Ekstraklasa: Podbeskidzie przypadkiem dla psychologów sportu. "Zawiedliśmy siebie i całe Bielsko"

Spadek Podbeskidzia Bielsko-Biała z Ekstraklasy to nie po prostu odpadnięcie ze stawki najsłabszej piłkarsko drużyny. W zespole "Górali" zawiodła przede wszystkim psychika.

2016-05-11, 14:49

Ekstraklasa: Podbeskidzie przypadkiem dla psychologów sportu. "Zawiedliśmy siebie i całe Bielsko"

Posłuchaj

Trener Robert Podoliński przeprosił za to, że zawiódł kibiców (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Podbeskidzie Bielsko-Biało przegrało na wyjeździe z Górnikiem Łęczna 1:5 w meczu 36. kolejki w sposób, w który nie może przegrywać zespół, który wciąż wierzy w utrzymanie. "Górale" spadli z najwyższej klasy rozgrywkowej, zaliczając katastrofalny zjazd, który trwał zaledwie miesiąc.

W ostatnich 6 spotkaniach przed podziałem punktów piłkarze Roberta Podolińskiego zdobyli 11 punktów. W 6 spotkaniach od momentu, w którym stało się jasne, ze Podbeskidzie będzie bić się o utrzymanie, przegrało 5 meczów i raz zremisowało, szczęśliwie strzelając gola w doliczonym czasie gry.

- Po rundzie zasadniczej wydawało się, że Podbeskidzie spokojnie się utrzyma. Trudno jednak wyjaśnić to, co się stało z zespołem po trzydziestu kolejkach. To materiał na pracę doktorską z psychologii sportu - powiedział Maciej Murawski, były piłkarz.

Źródło: x-news/Press Focus

REKLAMA

Psychika bez dwóch zdań była największym problemem. Podbeskidzie nie jest klubem bogatym, piłkarsko też nie należy do czołówki Ekstraklasy, jednak unikał spadku od momentu, w którym w 2011 roku dołączył do elity. Tym razem się nie udało.

Zawodnicy najwyraźniej uwierzyli już, że ligowy byt zapewnią sobie zawczasu, bez konieczności rywalizowania z bezpośrednimi rywalami z drugiej części tabeli. Bezpieczna pozycja, dająca maksymalny komfort, w której nikt nie spodziewałby się po piłkarzach niczego więcej - utrzymanie było przecież właściwie jedynym celem, który przyświecał im w tym sezonie. 

Można mówić, że zamieszanie związane z Trybunałem Arbitrażowym, które wydawało się dać piłkarzom wspomniany komfort, zdołało całkowicie zniszczyć zespół psychicznie, ale nie może to być usprawiedliwieniem dla zawodników Podolińskiego. Wyglądało to tak, jak gdyby za sprawą kilku dni ktoś przebił balonik, który ciągnął w górę drużynę. Rzecz w tym, że przecież robili to sami piłkarzy, którzy przed podziałem grali naprawdę bardzo dobrze i eksperci właściwie jednogłośnie zgadzali się, że w takiej formie z utrzymaniem nie będą mieli żadnego problemu. Sprawy przybrały jednak obrót najgorszy z możliwych.

REKLAMA

- Po stracie bramki na 1:0 musieliśmy zaryzykować, otworzyć się. Górnik w pierwszej połowie wykorzystał wszystkie okazje jakie miał i to był dziś klucz do sukcesu. My nie potrafiliśmy się przebić przez defensywę gospodarzy, brakowało nam czegoś z przodu. W dodatku popełniliśmy błędy w defensywie, które kosztują nas wiele. Dziękuję kibicom za to, że z nami jeździli, dopingowali i przepraszam w swoim i zespołu imieniu za to, w jakim miejscu jesteśmy. Całą radość w Podbeskidziu czerpałem z szatni, która składa się z charakternych zawodników i za każdym razem mimo ciosów potrafiła się podnosić i pokonywać trudności. Wyjątkiem jest to, co się dziś stało, widok grupy dorosłych facetów załamanych w szatni jest dramatem. Zawiedliśmy siebie samych i całe Bielsko. Przepraszamy - mówił szkoleniowiec po meczu w Łęcznej.

Kiedy Podoliński rozpoczynał pracę, mogło się wydawać, że ryzykuje wszystko. Zespół był w rozsypce, nie brakowało głosów, że to jego ostatni sezon w Ekstraklasie, stopniowo jednak udało się przezwyciężać problemy, odnaleźć formę i punktować. Fatalna dla nich decyzja Lechii Gdańsk sprawiła, że maszyna zacięła się całkowicie. 

40-letni szkoleniowiec oblał swój pierwszy test, kiedy obejmował Cracovię w 2014 roku. Szybko zderzył się z szatnią, nie udało mu się przeforsować swojej koncepcji gry i przekonać do siebie zawodników. Dodatkowo okazało się, że "Pasy" potrafią wygrywać, co pokazały po zmianie szkoleniowca na Jacka Zielińskiego, notującego obecnie najlepszy sezon od lat dla krakowskiego klubu. Podoliński wchodził w rolę trenera "Górali" jako wciąż młody i obiecujący trener, który jednak przeżył już coś, z czego mógł wyciągać wnioski. 

Spadek z Podbeskidziem to drugie odbicie się od ściany w Ekstraklasie. Co będzie dalej? W tym momencie nie wiadomo. W Cracovii nie miał okazji pracować w sytuacji, w której znalazł się pod ścianą, w momencie rzeczywiście kryzysowym. W Bielsku-Białej nie potrafił sobie z nim poradzić.

REKLAMA

- Od początku tej rundy finałowej nas nie było w tej Ekstraklasie. Ten mecz jest konsekwencją tego, co się działo. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek z Podbeskidziem spadnę. Dla mnie ten klub naprawdę wiele znaczy i myślałem, że bardzo długo będę z nim grał w Ekstraklasie. Kiedyś naprawdę naharowaliśmy się żeby zrobić tę Ekstraklasę, a niestety po kilku latach z niej spadamy. Trzeba się wewnętrznie pozbierać i myśleć pozytywnie do przodu. Zawiedliśmy. Chcę przeprosić kibiców, bo zawiedliśmy. Przestaliśmy grać w piłkę, nie stać nas było na remisy. Odcięło nas i to wszyscy widzieli. Tak nie da się utrzymać ligi - przyznał Damian Chmiel.

To najczarniejszy dzień od lat w historii bielskiej piłki. W ciągu miesiąca klub przeszedł od przedwczesnej euforii do upadku. Przyszły sezon, ktory spędzi na zapleczu Ekstraklasy, pokaże, ile zajmuje podniesienie się z tej klęski.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej