Epidemia wśród sportowców? Policjantka po 40. ściga młodsze rywalki, doktor Justyna Kowalczyk i Bjoergen zarażają
Doświadczeni i wciąż odnoszący wielkie sukcesy sportowcy – tacy, którzy kolejną dekadę zapisują strony w treningowych dzienniczkach, sportsmenki matki, czy piszący doktoraty na zgrupowaniach – ta grupa ludzi może zaimponować.
2016-12-01, 16:10
Życie sportowca to obozy, zawody, żmudne treningi, badania, testy, ciągły reżim dotyczący spania, jedzenia, czy odpoczynku – ciągłe zakazy, nakazy i wyrzeczenia. Co zatem sprawia, że niektórzy z wielkich mistrzów takie życie akceptują nie przez dziesięć, ale przez dwadzieścia i więcej lat? Jak to się dzieje, że są zawodniczki, które do tego kieratu są w stanie jeszcze coś, a właściwie kogoś dorzucić – czyli dziecko, i czy pisanie doktoratu pomiędzy zawodami, treningiem, a krioterapią na przykład to idealny sposób na naukową twórczość?
Przyszła zima więc na arenach skutych lodem, czy obłożonych białym puchem pojawili się bohaterowie, obok których nie przechodzi się obojętnie.
Wiek nie przeszkadza w życiu, urozmaica je
Noriaki Kasai Skąd czerpię motywację? Chyba przede wszystkim z tego, że kocham skoki. Poza tym jeszcze nie udało mi się wygrać igrzysk
Noriaki Kasai, rocznik 1972, pod koniec poprzedniego sezonu świętował pięćsetny start w zawodach Pucharu Świata. Gdy w ostatni weekend skoczkowie szykowali się do inauguracji sezonu w Kuusamo moje dzieci, myśląc że feta sprzed kilku miesięcy była jednocześnie pożegnaniem "dinozaura” skoczni stwierdziły: szkoda, że Noriaki już nie skacze, fajnie było oglądać "dziadziusia” jak leje młodzież. Jakaż była radość młodych kibiców, gdy na belce w Kuusamo pojawił się uśmiechnięty Japończyk, który swoje pierwsze skoki w życiu oddawał, gdy większości obecnych rywali nie było jeszcze na świecie.
- Omijają mnie kontuzje, dlatego realnie myślę o sześciuset występach – mówił Kasai w marcu 2016 roku w Planicy zapowiadając, że nie zamierza pożegnać się ze sportem.
REKLAMA
Kasai debiutował 17 grudnia 1988 w Sapporo. Na pierwszy sukces czekał cztery długie zimy. W marcu 1992 roku został indywidualnym mistrzem świata w lotach w czeskim Harrachovie. W swoim dorobku ma również medale zimowych igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata oraz wiele zwycięstw w Pucharze Świata. Wciąż jednak ma cel - marzy o olimpijskim złocie. Taką szansę będzie miał w 2018 w PjongCzang, ale Japończyk sięga dalej. W 2026 roku igrzyska mogą zostać zorganizowane w Sapporo, tam gdzie Kasai zaczynał sportową przygodę. – Zakończyć fantastyczną przygodę w mieście, gdzie zaczynało się karierę? Nic lepszego nie mogłoby mi się przytrafić – uważa dinozaur.
Kasai ma wielkie serce i wielkie poczucie humoru. Czytając w sieci informacje na swój temat na pewno świetnie się bawi. Zdaniem internautów na sukcesy Japończyka zbawienny wpływ ma jego znaku zodiaku – bliźnięta, które powodują, że Kasai skacze za dwóch. Coś w tym jest, bo 44-latek energią mógłby się podzielić z niejednym dużo młodszym kolegą.
Wielu mistrzów skoczni, którzy zdobyli o wiele więcej od Japończyka - Weissflog, Peterka, Schmitt, czy Małysz już dawno są na sportowej emeryturze, a Kasai wciąż skacze. – Skąd czerpię motywację? Chyba przede wszystkim z tego, że kocham skoki. Poza tym jeszcze nie udało mi się wygrać igrzysk ani złotego medalu mistrzostw świata... No i nie lubię przegrywać. To mnie motywuje - wyjaśniał w jednym z wywiadów "dziadziuś". No, ale czy przestaje się tak po prostu robić to, co się tak bardzo kocha? Kasai jest dowodem na to, że niektórym sportowcom wiek nie przeszkadza, co najwyżej urozmaica życie.
REKLAMA
Policjantka po czterdziestce ściga młodsze koleżanki
Claudia Pechstein W mojej szafie wciąż jest miejsce na medale
Ktoś mógłby powiedzieć, że Japończycy to wyjątkowy naród - są najdłużej żyjącymi na świecie ludźmi, ma na to wpływ sposób odżywiania, styl życia, a pozytywne i duchowe nastawienie ma także bardzo ścisły związek ze zdrowiem i długowiecznością. Kasai nie jest zatem żadnym kosmitą, tylko statystycznym japońskim Kowalskim. Kim zatem jest Claudia Pechstein, rówieśnica Noriakiego? Niemiecka łyżwiarka szybka przygotowuje się do igrzysk w PiongCzang. Jak wystartuje w 2018 roku na olimpiadzie, będzie miała 46 lat.
- Jeśli tylko zachowam zdrowie i formę, to będzie mój cel, ale jeśli to komukolwiek przeszkadza, będzie musiał po prostu być szybszy ode mnie - powiedziała sześciokrotna mistrzyni świata dziennikowi "Thueringen Allgemeine".
Policjantka z Berlina jest najbardziej utytułowanym niemieckim sportowcem w historii zimowych igrzysk olimpijskich, ma pięć złotych, dwa srebrne i dwa brązowe medale w swojej kolekcji. W tym sezonie Niemka już pokazała swoim młodszym koleżankom, że wciąż trzeba się z nią liczyć. W drugich w tym sezonie zawodach Pucharu Świata w Nagano zajęła czwarte miejsce w biegu na 3000 m, nieznacznie przegrywając walkę o trzecie miejsce z młodszą o ... 20 lat Rosjanką Anną Jurakovą.
REKLAMA
Weteranka torów zacięcie walczy nie tylko na lodzie. Po tym jak zawieszono ją za doping nie startowała na igrzyskach w Vancouver. Od kary zawieszenia zawodniczka jednak odwołała się i toczyła batalię aż do czasu, gdy Międzynarodowa Unia Łyżwiarska, która w lipcu 2009 roku zawiesiła ją na dwa lata na podstawie anomalii w paszporcie biologicznym, przyznała się do własnego błędu. Pechstein często występuje także w obronie innych sportowców. Przed igrzyskami w Rio domagała się dymisji prezydenta MKOL Thomasa Bacha. Powodem była postawa Bacha w kwestii kompletnego wykluczenia drużyny rosyjskiej z Igrzysk Olimpijskich w Rio. Claudia to niewątpliwie waleczna kobieta. - W przeszłości trenowałam z mężczyznami, nie mogłam nigdy odpuścić - mówiła w jednym z wywiadów Niemka i dodawała, że w jej szafie wciąż jest miejsce na medale.
Łyżwiarka ze swojej pasji stworzyła nieźle funkcjonujące przedsiębiorstwo. Otacza się mężczyznami z nimi współpracuje jej się najlepiej. Team Pechstein, który tworzy wraz z Norwegiem Aleksandrem Waagenesem, Japończykiem Junyą Miwą i Węgrem Sandorem Dekanym to grupa zawodowa pod dowództwem trenera Petera Muellera. - Claudia wciąż utrzymuje niezłą prędkość i nic nie jest w stanie jej zatrzymać - mówił trener Mueller podczas prezentacji grupy w maju 2016 roku.
Kto, lub co inspiruje sportowców do przekraczania granic? Może Ernestine Shepherd jest świetnym dowodem, że wiek dla sportowca nie jest przeszkodą? Pani Shepherd jest najstarszą na świecie kulturystką.
Matki szybciej zmierzają do mety? Dzieci nie lubią czekać
Sportowcy, którzy wiek juniorski przeżywali dekady temu to nie jedyna grupa sportowców, która wybija się ponad normę.
REKLAMA
Wśród narciarek ścigających się na trasach wraz z Justyną Kowalczyk zapanował istny baby boom. Wygląda to tak, jakby panie wymyśliły sobie nową konkurencję - rywalizację mam. O miano najszybszej w tej kategorii w narciarskim peletonie w tym sezonie walczą Anna Kaisa Saarinen, Marit Bjoergen, a także Kikkan Randall i Katja Visnar. 33-letnia Randall urodziła syna 14 kwietnia, 37-letnia Saarinen - córkę 2 maja, 36-letnia Bjoergen - syna 26 grudnia, a pierworodny mieszkającej w Norwegii 32-letniej Słowenki Katji Visnar przyszedł na świat 25 listopada 2015 roku.
Mamy narciarki, perfekcjonistki płynne wskoczenie z pociechami do narciarskiej karuzeli, czyli cyklu zawodów Pucharu Świata, przygotowywały z wyprzedzeniem.
Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) po kilku spotkaniach, z których pierwsze odbyło się w ubiegłym roku, zgodziła się na proponowane przez biegaczki warunki. Negocjacje prowadziły Amerykanka Kikkan Randall i Finka Aino-Kaisa Saarinen.
Norweżka Marit Bjoergen, która im doradzała na odległość, wyjaśniła, że to nie były grzeczne prośby ani łagodne postulaty. - Miałyśmy konkretne żądania, a rezultat jest taki, że na wszystko uzyskałyśmy zgodę - mówiła Bjoergen przed startem sezonu.
REKLAMA
Dzięki inicjatywie Randall, która postawiła bardzo twarde warunki, na każdym stadionie podczas wszystkich zawodów PS będzie pokój rodzinny służący opiece nad dziećmi, karmieniu, przewijaniu czy zwykłej zabawie.
- Biegaczki, które urodziły dzieci są dla nas bardzo ważne, więc zdecydowaliśmy się na wszelkie ułatwienia - powiedział dyrektor zawodów w biegach narciarskich przy FIS Pierre Mignerey w rozmowie z norweskim dziennikiem "Verdens Gang”.
Marit Bjoergen Po zakończeniu obowiązków matki, automatycznie przypięłam narty i pobiegłam
Mamy narciarki robią świetną robotę. Wysyłają w świat sygnał, że ciąża nie oznacza końca kariery, że pracę - tak, sport to być może coś więcej niż etat od 8.00 do 15.00, oczywiście nie pomniejszając ogromu obowiązków mam wypełniających swoje zadania zawodowe w tych godzinach - można pogodzić z macierzyństwem. Marit Bjoergen ten sygnał wysłała ze zdwojoną siłą wygrywając w imponującym stylu bieg na 10 km techniką dowolną na inaugurację sezonu w Kuusamo.
REKLAMA
Ale już tydzień wcześniej w Beitostoelen podczas inauguracji sezonu w Norwegii swoje pierwsze odczucia w nowej sytuacji Bjoergen opisywała tak: to jest dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Wstałam wcześnie rano, zmieniłam Mariusowi pieluchę, a później go nakarmiłam. Wcześniej koncentrowałam się na każdym biegu w samotności. Teraz w ogóle nie myślałam, że za chwilę stanę na linii startu. Po prostu pobiegłam tam po zakończeniu obowiązków matki, automatycznie przypięłam narty i pobiegłam. Dopiero na trasie zaczęłam myśleć jak biegaczka.
Opona to zbyt małe obciążenie? Kowalczyk zrobiła doktorat
Justyna Kowalczyk Wolę stres, który przeżywałam na obronie, od tego, który towarzyszy mi podczas rywalizacji sportowej
Niewątpliwie jednym z bardziej szalonych pomysłów sportowców celujących w kieracie i znoju w mistrzowskie laury jest dorzucenie sobie na barki pracy naukowej. Gdy widzieliśmy Justynę Kowalczyk ciągnącą podczas treningu rolkowego, niczym strong men, traktorową oponę, można było się domyślać, że nasza mistrzyni na plecy może wrzucić dużo. Pisanie pracy doktorskiej zajęło Kowalczyk trzy lata. 36 miesięcy zbierania materiałów, stawiania tez, badania, przygotowywania publikacji, wykładów by powstała praca pod tytułem "Struktura i wielkość obciążeń treningowych biegaczek narciarskich na tle ewolucji techniki biegu oraz zróżnicowanych poziomów sportowych". Zanim dojdzie do obrony, doktorantka musiała zdać też trzy dodatkowe egzaminy: z teorii sportu, języka obcego i socjologii lub filozofii. Po długich przygotowaniach Kowalczyk we wrześniu 2014 roku przystąpiła do obrony, która trwała prawie trzy godziny. Werdykt komisji był jednogłośny - obrona z wyróżnieniem. W nagrodę Justyna Kowalczyk pojechała do .... Zakopanego na obóz.
Praca powstawała w okresie przygotowawczym do igrzysk w Soczi, gdzie Kowalczyk wywalczyła złoty medal na 10 km techniką klasyczną. - Na pewno wolę stres, który przeżywałam na obronie, od tego, który towarzyszy mi podczas rywalizacji sportowej. W tym drugim przypadku moja postawa rzutuje też na innych ludzi, moją "drużynę", a w przypadku naukowej pracy tylko na mnie - mówiła narciarka.
Profesor Szymon Krasicki, pracownik naukowy krakowskiej AWF i promotor pracy doktorskiej multimedalistki olimpijskiej podkreślił, że praca Justyny Kowalczyk to wydarzenie dużej wagi, bo medalistów olimpijskich ze stopniem doktora jest niewielu.
REKLAMA
Konrad Niedźwiedzki Praca doktorska? To będzie kolejne doświadczenie, przyda mi się
Być może polscy sportowcy podniosą te statystyki, bo przygład z Justyny Kowlaczyk wziął łyżwiarz, medalista olimpijski z Soczi Konrad Niedźwiedzki, który takze pracuje nad pracą doktorską. Panczenista udowadnia, że jest zahartowany w boju. Hali w Polsce wciąż nie ma, łyżwiarze tułają się po świecie w poszukiwaniu godnych warunków do treningu, ale nie narzekają. - Z cukru nie jesteśmy mówi Niedźwiedzki i jak na wojownika przystało w międzyczasie pisze jeszcze doktorat. Propozycja doktoratu narodziła się nagle, gdy prawa ręka rektora katowickiego AWF Krzysztof Nowak zapytał czy panczenista by nie spróbował. - Zastanowiłem się chwilę i stwierdziłem, że to może być ciekawa odskocznia od sportu - mówił w wywiadzie dla PolskieRadio.pl Niedźwiedzki.
Praca powstaje przy Katedrze Teorii i Praktyki Sportu Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach i będzie dotyczyła treningu hipoksji, czyli treningu wysokogórskiego. Łyżwiarz już od 2014 roku prowadzi badania i pogłębia swoją wiedzę na temat wpływu hipoksji normo i hiper barycznej na poprawę wytrzymałości tlenowej i beztlenowej u sportowców. Opiekę naukową nad przewodem doktorskimi sprawuje dr hab. Miłosz Czuba - bardzo znany w środowisku pływaków, biathlonistów i skoczków narciarskich naukowiec. Współpracował z nimi, wiele się dowiedzieli o fizjologii wysiłku w warunkach hipoksji. - Teraz ja, łyżwiarz szybki będę badał to na sobie. To będzie kolejne doświadczenie, przyda mi się.
Mistrzowie zawieszają poprzeczkę coraz wyżej, wyznaczają sobie coraz ambitniejsze cele. My się zachwycamy, trochę dziwimy jak można żyć w takim kieracie, a dla nich to chyba zupełnie normalne - realizują swoje pasje. Przecież w innym przypadku nie byliby mistrzami.
REKLAMA
Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA