Therese Johaug przerwała milczenie. Sprzeczne zeznania Norweżki
Afera dopingowa norweskiej biegaczki narciarskiej Therese Johaug w ostatnich dniach miała kolejną odsłonę. Gwiazda przerwała milczenie i spotkała się z dziennikarzami.
2016-10-29, 12:22
Posłuchaj
Therese Johaug potrzebowała kilkunastu dni, aby poskromić nerwy, uspokoić myśli, nabrać sił i stanąć przed dziennikarzami po tym jak 13 października przyznała, że w jej organizmie wykryto niedozwoloną substancje dopingową – clostebol.
- W ostatnich dniach bywało bardzo ciężko, pojawiły się też myśli, czy dam radę kontynuować karierę. Jednak cały czas czuję, że to przetrwam i wrócę do biegania - mówiła Johaug na spotkaniu z dziennikarzami w Holmenkollen Park Hotel na którym wspierali ją adwokat Christer Hjoertemoraz i chłopak, wioslarz Nils Jakob Hoff.
Powiązany Artykuł
Justynę Kowalczyk badają częściej? Kontrolerzy na obozie kadry Norwegii, Bjoergen w strachu
Norweżka po tym jak przyznała, że zakazana substancja miała znajdować się w kremie stosowanym przy oparzeniach słonecznych, którego użyła podczas zgrupowania we Włoszech, została zawieszona przez norweską agencję antydopingową na dwa miesiące.
Wspomniany krem kupił dla Johaug lekarz norweskiej kadry Fredrik Bendiksen. Lekarz wyjaśniał, że nie miał świadomości, że znajduje się w nim steryd anaboliczny - clostebol. Lekarz, jak podkreślała zawodniczka, miał nawet zapewniać ją, że nie ma w nim zakazanych substancji. W wyjaśnienia lekarza szybko zaczęto jednak wątpić. Na opakowaniu producent kremu zamieścił czerwoną informację ostrzeżenie, która mówi, że medykament zawiera zakazane substancje.
REKLAMA
Therese Johaug Ślepo ufałam lekarzowi
Podczas spotkania z mediami Johaug kilkakrotnie podkreślała, że jest jej bardzo przykro, że w jej tłumaczenia wiele osób nie chce uwierzyć. - Powiedziałam prawdę. Historia jest prosta. Miałam ranę na wardze, która bardzo bolała, dostałam krem i stosowałam go przez dziesięć dni – wyjaśniła narciarka, ale nie wytłumaczyła dlaczego ona i jej lekarz, skoro nie byli świadomi, że w kremie znajduje się niedozwolona substancja, tuż po jej wykryciu jako jej źródło podali właśnie ów krem.
W norweskich mediach po spotkaniu z Johaug pojawiły się też kolejne pytania. Narciarka podaje bowiem dwie wersje zdarzeń. Raz mówi, że poparzeń na wargach doznała podczas zgrupowania w Livigno, a innym razem, że do Włoch pojechała już z ranami.
Kowalczyk ponownie wywołana do tablicy
Przy okazji problemów Johaug w Skandynawii mówi się także o Justynie Kowalczyk i o tym, że 11 lat temu Polka została zdyskwalifikowana za stosowanie deksametazonu, który wykryto podczas kontroli dopingowej 23 stycznia 2005 roku. Substancja była składnikiem leku na zapalenie ścięgna Achillesa, ale zawodniczka nie wiedziała, że jest zakazany. Kowalczyk nie współpracowała wówczas z lekarzem, bo PZN takiego wsparcia jej nie zapewniał.
Kilka godzin po tym jak Therese Johaug łkając opowiedziała światu o swoim dopingowym teście, który dał wynik pozytywny, Justyna Kowalczyk opublikowała na swoim profilu na Twitterze post Aino Kaisy Saarinen. Finka zamieściła w sieci zdjęcie na którym widać opakowanie kremu stosowanego przez Therese Johaug, na którym widnieje czerwony znak ostrzegawczy i napis "doping". Podczas ostatnich spotkań z dziennikarzami Johaug została także zapytana o ten komentarz rywalki z Polski.
REKLAMA
- Kowalczyk dała do zrozumienia, co myśli. Wiem, co zrobiłam i co sobą reprezentuję jako człowiek - oznajmiła norweska biegaczka w rozmowie z "Verdens Gang".
Trzeba też podkreślić, że to był jedyny komentarz Justyny Kowalczyk, jaki pojawił się w sprawie Johaug. Polka podkreśla nawet, że nie chce wypowiadać się o wpadce Norweżki.
"Dlaczego milczę w sprawie mody na inhalatory i kremy wszelakie. Bo mnie to już mało obchodzi. Żal tylko, że ukochana dyscyplina na takich praktykach traci (…) - napisała Kowlaczyk w swoim ostatnim felietonie.
REKLAMA
Johaug najpopularniejszą osobą medialną w Norwegii
Przez ostatnie dwa tygodnie liczba artykułów prasowych na temat Theres Johaug w norweskich mediach przekroczyła kilka tysięcy. Według obliczeń firmy Retriever, monitorującej skandynawskie media drukowane i elektroniczne, której właścicielami są agencje prasowe, norweska NTB i szwedzka TT, liczba artykułów dotyczących Johaug znacznie wyprzedziła najpopularniejszych polityków, rodzinę królewską, a nawet największe gwiazdy rocka.
Liczba doniesień medialnych dotyczących Johaug w okresie zaledwie 13 dni, od 13 października i ujawnienia pozytywnego badania antydopingowego do 26 października wyniosła 3689.
"Therese Johaug, pojawiająca się w mediach w przeciągu zaledwie 13 dni aż tyle razy i biorąc pod uwagę, że liczba ta rośnie codziennie, stała się tym samym najpopularniejszą osobą medialną w Norwegii w ostatnich kilkudziesięciu latach, a być może nawet wszech czasów" - skomentowała główna analityczka Retriever Kristina Nilsen.
Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl, Verdens Gang (vg.no)
REKLAMA