Ekstraklasa: Lech Poznań znalazł wymarzonego trenera? Praca, drużyna i dyscyplina muszą zaprocentować

Lech Poznań sięgnął po chorwackiego trenera Nenada Bjelicę. Kim jest szkoleniowiec, który zastąpił Jana Urbana? W dotychczasowej karierze pokazał już, że ma cechy, które mogą bardzo przydać się "Kolejorzowi".

2016-08-30, 20:10

Ekstraklasa: Lech Poznań znalazł wymarzonego trenera? Praca, drużyna i dyscyplina muszą zaprocentować
Nenad Bjelica. Foto: PAP/Jakub Kaczmarczyk

Posłuchaj

Na powitanie Bjelica powiedział, czego oczekuje od swoich zawodników (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Wygląda na to, że Lech Poznań zdecydował się na bezkompromisowy ruch, sprowadzając Nenada Bjelicę. Wszystko wskazuje na to, że nowy szkoleniowiec lubi władzę, a do tego jednymi z najważniejszych wartości na boisku są dla niego ciężka praca i drużyna - a można odnieść wrażeniue, że tych rzeczy w ostatnim czasie zdecydowanie w "Kolejorzu" brakowało.

Bjelica nie ma za sobą oszałamiającej kariery piłkarskiej, na pewno jednak można nazwać ją solidną - jako zawodnik (grał jako ofensywny pomocnik) występował w chorwackim Osijeku, skąd trafił do Hiszpanii, by reprezentować barwy kolejno Albacete, Betisu Sewilla i Las Palmas. Później nastąpił powrót do Chorwacji i gra w Niemczech i Austrii. Ta ostatnia okazała się krajem, z którym postanowił związać się na dłużej i braki spektakularnych sukcesów na boisku chce nadrobić na trenerskiej ławce. Do tego dochodzi 9 występów w reprezentacji Chorwacji, do której przecież nie trafia byle kto. 

Mały, dumny kraj, mający niesamowity dryg do tego, by produkować piłkarskie talenty, z drugiej strony jednak mocno dotknięty korupcją i zakulisowymi aferami - tak w telegraficznym skrócie można by opisać to bałkańskie państwo pod kątem futbolu. Na pewno nie jest to łatwy grunt dla szkoleniowców, bo przy prowadzeniu młodych talentów muszą też mierzyć się z dość specyficznymi prezesami klubów i działaczami, których współczesną twarzą jest niestety Zdravko Mamić, wyjątkowo kontrowersyjna postać.

REKLAMA

- Chorwaci to utalentowani piłkarze, zawzięci i pracowici, ale trenerów się u nas nie ceni. Wolę pracować w Austrii, jestem tu już siedem lat, mam swój dom i dobrze się tu czuję. Jestem dumny z tego, że jako pierwszy Chorwat trenuję w Austrii - mówił jeszcze przed swoim największym sukcesem w karierze szkoleniowca, który osiągnął w Austrii Wiedeń. Wcześniej musiał jednak mocno pracować na to, by dostać swoją szansę w tym klubie.

Na zapleczu austriackiej Bundesligi wyrabiał swoją markę, a przełom przyszedł w czasie pracy w Wolfsberger AC. Z trzeciej ligi sezon po sezonie przeskakiwał kolejne poziomy i awansował do elity, a później z beniaminkiem do końca bił się o grę w Lidze Europy, notując wynik znacznie przewyższający oczekiwania. Dostał wówczas propozycję z Osijeka, w którym zbierał piłkarskie szlify, ale wykluczył możliwość powrotu do ojczyzny.

- To, że nie udało nam się wywalczyć Ligi Europy z Wolfsberger AC, nie zmienia faktu, że to najlepszy okres w historii klubu. Wszystkie moje założenia i wizje zostały spełnione - mówił. Nie był tylko trenerem, pełnił jednocześnie funkcję dyrektora sportowego i technicznego. W praktyce wszystkie najważniejsze decyzje zależały od niego, co na pewno wpłynęło na to, jakim jest trenerem. Lubi mieć władzę i nie boi się tego, by z niej korzystać i wdrażać do drużyny swoje plany.

"

- Tajemnica tego sukcesu? Uwielbiam swoją pracę, lepiej czuję się jako trener niż jako piłkarz. Uwielbiam odpowiedzialność. Jako zawodnik możesz od niej uciekać, jako trener to niemożliwe. I to mi się właśnie podoba. Kiedy Osijek złożył mi propozycję, mocniej zabiło mi serce, ale w tym momencie to misja niemożliwa. Chcę pokierować swoją karierę w innym kierunku, chcą być trenerem w Hiszpanii albo Niemczech - mówił w rozmowie z portalem 24sata.hr.

Widać, że mierzył wysoko, ale jego kariera przybrała nieco inny obrót. Z drugiej strony, w tym momencie ma 45 lat i wszystko jest jeszcze przecież dla niego otwarte. Największy sukces, ale też zarazem schody, zaczęły się w mistrzu kraju, Austrii Wiedeń, którą objął w 2013 roku. 

REKLAMA

Niespodziewanie wiedeńczycy pod jego wodzą zdołali awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów, co nie udało się nigdy wcześniej. Co ciekawe, Bjelica musiał poprowadzić zespół przeciwko klubowi, który zdominował krajowe rozgrywki w Chorwacji - Dinamie Zagrzeb.

Udało się wyeliminować teoretycznie lepszy zespół i trafić do piłkarskiego raju. Problem w tym, że potem wszystko zaczęło się sypać. Oczywiście trudno było liczyć na sportowy sukces, bo ten został przekreślony właściwie już na etapie losowania. Atletico Madryt, Zenit Petersburg i FC Porto to rywale, którzy byli poza zasięgiem, jednak nie można mówić o kompromitacji - w 6 spotkaniach ze znacznie lepszymi notowaniami ugrało się ugrać 5 punktów przy bilansie bramkowym 5-10, co ujmy na pewno nie przynosi.

Jego praca trwała jednak tylko pół roku. W lidze zdarzyło mu się kilka potknięć, jednak najważniejsze było co innego - Bjelica miał stracić kontrolę nad szatnią, a po serii słabszych wyników został zwolniony z klubu. Nie był ulubieńcem kibiców, piłkarze także wypowiadali się o nim niezbyt ciepło. Szkoleniowiec zaś twierdził, że zawodnicy mają za dużą kontrolę w klubie, więc widać tu dość typowe starcie osobowości. To zresztą nie może dziwić, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że największym autorytetem w trenerskim świecie jest dla Bjelicy Diego Simeone. Tyle tylko, że w niektórych przypadkach mniej problematyczną decyzją jest pozbycie się trenera.

REKLAMA

Wiadomo, że Argentyńczyk jest zwolennikiem pracy, która przekracza możliwości wielu piłkarzy. Niesamowite przygotowanie fizyczne, kapitalne zdolności motywacyjne i umiejętność stworzenia niesamowitej szatni to cechy wręcz firmowe. Simeone nie szuka gwiazd, które będą na pierwszym planie, na pierwszym miejscu nie stawia też siebie. Momenty błysku pojedynczych zawodników to tylko zwieńczenie całego wysiłku, wisienka na torcie. Na pierwszym miejscu zawsze jest drużyna.

"

- Simeone jest dla Atletico tym, kim był dla Barcelony Cruyff. To coś więcej niż trener, to kierunek w piłce. Kiedy mówiłem o tym w 2013 roku, niektórzy się śmiali, ale okazało się, że miałem rację. Ten człowiek potrafi zrobić coś z niczego. Porządek, praca i dyscyplina to podstawa. Jest graczem drużynowym, zawsze rozmawia ze swoimi współpracownikami, skautami, Nienawidzi przegrywać, potrafi łatać dziury po czołowych piłkarzach, stworzył z Griezmanna najlepszego napastnika świata - opowiadał o swoim wzorze.

Wygrana w dwumeczu z Dinamem Zagrzeb i sprzątnięcie mu sprzed nosa prawdziwej fortuny musiało zwrócić uwagę najważniejszego, choć uznawanego za szarą eminencję chorwackiej piłki - wspomnianego wyżej Zdravko Mamicia, o którym mowa była już wcześniej. Mamić, rządzący w Dinamie i mający potężne wpływy w tamtejszej federacji, mocno optował za tym, by Bjelica dostał szansę w roli selekcjonera reprezentacji Chorwacji, oprócz tego interesował się nim w kontekście prowadzenia swojego zespołu.

Ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło, a Chorwat trafił do włoskiej Spezii Calcio, grającej w Serie B. Na koniec sezonu zespół zajął dobre, 5. miejsce i dostał możliwość gry w fazie play-off. Walka o występy w elicie skończyła się jednak klęską i przegraną już w pierwszym spotkaniu. Zespół w kolejny sezon wszedł bardzo dobrze, ale nagle coś się zacięło. Seria 7 meczów bez zwycięstwa przypieczętowała los Bjelicy. Prawie półtora roku spędzonych we Włoszech na pewno było jednak wartościowym doświadczeniem. 

- Pamiętam, że jak trafiłem do Spezii Calcio nie było tam żadnego kontaktu między sympatykami tego klubu i piłkarzami. Choć nie awansowaliśmy do Serie A wzajemne relacje uległy diametralnej zmianie. Fani wiedzieli, że zawodnicy dawali z siebie wszystko - mówił Bjelica.

REKLAMA

Od listopada ubiegłego roku Bjelica nie prowadził żadnej drużyny. Pojawiało się wiele doniesień, które łączyły go zarówno z chorwackimi klubami, pojawiały się jednak doniesienia dotyczące tego, że interesuje się nim Betis Sewilla, ale ostatecznie nie doszło do żadnego ruchu. Teraz jednak wraca do gry i nowych wyzwań. I wygląda na to, że dla piłkarzy "Kolejorza" zacznie się naprawdę wymagający okres.

- Obiecuję ciężką, solidną pracę i dobrą grę drużyny. O tym, że trafiłem do wyjątkowego klubu świadczy frekwencja dziennikarzy na dzisiejszej konferencji prasowej. Nigdzie z czymś podobnym się nie spotkałem. Dla mnie najważniejsze jest to, aby piłkarze podchodzili do swych obowiązków z maksymalnym zaangażowaniem. By w treningach i spotkaniach dbali o pełną koncentrację i szacunek dla klubu. Mecz można wygrać lub przegrać, ale ważne jest, aby opuszczać boisko z podniesioną głową. Obojętnie z kim przyszło rywalizować - z Legią Warszawa czy z Realem Madryt. Bez tego nie będzie sukcesów - przyznał Chorwat.

Dobrze zdaje sobie też sprawę z tego, że przychodzi do klubu w trudnym momencie, jednak nie liczył na wzmocnienia.

REKLAMA

"

- Uważam, że potencjał obecnego zespołu pozwala na grę o miejsce w pierwszej trójce Ekstraklasy. Każdy z zawodników otrzyma ode mnie szansę występu w pierwszej drużynie. Ktoś kto uważa, że jest ponad klubem nie ma u mnie szans. Co do stylu gry, zaskoczyłem we Włoszech preferując ofensywę. Spoglądano na mnie jak na szaleńca. Co nie znaczy, że będę lekceważył defensywę - zadeklarował.

Najważniejszym testem dla niego będzie to, czy uda mu się zjednać sobie szatnię, ale to nie wystarczy, co pokazał przypadek Jana Urbana, który wydawał się nie mieć pomysłu na to, jak ma wyglądać wizja gry zespołu - początek jego pracy, kiedy trzeba było ratować sytuację, był bardzo obiecujący. Potem jednak nie nastąpiły dalsze kroki, które mogłyby wskazywać na to, że "Kolejorz" może wrócić do ścisłej czołówki Ekstraklasy.

Bjelica ma to zmienić. Głównym pytaniem pozostaje jednak to, czy z jego charakterem nie zdecyduje się na radykalne ruchy w składzie i konfrontację z niektórymi piłkarzami. Bałkański temperament może dać o sobie znać bardzo szybko, ale jaka będzie reakcja? To będzie jedno z najciekawszych pytań na piłkarską jesień. I nie możemy doczekać się odpowiedzi.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej