Premier League: jak z króla dżungli stać się ofiarą. Jose Mourinho na zakręcie kariery?

Niesamowity tłok, który panuje w ścisłej czołówce Premier League po 9. rozegranych kolejkach, zwiastuje wyjątkowo zacięty sezon. Ostra rywalizacja jak na razie daje się we znaki Jose Mourinho.

2016-10-24, 18:19

Premier League: jak z króla dżungli stać się ofiarą. Jose Mourinho na zakręcie kariery?
Jose Mourinho i Antonio Conte - stary i nowy szkoleniowiec londyńskiej Chelsea. Foto: PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA

- Żyjemy w dżungli, w której każdy chce cię zjeść. Jedynym sposobem przetrwania jest zachowanie czujności, na tym polega ta rywalizacja. Każdego dnia musisz na nowo walczyć o przetrwanie - mówił kilka dni temu na konferencji prasowej Arsene Wenger, trener Arsenalu.

Kilka lat temu Jose Mourinho był wśród tych, którzy byli postrachem tej dżungli. Doskonale rozumiejący zasady gry, mający swój styl. Budzący kontrowersje, potrafiący brać na siebie ciężar odpowiedzialności. Ostry, odważny, ale też arogancki i przekonany o własnej wyjątkowości. Z Chelsea wygrał w Anglii wszystko, co mógł wygrać. Pierwsza kadencja stała pod znakiem świeżości, w drugiej wszyscy widzieli wytęskniony powrót do domu. Niestety, zakończony w sposób ostateczny, taktyką zostawiania za sobą spalonej ziemi.

W niedzielę Portugalczyk nie mógł liczyć na przesadną gościnność. Z drugiej strony, na pewno nie spodziewał się, że jego Manchester City zostanie tak dotkliwie pobity. 4:0 było dla "Czerwonych Diabłów"  prawdziwym policzkiem, po którym droga na Old Trafford musiała ciągnąć się w nieskończoność.

REKLAMA

"Specjalista od porażek" - tak kiedyś Mourinho określił Arsene'a Wengera, co uczyniło ich relacje jeszcze gorszymi. 8 wygranych, 5 remisów i 12 porażek - to bilans Portugalczyka z 25 ostatnich ligowych meczów.  Delikatnie mówiąc, nie wygląda to jak dorobek zwycięzcy, który w praktycznie każdym klubie, w którym się pojawiał, gwarantował trofea. W Premier League jeszcze nigdy nie przegrał tak dotkliwie, w całej swojej karierze zdarzyło się to tylko raz - w słynnym już starciu Realu z Barceloną, wygranym przez "Dumę Katalonii" 5:0.

Mourinho właściwie w każdym z prowadzonych przez siebie klubów broniły wyniki. Inne drużyny czuły przed nimi respekt, a to wszystko skutecznie zamykało usta krytykom. Można było mieć zastrzeżenia co do stylu, piłkarskiej filozofii czy samego sposobu prowadzenia piłkarzy, ale w kluczowym momencie liczyły się trofea i wygrane, od których odbijały się zarzuty. Teraz menedżera broni naprawdę niewiele. 

- Koszmarny błąd defensywy już w pierwszej minucie i mecz od razu zrobił się inny. Powiedziałem piłkarzom w przerwie, że musimy gonić wynik, a to bardzo odpowiada Chelsea. Postawiliśmy się w sytuacji, w której daliśmy im taki mecz, jakiego chcieli. Mogli cofnąć się w drugiej połowie głęboko do obrony i szukać okazji do kontrataku - powiedział Mourinho.

Źródło: x-news

REKLAMA

Nie takiego Mourinho chcieli kibice "Czerwonych Diabłów". Wszystkie niedoskonałości defensywy, niegdyś znaku firmowego, zostały obnażone przez "The Blues", nowe nabytki mają jeszcze problemy z tym, by odnaleźć się na boisku, brakuje stabilizacji formy. Wymowne jest też to, że Zlatan Ibrahimović notuje najdłuższą serię bez bramki od 6 lat. Manchester gra zachowawczo, Portugalczyk wybiera bezpieczne rozwiązania, brakuje mu pewności siebie. 

Na pewno na to, by z drużyny z Old Trafford zrobić maszynę do wygrywania, potrzeba czasu. Ale nawet to będzie jedynie zasłoną dymną, jeśli za wszystkim nie będzie stała koncepcja na to, jak ma wyglądać ostateczny produkt. Trudno nie zgodzić się z tym, że zespół bez sir Alexa Fergusona niszczał, zarówno pod Moyesem, jak i van Gaalem, w ciągu kilku sezonów z potentata został klubem, którego nie boi się w tym momencie praktycznie nikt.

Przed startem sezonu wiele mówiono o tym, że będzie to rozgrywka trenerów z uznaną marką, którzy wiele wniosą do ligi. To pierwszy pełny sezon Juergena Kloppa, w letniej przerwie Chelsea przejął Antonio Conte, w Manchesterze City pojawił się Pep Guardiola, młody i głodny sukcesów Tottenham prowadzi rozpychający się łokciami Mauricio Pochettino.

Mourinho miał być tym, który wróci w dobrze znanym nam stylu, zetrze nieudane ostatnie miesiące w Londynie i sprawi, że kibice "Czerwonych Diabłów" znowu będą mogli spoglądać na szczyt tabeli po kilku latach posuchy. To nie szkoleniowiec, który buduje swoje drużyny przez lata, a jego ręka miała być widoczna już od pierwszych spotkań. Pokazywał też, że kres jego pracy (i konsekwencje) przychodzą w trzecim sezonie, wcześniej jednak zawsze udawało się potwierdzać swoją klasę.

REKLAMA

Jak na razie Portugalczyk wypada jednak z grona trenerskich gwiazd Premier League najgorzej, a niedzielna porażka była dla niego wyjątkowo bolesna. Jeśli ktoś jeszcze tęsknił za nim na Stamford Bridge, to 4:0, które Conte zafundował rywalom, błyskawicznie pokazały, że to Włoch jest przyszłością klubu i nie ma sensu oglądać się za siebie.

Fani Manchesteru mają powody do niepokoju, Mourinho musi szybko znaleźć rozwiązanie problemów na Old Trafford. Media już od jakiegoś czasu piszą o tym, że Portugalczyk stracił większość swoich atutów, nie idzie do przodu, próbuje wciąż używać tych samych metod, które po prostu nie działają. Z człowieka, który miał wszelkie prawo do tego, by czuć się wyjątkowy, wygląda na coraz bardziej zagubionego. Z kogoś, kto rządził w dżungli Premier League, stał się tym, na którego każdy może zapolować.

W środę czas na kolejne wyzwanie i to w okolicznościach niezwykle prestiżowych - derby Manchesteru w Pucharze Ligi Angielskiej. Starcia z Guardiolą to jednak prawdziwe przekleństwo dla menedżera "Czerwonych Diabłów". 

REKLAMA

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej