Ekstraklasa: przypadek Podbeskidzia Bielsko-Biała wpłynie na system rozgrywek?
Sezon 2015/16 w Ekstraklasie zapamiętamy na długo. Wszystko za sprawą spektakularnego spadku Podbeskidzia Bielsko-Biała. Pole do popisu mają przeciwnicy reformy ESA37.
2016-05-11, 20:30
Posłuchaj
Trener Robert Podoliński przeprosił za to, że zawiódł kibiców (IAR)
Dodaj do playlisty
Reforma, zakładająca podział ligi (i dotychczas zgromadzonych punktów) na grupę mistrzowską i spadkową po 30. kolejkach ma swoich zwolenników i przeciwników od samego początku, czyli od sezonu 2013/2014.
Ci pierwsi wskażą przede wszystkim na emocje do końca i większy zarobek klubów z transmisji i tzw. dnia meczowego. Będą oczywiście mieli rację.
Powiązany Artykuł
"Zawiedliśmy siebie samych i całe Bielsko"
Krytycy natomiast będą mówić o „meczach za 1.5 pkt” w sezonie zasadniczym, możliwości utrzymania się przez drużynę, która przez cały sezon spisywała się fatalnie, a ligę obroniła dzięki podziałowi punktów i kilku dobrym meczom na koniec (analogicznie spaść może drużyna, która prezentowała się solidnie przez większość meczów, a dołek formy na koniec będzie oznaczał degradację). Oni również będą mieli rację.
O ile poprzednie dwa sezony broniły entuzjastów reformy, a ligę opuszczały zespoły, które już po fazie zasadniczej znajdowały się w strefie spadkowej, to w tym sezonie może przybyć oponentów.
REKLAMA
Oto bowiem do 1. ligi spada drużyna, która „dogrywkę” w postaci siedmiu dodatkowych meczów zaczynała na najwyższym (dziewiątym) miejscu w grupie spadkowej, a nad strefą spadkową miała siedem punktów przewagi.
Podział punktów zredukował różnicę do zaledwie trzech „oczek”, czyli tak naprawdę do dystansu jednego wygranego meczu. W kolejnych sześciu zdołali jednak wywalczyć tylko jeden punkt i na kolejkę przed końcem opuszczają elitę.
Reforma stresuje piłkarzy?
Pytanie, czy jest to sprawiedliwe? „Nikt nie bronił im grać tak, jak w sezonie zasadniczym” - powiedzą pewnie obrońcy reformy.
REKLAMA
I tu kolejne pytanie. Czy jednak nie zabroniła im właśnie reforma? W wyniku zamieszania z odjęciem punktu Lechii Gdańsk, następnie z jego zwrotem, a na koniec z wycofaniem się Lechii z roszczeń, Podbeskidzie przeszło drogę z „nieba” do „piekła”.
Przez kilkadziesiąt godzin ekipa z Bielska-Białej była uczestnikiem grupy mistrzowskiej. Dawało to jej pewne utrzymanie, a nawet możliwość walki o europejskie puchary. Nie ma co ukrywać, bielszczanom zależało głownie na tym pierwszym.
Kiedy jednak okazało się, że muszą walczyć o ligowy byt (który wydawał się formalnością), uszło z nich powietrze.
Jak bowiem inaczej wytłumaczyć dwa wyniki podopiecznych Roberta Podolińskiego uzyskane w starciu z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza? 9 kwietnia w meczu o awans do czołowej „8” spokojnie wygrali 2:0, tydzień później na tym samym stadionie w meczu o utrzymanie przegrali 0:1. Jak w końcu wytłumaczyć, że „Górale” w sezonie zasadniczym w starciu z Górnikiem Łęczna wygrali i u siebie i na wyjeździe, a we wtorek w meczu ostatniej szansy polegli w Łęcznej 1:5? Przecież nie zapomnieli jak się gra w piłkę.
REKLAMA
Z tym samym Górnikiem, który nie jest jeszcze pewny utrzymania. Ewentualny spadek klubu z Lubelszczyzny rozpocznie lawinę komentarzy, że skoro Podbeskidzie przegrało aż 1:5 w starciu z innym spadkowiczem, to Ekstraklasa po prostu im się nie należała. A dyskusje o ESA37 będą trwały w najlepsze. Już wcześniej prezesi ekstraklasowych klubów podjęli decyzję, że w kolejnym sezonie rozgrywki zachowają obecny kształt. Na jak długo?
Bartosz Orłowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA