Liga Mistrzów: Legia Warszawa - klub skazany na sukces?

"Nie poddawaj się, ukochana ma, nie poddawaj się, Legio Warszawa!" - słowa tej przyśpiewki rozbrzmiewały na stadionie przy Łazienkowskiej na wszystkich spotkaniach Ligi Mistrzów. Z początku można było z nich kpić, gdy legioniści przegrywali pierwszy mecz fazy grupowej z Borussią Dortmund 0:6 na własnym boisku. Jednak w ostatnim spotkaniu kpiny ustały. Legia się nie poddała, zespół podniósł się z kolan i dzięki woli walki wyszarpał w ostatniej chwili trzecie miejsce w grupie i awans do 1/16 Ligi Europy.

2016-12-08, 19:53

Liga Mistrzów: Legia Warszawa - klub skazany na sukces?

Posłuchaj

Gol Guilherme z meczu Legia Warszawa - Sporting Lizbona, komentują Andrzej Janisz i Tomasz Kowalczyk (PR1)
+
Dodaj do playlisty

Na kwadrans przed rozpoczęciem meczu Legii ze Sportingiem Lizbona niewielu dziennikarzy na trybunie prasowej przewidywało pozytywny wynik Legii w ostatniej kolejce fazy grupowej. Głównym tematem była pogoda - czyli, jak nie zamarznąć w ciągu najbliższych dwóch godzin. Z pogodą szanse łączył jednak mój kolega. "Im zimniej - tym lepiej dla Legii. Sporting nie jest przyzwyczajony do takich warunków" - przekonywał.


Powiązany Artykuł

Na Spalonym.jpg
Dział Opinii

Pierwsze minuty spotkania wydawały się potwierdzać jego przypuszczenia. Już w 6. minucie meczu piłka zatrzepotała w siatce Sportingu Lizbona, ale gol Aleksandra Prijovicia nie został uznany. Szwajcar był bowiem na spalonym. Napastnik serbskiego pochodzenia kolejną okazję miał 20 minut później, ale w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości trafił tylko w boczną siatkę. Prijovicia w 30 minucie wyręczył Guilherme, zdobywając prowadzenie dla Legii. Stadion przy Łazienkowskiej oszalał ze szczęścia a wynik udało się utrzymać do przerwy. Legioniści po pierwszej połowie byli bliżsi awansu do 1/16 Ligi Europy.

Po przerwie zmarzniętych kibiców rozgrzewały akcje raz po jednej raz po drugiej stronie boiska. Choć rozum podpowiadał, że ciężko będzie mistrzom Polski utrzymać jednobramkowe prowadzenie - zgromadzeni na trybunach fani Legii do końca wierzyli w sukces. "Nie poddawaj się, ukochana ma, nie poddawaj się, Legio Warszawa!" - słowa tej piosenki stały się motywem przewodnim drugiej części gry.

REKLAMA

Mimo niebezpiecznych akcji Sportingu, momentami niemal rozpaczliwej obrony piłkarzy stołecznego klubu, czy czasem po prostu szczęścia (np. w sytuacji, gdy sędzia nie podyktował zasłużonej "jedenastki" dla Sportingu po ręce Adam Hlouska w polu karnym) - wynik pozostawał bez zmian. A mógł być nawet bardziej okazały, gdyby swoje okazje wykorzystał Prijović, czy Michał Kucharczyk. Ten ostatni zaliczył chyba jeden z najgorszych występów w tym sezonie, ale na jego szczęście - uratowali go koledzy z drużyny. Legia wygrała 1:0. Było to pierwsze zwycięstwo polskiej drużyny w Lidze Mistrzów od października 1996 roku, gdy Widzew w Łodzi pokonał Steauę Bukareszt.

Nie ma co tu ukrywać - Legia zaimponowała. Zaimponowała wolą walki, ambicją, kreatywnością w ataku, indywidualnymi popisami Guilherme, Prijovicia, Thibault Moulin, czy może przede wszystkim - grą Vadisa Odjidja-Ofoe. Belg był siłą napędową niemal każdej ofensywnej akcji mistrza Polski w ostatnich spotkaniach. Reżyser gry niemal doskonały. A czasem egzekutor, gdy przepięknym strzałem z dystansu pokonał bramkarza wielkiego Realu Madryt.

YouTube/Football HD

REKLAMA

Najbardziej zaimponował jednak styl gry "Wojskowych". Od 0:6 w pierwszym meczu z Borussią Dortmund do 1:0 ze Sportingiem Lizbona - klub przeszedł absolutną metamorfozę. Z pewnością zawdzięczamy to zmianie na ławce trenerskiej mistrza Polski. 20 września Albańczyka Besnika Hasiego zastąpił Jacek Magiera i praktycznie z miejsca drużyna zaczęła grać na zupełnie innym poziomie. Pomiędzy Hasim a piłkarzami Legii nie było "chemii", nie widać też było specjalnego pomysłu na grę, czy wiary we własne umiejętności. Zatrudnienie Albańczyka była wiel-błądem tego sezonu, który pewnie jeszcze nie raz będzie się śnił po nocach włodarzom mistrza Polski.

Powiązany Artykuł

Legia 1200.jpg
Liga Mistrzów

Z drugiej strony "plan B", czyli ściągnięcie na ławkę trenerską Jacka Magiery z Zagłębia Sosnowiec, wydaje się na razie strzałem w "10". Dwa bieguny Legii w tym sezonie. Od pośmiewiska - nie tylko w Lidze Mistrzów (choć awans do fazy grupowej wywalczył Hasi to jednak styl gry jego drużyny pozostawał wiele do życzenia i to raczej szczęściu w losowaniu legioniści zawdzięczają grę w Champions League), ale i na krajowym podwórku (zespół był już o krok od strefy spadkowej) do szalonych spotkań z Borussią, Realem Madryt, czy Sportingiem i powrocie do czołówki Ekstraklasy. Magiera ocalił 1/16 Ligi Europy dla stołecznego zespołu. Czy ocali też mistrzostwo Polski? Na razie ciężko to przewidzieć. Na pewno nie można mu odmówić fantazji, co widać po grze jego podopiecznych i wynikach, jakie osiąga drużyna, co pozwala fanom Legii wierzyć w obronę tytułu w tym sezonie.

YouTube/Legionisci.com

REKLAMA

Ciężko powiedzieć, czy zwrot o 180 stopni to zasługa zmysłu taktycznego byłego zawodnika Legii, jego podejścia do piłkarzy, stylu zarządzania. Zapewne wszystko to razem wzięte. Jedno jest pewne - Legia pod wodzą Magiery gra bez żadnych kompleksów. Na pewno dopracowania wymaga linia defensywna, w której szeregi często wkracza chaos i zwątpienie. Stąd pewnie wyrównany przez Legię rekord straconych goli w fazie grupowej Ligi Mistrzów (drużyna zrównała się z BATE Borysów, które również straciło 24 gole).

Z drugiej jednak strony - imponuje gra do przodu mistrza Polski. Aż 4 gole strzelone w Dortmundzie, czy remis u siebie z obrońcą trofeum - Realem Madryt 3:3 to niewątpliwie wyniki, z których Legia może wynieść sporo pozytywów i bezcenne doświadczenie na kolejne lata.

Piłkarsko zespół z Łazienkowskiej wygląda więc już na poukładaną maszynę. Jeśli władz klubu nie skuszą oferty za najlepszych piłkarzy "Wojskowych" to drużyna mistrzów Polski może jeszcze sporo namieszać na wiosnę - tym razem w Lidze Europy. Zresztą wydaje się, że pieniędzy w klubie nie powinno brakować i zamiast sprzedawać zawodników - mistrz Polski powinien się jeszcze wzmocnić w zimowym oknie transferowym. W końcu tylko na Lidze Mistrzów zarobił prawie 17,5 milionów euro. Na polskie warunki - kolosalne pieniądze, które na długie lata mogą dać Legii dominację na krajowej scenie. Fantastyczna perspektywa, a wszystko to w trakcie świętowania 100-lecia powstania klubu.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Marcin Nowak.jpg
Na Spalonym

Klub skazany na sukces? Nie do końca. Wciąż znakiem zapytania są bowiem kibole Legii. Potrafią zniszczyć nawet największe piłkarskie święto, o czym już mogliśmy się przekonać. Tak było podczas inauguracyjnego meczu w fazie grupowej Ligi Mistrzów, gdy wywołali burdy na stadionie w Warszawie, tak było też podczas wyjazdu do stolicy Hiszpanii na mecz z Realem. Pseudokibice spowodowali olbrzymie straty finansowe klubu i pozbawili prawdziwych fanów możliwości zobaczenia szalonego meczu z ekipą "Królewskich" przy Łazienkowskiej (kara UEFA za burdy kiboli - zamknięcia stadionu dla publiczności). Na dodatek różnice w rozwiązaniu tego problemu podzieliły współwłaścicieli drużyny i jeden z nich - Dariusz Mioduski nie bierze już czynnego udziału w codziennej pracy w klubie. Wojna ze stadionowymi bandytami wciąż jest zatem otwarta a jej wynik z pewnością wpłynie na przyszłość Legii Warszawa.

Na razie mistrz Polski może cieszyć się z sukcesu, ale już od jutra musi zabrać się do dalszej pracy - na boisku i poza nim, jeśli nie chce by ciężki wysiłek i rozwój widziany w ostatnich miesiącach nie poszedł na marne w drugiej części sezonu.

REKLAMA

Więcej na blogu autora - Na Spalonym.

Marcin Nowak, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej