Liga Mistrzów: PSG ma swoją zemstę, Barcelona upokorzona. "Drużyna bez duszy upadła z hukiem"
Przegrać można zawsze, szczególnie kiedy dochodzi do meczu dwóch świetnych drużyn. Bolesna klęska Barcelony z PSG obnażyła jednak wszystkie problemy zespołu Luisa Enrique. "Duma Katalonii" jest jedną nogą za burtą rozgrywek. Co będzie dalej?
2017-02-15, 14:00
Posłuchaj
To najwyższa od 4 lat przegrana katalońskiego klubu w europejskich pucharach. Komentatorzy w Madrycie i Barcelonie zgodnie oceniają, że tak wysoka porażka to efekt odejścia od dawnego stylu gry (IAR)
Dodaj do playlisty
Fani PSG świętowali wygraną na ulicach Paryża, między innymi na Polach Elizejskich. Niektórzy z nich blokowali ruch uliczny oraz wskakiwali na samochody. W stosunku do zbyt przesadnie celebrujących ludzi policja musiała użyć gazu łzawiącego. Takiej radości wśród kibiców mistrza Francji nie było od lat.
Źródło: x-news
Wiosną 2013 i 2015 roku zespół odpadał w ćwierćfinale Ligi Mistrzów właśnie po rywalizacji z Barceloną. W sezonie 2014/15 grali z tym zespołem również w fazie grupowej - wówczas wygrali u siebie 3:2, a na wyjeździe ulegli 1:3. Patrząc na tę rywalizację, widać było, że Hiszpanie pozostawali poza zasięgiem. PSG ma niesamowite zaplecze, próbuje zbudować drużynę, która będzie wiodła prym w Europie, ale dotychczas zawsze coś stawało na przeszkodzie, czegoś brakowało. Wszyscy czekali na przełom, na potwierdzenie aspiracji i starcie, które pozwoli mówić o wielkim zespole. We wtorek oglądaliśmy jednak zespół właśnie taki.
Ogromne ambicje potężnych właścicieli pozostają zrealizowane tylko połowicznie - udało się zdominować krajowe podwórko, ale na placu boju w Europie PSG było traktowane z przymrużeniem oka. Niby miało świetnych piłkarzy, potrafiło bić się o prawdziwe gwiazdy, ale kiedy przychodziło co do czego, nie stawało na wysokości zadania. Barcelona była faworyzowana. Nie można mówić, że nastawiała się na spacerek w Paryżu i spokojne dokończenie zadania na Camp Nou, ale ten mecz obnażył ich wszystkie niedoskonałości.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Liga Mistrzów: klęska FC Barcelony w Paryżu. Niespodzianka w Lizbonie
Paryżanie weszli w buty "Dumy Katalonii", grali z polotem, finezją, ale też z niesamowitym charakterem i zaangażowaniem, walcząc o każdą piłkę, nie pozwalając rywalom na nic. Tego dnia to oni grali jak ich rywal z najlepszych czasów. Trudno znaleźć jakiekolwiek słabe ogniwo w ekipie Unaia Emery'ego. Trener jeszcze niedawno zbierał gromy, nie przekonywał w Ligue 1, gdzie na prowadzeniu jest Monaco. Ale w piłce nożnej jeden mecz może odmienić wszystko.
Burza - tak można nazwać to, co działo się we wtorkowy wieczór. Tysiące komentarzy, euforia i wstyd, niedowierzanie. Takie spotkania pokazują, jak wiele emocji może dostarczać tylko jedno spotkanie, analizowane zresztą na wszystkie możliwe sposoby, dające niesamowite pole do wyciągania wniosków. W wymiarze zaangażowania, taktyki, rozpracowania przeciwnika. A może po prostu był to jeden słabszy mecz, który przecież zdarza się każdej drużynie, nawet tym z najwyższej półki. Czasem najprostsze wyjaśnienie bywa prawdziwe, ale trudno mówić, by tak było w tym przypadku.
Wtorkowa porażka Katalończyków jest ich najwyższą w Lidze Mistrzów od marca 2013 roku, gdy przegrali z Bayernem Monachium 0:4. Jeśli odpadną w starciu z PSG, zabraknie ich w ćwierćfinale Ligi Mistrzów po raz pierwszy od dziesięciu lat. Można podkreślić, że nie było jeszcze drużyny, która byłaby w stanie odrobić tak wysokie straty i odwrócić losy. Jeśli ktoś mógłby napisać taką historię, pewnie trzeba by wskazać właśnie "Dumę Katalonii". Ale na pewno nie taką, jaką oglądamy obecnie.
REKLAMA
Media nie miały litości.
"To była najsmutniejsza noc w najnowszej historii Barcelony, może nawet najtrudniejsza w erze Lionela Messiego. PSG było lepsze w każdej formacji, w każdym aspekcie gry. Przewaga gospodarzy była wręcz znieważająca. Co się dzieje z Barceloną? Jakie są przyczyny katastrofy o takich rozmiarach?" - dopytywano w relacji spotkania na stronie internetowej dziennika "Marca".
Kiedy ostatni raz oglądaliśmy tak słabego Leo Messiego? Trudno sobie to przypomnieć. Ten zespół jest uzależniony od Argentyńczyka i dwójki jego asystentów - problem w tym, że Suarez i Neymar także zniknęli. Nie można jednak wszystkiego zrzucać na nich. W meczu z PSG nie mogli liczyć na pomoc drugiej linii, bo ta zwyczajnie nie istniała.
REKLAMA
Statystyka dotycząca wyników z i bez Leo Messiego w składzie pokazuje pewną część problemu - kiedy był na boisku, Barcelona nie przegrała w tym sezonie meczu, wygrała ich 69%. Kiedy go brakowało, wygrała zaledwie 40%. W szczytowym okresie swojej formy, za czasu Pepa Guardioli w sezonie 201/11, zespół miał większy procent zwycięstw bez niego niż z nim w składzie. Oczywiście nie pokazuje to, że nie jest aż tak ważny, ale wtedy dziura po nim potrafiła być wypełniona.
Liczby z ostatnich sezonów (włączając w to jeszcze te przed przyjściem Neymara i Luisa Suareza) pokazują, że wykonawcy spoza czołowej trójki strzelców spisują się coraz gorzej. Liczba bramek strzelanych przez tych, którzy nie zaliczają się do grota ofensywnej formacji, cały czas maleje. Pomocnicy i obrońcy częściej wpisywali się na listę strzelców. Teraz tego wsparcia brakuje. Jeśli "trójząb" Barcelony zawodzi, zespół staje się bezradny.
Powiązany Artykuł
Blog - Krótka Piłka
Neymar wciąż jest chimeryczny, teraz jednak można mówić o znacznym spadku formy i skuteczności - nie trafił do siatki od 11 spotkań. Maleje rola Sergio Busquetsa, który niedawno był niepodważalnym dyrygentem, teraz coraz częściej dzieli się obowiązkami, co widać po wciąż zmniejszającej się liczbie podań na mecz. I wreszcie, "Duma Katalonii" jeszcze nigdy za czasów Luis Enrique nie traciła tylu bramek. 0:4 na Parc des Princes tylko to potwierdza.
Głównie na te elementy zwracają uwagę eksperci, ale możemy pójść na skróty i sprowadzić wszystko do wykonawców. To najprostsza droga, co widać było choćby w komentarzach po spotkaniu z PSG.
REKLAMA
Przynajmniej kilku zawodników nie powinno znaleźć się w tym zespole. Zdezorganizowana linia pomocy wołała o pomstę do nieba, kolejną porcję krytyki musiał przyjąć Andre Gomes, który wygląda jak statysta. Zmiany Luisa Enrique nie dały kompletnie nic, ale do tego można było się już przyzwyczaić.
W zestawieniu z Marco Verrattim, Adrienem Rabiotem czy Blaisem Matuidim każdy z pomocników Barcelony wyglądał jak ich ubogi kuzyn. "Duma Katalonii" potrzebuje piłkarzy właśnie takich jak Włoch, który zresztą ostatnio wspominał o tym, że jednym z jego marzeń jest gra na Camp Nou. Zanotował kapitalny występ. Bez strat, bez błędów, pokazujący światową klasę nawet w prostych zagraniach. Jeśli ktoś zastanawiał się, co jest główną przeszkodą Grzegorza Krychowiaka na drodze do pierwszego składu, dostał jednoznaczną i naprawdę mocną odpowiedź.
Po drugiej stronie mamy Andre Gomesa. To nawet nie wymaga większego komentarza.
REKLAMA
Wcześniej Barcelona kupowała piłkarzy, którzy stanowili o jej sile, byli elementami, bez których tryby w maszynie po prostu nie mogłyby się zazębić. To PSG wyglądało na zespół wydający pieniądze na zasadzie kaprysu. Ale kiedy spojrzymy na to, że Francuzi zapłacili za Rabiota, Verrattiego i Draxlera 105 milionów euro, a Barcelonę trójka Gomes, Alcacer i Mathieu kosztowała 111 milionów, mamy nieco inny obraz.
Hiszpanom w ogóle trudno uwierzyć w to, że oglądali w akcji Barcelonę. Jedyne, co ją przypominało, to koszulki.
"To była drużyna bez duszy, bez gry. Upadła z hukiem na ziemię. PSG rozjechała Barcelonę, która nie miała dumy, sił ani umiejętności piłkarskich. Teraz potrzebny jest jej największy cud w historii klubu" - napisano w artykule zatytułowanym "Śmiertelnie ranni".
To początek wielkiego kryzysu Katalończyków i zarazem koniec pewnego etapu? Luis Enrique miał według mediów pokazać swoje najgorsze oblicze, na murawie i poza nią. Widać było, że miał problemy z tym, by utrzymać na wodzy emocje. Bardzo możliwe, że rysa na Barcelonie zamieni się wielką dziurę. Ewentualnie zobaczymy cud, jaki miał miejsce w Lidze Mistrzów.
REKLAMA
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA