Mamo, tato, nie chcę być Robertem Lewandowskim

Wychować mistrza – to marzenie wielu rodziców. Dla znacznej grupy, tą kluczową i najważniejszą dyscypliną, którą biorą pod rozwagę wybierając zajęcia sportowe dla pociechy jest piłka nożna. Dlaczego jednak tak mocno nie wspieramy dzieci, które chcą trenować inne dyscypliny?

2016-12-27, 23:00

Mamo, tato, nie chcę być Robertem Lewandowskim
. Foto: Wiki Commons/CC BY-SA 3.0/Werner100359

Powiązany Artykuł

O co tutaj biega - tło.jpg
O co tutaj biega, Aneta Hołówek

Zdaniem specjalistów do siódmego roku życia dzieci powinny łączyć sport z zabawą. W zasadzie nic odkrywczego … gry sprawnościowe, zabawa z piłką, taniec, szaleństwa na basenie z obowiązkowymi zjazdami na zjeżdżalniach, mnóstwo śmiechu i zabawy, która poprawia koordynację, ale nie przeciąża.

Później rodzice powinni pomyśleć o dyscyplinach, które poprawią zwinność i dynamikę – mogą rozważać treningi tenisa, gimnastyki, czy biegać na krótkich dystansach. Po dziesiątym roku życia przychodzi czas na budowanie wytrzymałości. Dłuższe dystanse biegowe, wycieczki górskie, czy rowerowe to świetny sposób na rozwijanie tego ważnego elementu sprawności ruchowej dziecka. W tym okresie można także bawić się już na matach, czy materacach poznając tajemnice sportów walki. Ważne jednak, by na tym pierwszym etapie skupiać się na doskonaleniu techniki, a nie na walce wręcz. Nastolatkowie, którzy skończyli piętnaście lat mogą pomyśleć o pierwszej wizycie na siłowni.

Specjaliści podają te przedziały czasowe orientacyjnie, podkreślają, że każde dziecko powinno być traktowane indywidualnie. Radzą, by przed rozpoczęciem specjalizacyjnych treningów udać się z dzieckiem do lekarza sportowego.

Tyle teorii. W "realu” wygląda to trochę inaczej.

REKLAMA

Jako rodzić dziecka, które uczęszcza do klasy sportowej (obecnie piąta klasa podstawówki), pływa, gra w koszykówkę, siatkówkę, piłkę ręczną i nożną, jeździ na łyżwach – także na panczenach oraz na nartach, bierze udział w biegach przełajowych, potrafi na materacu zrobić przewrót w przód i tył (ta umiejętność nie jest oczywista dla wielu uczniów nawet klas sportowych), do szkoły jeździ na rowerze, chodzi po górach, a właściwie biega jak kozica – to bardziej godne jedenastolatka niż dostojne przemierzanie górskich ścieżek – i jako matka takiego właśnie osobnika mam taką refleksję - rodzice nie pokazują dzieciom sportowej różnorodności. Nie zachęcają do podglądania i dopingowania mistrzów na żywo, podczas zawodów sportowych, do poznawania zasad rywalizacji w różnych dyscyplinach.

A przecież umożliwienie pociechom poznania wielu dyscyplin sportu, danie im możliwości wejścia w buty Agnieszki Radwańskiej (tenis), Karola Bieleckiego (piłka ręczna), Bartka Kurka (siatkówka), Zbyszka Bródki (łyżwiarstwo szybkie), Justyny Kowalczyk (narciarstwo biegowe) czy Adama Bieleckiego (wspinaczka górska).

Wielu rodziców całą swoją uwagę skupia jednak na korkach Roberta Lewandowskiego, zachęcając dzieci jedynie do gry w piłkę nożną, przekonując już od najmłodszych lat jak świetlaną przyszłość ma przed sobą ten, kto wybierze tę dyscyplinę sportu.

REKLAMA

Zachęcać nie zniechęcać

Do jednej ze znanych szkółek piłkarskich, która myśl treningową na polski grunt przenosi z boisk Primera Division, uczęszczał chłopiec, którego dwa razy w tygodniu z Katowic do Warszawy przywoził tata. Właściwie ręce same składały się do oklasków. Cóż za poświęcenie ojca, cóż za samozaparcie dziecka, wszak podróż do stolicy ambitnemu duetowi zajmować mogła w jedną stronę średnio około trzech godzin. Dodatkowo, w każdą sobotę, syn i ojciec pojawiali się na meczach kontrolnych szkółki. Nie zawsze syn był przez trenera wyznaczany do gry. To jednak nie było ważne, istotne, że był członkiem piłkarskiego giganta.

Ojciec był ambitny. Wielokrotnie, obserwując treningi i mecze na trybunach wypowiadał swoje przemyślenia dotyczące przyszłości syna. Jego wyobraźnia sięgała daleko, jednak boisko i trenerzy szybko zweryfikowali jego plany. Chłopiec nie nabrał wiatru w żagle na zielonej murawie. Jako, że tata nie zachęcał syna do uprawiania innych dyscyplin (pieniądze zarabia się tylko w futbolu, przecież z rzucania jakimś młotem żył nie będzie - to jedna z opinii ambitnego ojca) chłopiec zasiadł być może przed komputerem i tam ogląda popisy piłkarskich idoli, pewnie tych, których każe podziwiać mu ojciec.

"

Zbigniew Boniek Jeżeli dziecku musimy przypominać o treningu, bo samo o nim nie pamięta, to nie będzie z niego zawodnika

W takim postępowaniu trudno dostrzec głębszy sens. Po co męczyć dzieciaka podróżami, mamić znanym na całym świecie logo? Jeżeli rodzice dostrzegli w potomku wielki talent, to z powodzeniem mogli go pielęgnować nie pokonując setek kilometrów. W rodzinnym mieście także znalazłaby się szkółka, która wzięłaby pod skrzydła młodego adepta futbolu, a zaoszczędzony czas mógłby on wykorzystać na szlifowanie innych sportowych talentów lub po prostu odpoczynek, czy rozwijanie innych, pozasportowych zainteresowań. Odrębnym jednak pytaniem jest, czy ktokolwiek w ogóle zainteresował się jaką dyscyplinę sportu chłopiec najbardziej chciałby uprawiać.

REKLAMA

Takich przypadków mogłabym opisać więcej: wybitny jedenastoletni napastnik, który nie potrafi biegać, bo stoi cały czas pod bramką rywali. Przecież jest lisem pola karnego - przekonuje go tatuś - a dziecko pokornie słucha i czeka na podanie, niespecjalnie zainteresowane tym, co się dzieje na boisku, bo go to zwyczajnie mało kręci. Na trening dowiózł tata, przypomniał chwilę przed wyjściem z domu, że czas zakładać dresy ... Z takiego chłopaka, który o treningu nie myśli nic nie będzie. "Jeżeli dziecku musimy przypominać o treningu, bo samo o nim nie pamięta, to nie będzie z niego zawodnika" - mówił w jednej z wypowiedzi Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Państwo Kowalczyk z pokorą wspierali córkę

Zupełnie inny przypadek to rodzice Justyny Kowalczyk. Mama naszej mistrzyni zawsze marzyła, by jej córka została prawnikiem. Gdy córka zainteresowała się sportem nie podpowiadała, nie przeszkadzała. Ojciec także dopingował małą Justysię i popierał jej wybory.

Justyna Kowalczyk zaczynała trenować, pierwszą dyscypliną były biegi przełajowe. Zapowiadała się na niezłą biegaczkę, ale Stanisław Mrowca, trener nieistniejącego już klubu Maraton Mszana Dolna, namówił ją na zmianę dyscypliny. Choć łatwo nie było. Bo Justyna zawsze była charakterna i miała swoje zdanie, którego potrafiła bronić. Tak jej zostało do dzisiaj. Ale wtedy, w ósmej klasie szkoły podstawowej, po zaledwie kilku miesiącach treningów, pojechała na Młodzieżowe Mistrzostwa Polski do Ustrzyk Dolnych.

"Jak wygram, to pójdę do szkoły mistrzostwa sportowego i postawię na treningi, jeśli nie - kończę z bieganiem" - zapowiedziała przed swoimi pierwszymi zawodami Kowalczyk. Deklaracją zaskoczyła swojego trenera, rodziców i działaczy. 9 marca 1998 roku w Ustrzykach Dolnych Justyna Kowalczyk wygrała - tak narodziła się wielka gwiazda polskiego sportu.

REKLAMA


Nie ograniczać

Nie chodzi o to, aby zabronić młodym chłopakom gry w nogę. Chodzi o to, aby dać im możliwość wyboru.

Robert Lewandowski urodził się i wychowywał w rodzinie sportowej, jego ojciec trenował i uprawiał judo oraz piłkę nożną, a mama była zawodową siatkarką, grała w AZS Warszawa. Nic więc dziwnego, że Robert szybko połknął sportowego bakcyla. Sam jednak wybrał piłkę, choć trenerzy długo namawiali go na uprawianie lekkoatletyki. "Lewy" marzył o wielkiej karierze, ale jak podkreśla w wywiadach zdawał sobie doskonale sprawę, że czeka go bardzo długa droga.

Ilu jest takich Robertów Lewandowskich, którzy marzą, ale o karierze tenisisty, łyżwiarza, czy kulomiota i nie mają u boku osób wspierających ich wybory? 

REKLAMA

Jak ważne są autorytety, przykład i pokazywanie dzieciom szerokiej gamy dyscyplin sportowych niech świadczy wynik badania, które zostało przeprowadzone przez Instytut Matki i Dziecka na zlecenie Ministerstwa Sportu i Turystyki w 2013 roku na grupie dzieci w wieku 9-17 lat - AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA MŁODZIEŻY SZKOLNEJ. Dziewięcioletni uczniowie mieszkający na wsi, zapytani o formę aktywności fizycznej, którą uprawiają podali ... jeżdżenie na quadach.

Dzień Dobry TVN/x-news

Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej