest spotkanie, ma zainstalowany specjalny chip, który w połączeniu z czujnikami na poprzeczce i słupkach daje arbitrowi sygnał w przypadku, gdy futbolówka znajdzie się za linią. Prowadzący spotkanie dostaje wówczas sygnał na specjalny zegarek.
REKLAMA
Dotychczas goal-line działała bez zarzutu, nie zdarzyły się przypadki, które wzbudziłyby kontrowersje. Właściwie jako jedyny element negatywny można wskazać stosunkowo wysoki koszt zainstalowania niezbędnej aparatury na stadionie (w zależności od wielu czynników koszty wahały się od 250 000 do 500 000 dolarów). Każdym spotkanie z jej użyciem to około 4 000 dolarów. W styczniu tego roku była ona zaimplementowana na 78 stadionach, co pokazuje, że nie każdy może sobie na nią pozwolić.
Ścisła elita i wielkie turnieje nie będą miały problemu, ale piłkarski zaścianek na pewno musi obejść się smakiem. Równość? W tym przypadku szczytne ideały nie mogą zadziałać. Ostatni przypadek, kiedy udało się za jej pomocą ułatwić pracę sędziego? Derby Północnego Londynu, w których mogło się wydawać, że Tottenham zdobył bramkę w meczu przeciwko Arsenalowi. System niemiło zaskoczył kibiców "Kogutów":
Obawy o zabicie piękna futbolu? Całkowicie nieuzasadnione. Zabijanie ważnej cząstki futbolu? Trudno powiedzieć, by ktoś na tym stracił. Gole-widmo odchodzą w zapomnienie, kolejne pokolenia będą żyć bez dyskusji dotyczących tego, czy bramka padła, czy zatrzymała się na linii i wypadła poza boisko. Czy jest to strata? Można zapytać o to Anglików.
REKLAMA
Powtórki to rewolucja. Znaków zapytania jest jednak pełno
Oczywiście, piłka nożna nie jest pierwszą dyscypliną sportu, w którym technologia rozstrzyga sporne kwestie. Siatkówka, futbol amerykański (stosowanie powtórek rozpoczęło się w nim już w 1986 roku, obecny system funkcjonuje zaś od ponad 15 lat), snooker, tenis... Czy w tych przypadkach pojawiały się kontrowersje i sprzeciwy? Oczywiście, jednak z czasem praktycznie wszyscy docenili innowacje.
Widać też, że technologia nie stała na przeszkodzie kilka lub nawet kilkanaście lat temu. Władze FIFA traktowały jednak błędy sędziów jako "czynnik ludzki", z którego pod rządami Seppa Blattera nie chciano rezygnować.
Afera korupcyjna i zastąpienie Blattera przez Gianniego Infantino pokazało, że decyzję o wprowadzeniu powtórek można podjąć bez lat obserwowania sytuacji, w których wyniki są wypaczane. Nowy szef FIFA zaczął swoją kadencję od odważnej deklaracji, która może istotnie zmienić piłkę nożną. Na moment, w którym powtórki wideo będą dostępne dla sędziów, trzeba będzie jednak jeszcze poczekać.
Nowe rozwiązanie miałoby zostać wprowadzone najpóźniej w sezonie 2017/18. Faza testowa ma więc potrwać niecałe dwa lata.
REKLAMA
- Wcześniej czy później do tego dojdziemy. Ja wolę wcześniej. Piłka to najpiękniejszy i najważniejszy sport na świecie. Niezwykle ważna jest płynność gry i osoba sędziego, który podejmuje decyzje. Musimy sprawdzić, jaki wpływ może mieć pomoc technologii. FIFA nie może zamykać się na postęp - powiedział na konferencji prasowej Infantino.
Dochodzimy do kluczowej kwestii. Mianowicie tego, w jakich sytuacjach będą stosowane powtórki wideo. Największe obawy budzi to, czy na zmianach ucierpi płynność gry, jeden z najważniejszych elementów tego sportu. Przerw jest przecież niewiele, najczęściej dotyczą one kontuzji, sytuacji przy rzutach karnych, usuwaniu zawodników z boiska czy rzeczy, które nie zależą od piłkarzy lub sędziów, jak na przykład nieproszeni goście, którzy pojawiają się na murawie.
Najtrudniejszym zadaniem będzie opracowanie systemu, który wpłynie na płynność gry w najmniejszym możliwym stopniu.
FIFA zaznaczyła od razu, że według jej pomysłu z powtórek będzie można skorzystać tylko, aby rozwiać wątpliwości przy strzelonej bramce, czerwonej kartce, rzucie karnym lub gdy sędzia pokaże żółtą lub czerwoną kartkę niewłaściwemu zawodnikowi.
REKLAMA
Naturalne wydaje się pytanie, co ze spalonymi. Jednym z wielkich nazwisk świata piłki, jest Arsene Wenger. Menedżer Arsenalu wielokrotnie podkreślał, że błędów związanych z ofsajdami jest zdecydowanie za dużo.
- Powtórki znacznie pomogłyby arbitrom, nie kwestionując ich autorytetu. Dałyby im więcej zaufania, a przez mniej błędów da im większe poważanie. W piłce panuje najbardziej konserwatywne podejście do technologii. To może być jednocześnie jego siłą, jednak w przypadku sędziowania jest to słabością. Gra jest zbyt szybka, nie ma znaczenia, jak dobry jest sędzia, nigdy nie będzie w stanie widzieć wszystkiego - mówił Francuz jeszcze w 2012 roku.
Spalone to element wyjątkowo niewdzięczny do oceny. Nawet przy maksymalnej koncentracji trudno jest wychwycić kilka centymetrów, które decydują o tym, czy gra powinna zostać przerwana. W dodatku niektóre mecze wręcz obfitują w sytuacje na granicy lini, wyznaczającej pozycję spaloną. Optymalnym wyjściem z sytuacji mogłoby być używanie powtórek wideo w sytuacjach, gdy zachodzi podejrzenie, że gol został zdobyty ze spalonego, ale FIFA na pewno będzie dążyć w tę stronę. Jeśli chce zminimalizować liczbę błędów - musi pójść za ciosem.
Wygląda na to, że to jednak dość odległa kwestia. Do podstawowych problemów dochodzi też sprawa interpretacji boiskowych wydarzeń przez sędziów. Czasem nawet w przypadku powtórek zdarza się, że eksperci nie są zgodni, co do oceny danej sytuacji. To wskazuje na to, że element ludzki wciąż będzie kluczowy - decyzja dotycząca intencji zawodnika (jak np. przy uderzeniach łokciem, do których czasem dochodzi zupełnie przypadkowo, a innym razem są one umyślne).
REKLAMA
Opcje? Do gry wejdzie dodatkowy sędzia, który będzie podpowiadał głównemu po obejrzeniu powtórki lub arbiter będzie podchodził do linii bocznej, oglądał nagranie i wtedy podejmował decyzję. Jedna z tych dwóch opcji zostanie wybrana po fazie testów.
Wstępne, nieoficjalne testy prowadzili już Amerykanie w kilku zespołach MLS (Real Salt Lake, Vancouver Whitecaps i Philadelfia Union). Ich próby wypadły obiecująco.
- Kiedy się nad tym zastanowić, sędziowie mają najmniej informacji ze wszystkich ludzi na stadionie. Nawet kibice mogą włączyć iPhone'a i w 30 sekund obejrzeć powtórkę danej sytuacji. Arbitrzy nie mają takich środków, co nie ma żadnego sensu. Do podjęcia decyzji powinni dysponować wszelkimi możliwymi informacjami. W przypadkach, które sprawdzaliśmy, przy zastosowaniu powtórek zajmuje to około minutę od gwizdka do wznowienia gry - powiedział Jeff Argoos, wiceszef rozgrywek MLS.
Optymistyczne prognozy, ale na oficjalne potwierdzenia przyjedzie jeszcze czas.
REKLAMA
Opinie podzielone jak zawsze
- Będę konsekwentna. Twierdzę, że takie rozwiązanie jest niepotrzebne, gdyż futbol straci na spontaniczności. Czynnik ludzki jest ważny, a jak wiemy, nie jesteśmy nieomylni. Powtórki będą testowane podczas tych najważniejszych rozgrywek i szanuję też, że rada ugięła się pod naciskami - powiedziała sędzia piłkarska Magdalena Figura.
Źródło: TVN24/x-news
Środowisko sędziów nie będzie miało jednakowej opinii. Dla jednych powtórki wideo mogą być traktowane jako nieoceniona pomoc, inni mogą stwierdzić, że jest to ingerencja w ich kompetencje, która może sprawić, że "duch gry" zostanie mocno stonowany. Ale na pewno każdy arbiter chce unikać błędów, za które trzeba wziąć odpowiedzialność. Usprawiedliwienia? Tych niestety nie słucha chyba nikt, zwłaszcza, gdy gra toczy się o tak wielką stawkę. Dużo łatwiej jest oceniać, niż starać się dociekać, co skłoniło do podjęcia takiej, a nie innej decyzji.
A sami piłkarze? - Idziemy z duchem czasu. Mam nadzieję, że takie rozwiązanie pomoże sędziom podejmować decyzje i praktycznie wyeliminuje ich błędy. Myślę, że za kilka miesięcy wszyscy będą zadowoleni z tego systemu. W końcu inne dyscypliny, takie jak tenis czy siatkówka na powtórkach wideo nie ucierpiały - powiedział były reprezentant Polski Tomasz Frankowski.
REKLAMA
Były napastnik, który na polskich boiskach popisywał się niezwykłą skutecznością, widzi jednak zagrożenia dla futbolu.
- Przede wszystkim dojdzie do wydłużenia meczów o kilka minut, jednak kibice nie powinni być źli z tego powodu. Lepiej uczciwie przegrać niż nieuczciwie wygrać. Jeszcze jedną kwestią mogą być decyzje sędziów, którzy mogą być o tyle pewni swojej decyzji, że mogą nie zgodzić się na jej sprawdzenie. To może zrodzić podejrzenia o stronniczość - przyznał.
Pewne jest, że idzie nowe, a same testy technologii będą budzić duże emocje. Wiara w to, że można uczynić grę jeszcze lepszą, powinna być jednak podstawą dla wszystkich działaczy i ludzi ze świata piłki.
Źródło: TVN24/x-news
REKLAMA
O pięknie gry powinno decydować kilka rzeczy - umiejętności piłkarzy, ich przygotowanie, charakter, determinacja, wola zwycięstwa. To te elementy muszą budować legendy, o nich powinno się pamiętać i dyskutować latami. Robienie z błędów czegoś, co stanowi o zalecie sportu, jego nieprzewidywalności, nie ma większego sensu z banalnego powodu - to wciąż błędy, a te powinno się eliminować.
Trudno wyobrazić sobie, że za kilka lat kibice piłki na całym świecie będą rozpaczliwie chcieli wrócić do tego, co było przed technologią goal-line czy powtórkami wideo. Najważniejszą kwestia w tym momencie to perfekcyjna realizacja tych wielkich zmian.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA