Wimbledon - od wojny z całym światem po wojnę domową

Historia Wimbledon FC jest unikalna w światowym futbolu. To historia wzlotów i upadków, szalonej drużyny, narodzin legendy, zdrady, unicestwienia, zmartwychwstania, a ze wszech miar - permanentnej wojny. Historia, która wraca po latach na ligowych boiskach w Anglii za sprawą dwóch drużyn.

2017-03-28, 09:00

Wimbledon - od wojny z całym światem po wojnę domową
Księżna Walii Diana wręcza Puchar Anglii kapitanowi Wimbledonu FC - Dave'owi Beasantowi, po tym, jak jego drużyna w finale rozgrywek w 1988 roku pokonała Liverpool na Wembley 1:0. Foto: PAP/PA Archive

Z punktu widzenia laika spotkanie AFC Wimbledon z MK Dons było jednym z setek podobnych do siebie meczów piłkarskiej trzeciej ligi angielskiej, które przechodzą bez echa. Wielu kibicom taki mecz prędzej na myśl przynosi tenis ziemny, niż futbol (na Wimbledonie rozgrywany jest turniej wielkoszlemowy, najstarszy i najbardziej prestiżowy). Po prostu - zwykłe starcie dwóch zespołów ze środka tabeli League One.


Powiązany Artykuł

Na Spalonym.jpg
Dział Opinii

Jednak jeśli przyjrzymy się bliżej historii obu zespołów - zobaczymy, że to niebywale emocjonująca rywalizacja, która zrodziła się na przestrzeni wielu lat, które przeszły do historii piłki nożnej na Wyspach. To historia "szalonego gangu", niezwykłej pasji, brutalnych faulów, nieprzeciętnych osobowości, nadzwyczajnych sukcesów, zdrady, porzucenia a wreszcie - zmartwychwstania i zemsty. Historia wojny z całym światem, a na koniec - totalnej wojny domowej.

Wszystko zaczęło się w 1889 roku od założenia Wimbledon Old Centrals, który wkrótce przemianowany został na Wimbledon Football Club. Drużyna popularnych "The Dons" z południowo-zachodniej części Londynu przez wiele lat okupowała miejsca w najniższych ligach. Przełom przyszedł pod koniec lat 70-tych. W sezonie 1977/78 ekipa z Plough Lane awansowała do Fourth Division (ówczesna czwarta liga angielska), a już w następnym sezonie Włoch Dario Gradi wprowadził drużynę do Third Division. Radość trwała jednak zaledwie jeden sezon. Spadek był rozczarowaniem, ale dużo poważniejsze zagrożenie dla Wimbledonu pojawiło się na horyzoncie. Zagrożenie, które mogło zaważyć już wtedy na istnieniu klubu. Po raz pierwszy pojawił się bowiem plan relokacji drużyny do pobliskiej miejscowości - Milton Keynes.

REKLAMA

Przeklęty obiekt na Plough Lane

Wszystko za sprawą wątpliwości, co do dalszej możliwości rozwoju klubu na mocno wysłużonym stadionie - Plough Lane. W 1918 roku obiekt był chlubą całego południowego Londynu. Przed II wojną światową osiągnął pojemność 30 tys. miejsc. Wszystko zmieniło się jednak po bitwie o Anglię. Stadion trzeba było przywracać do dawnej chwały, po tym, jak część obiektów leżała w gruzach po bombardowaniach Londynu. I choć częściowo się to udało - nigdy nie był już on tak reprezentacyjnym obiektem, jak przed wojną.

YouTube/ footballgroundguide

Zbyt duże koszta modernizacji obiektu i fatalna frekwencja na Plough Lane (średnio na mecz od 2 do 4 tys. widzów) spędzały włodarzom Wimbledonu sen z oczu. Po nieudanej kampanii w Third Division ówczesny prezes klubu - Ron Noades zaczął poważnie rozważać przeprowadzkę. W 1979 roku pojawiła się kandydatura Milton Keynes. Miejscowość oddalona o 73 km od Londynu była utożsamiana z dynamicznym rozwojem Wielkiej Brytanii. W latach 60-tych rząd wprowadził w życie plan tworzenia nowych miast w okolicach stolicy, by zmniejszyć mieszkaniowy tłok w Londynie. Milton Keynes było właśnie jednym z takich miejsc. Z 40 tys. miejscowości w ciągu kilkudziesięciu lat wyrosło ponad 200 tysięczne miasto, oferujące niesamowite możliwości. Możliwości, które kusiły włodarzy pobliskich londyńskich klubów piłkarskich, borykających się z poważnymi problemami finansowymi (w latach 70-tych i 80-tych poważnie nad relokacją zastanawiały się tu też Charlton Athletic i Luton Town).

REKLAMA

Ron Noades nigdy nie przypieczętował przeprowadzki Wimbledonu. Zamiast tego postanowił się sam przenieść. Został właścicielem innej londyńskiej drużyny - Crystal Palace, do której zabrał trenera Dario Gradiego. Wimbledon zapomniał o Milton Keynes i postawił na ławce trenerskiej na dotychczasowego asystenta Gradiego - Dave'a Bassetta, zarazem byłego pomocnika klubu. Jak się niedługo miało okazać - rewolucja na Plough Lane okazała się początkiem bajki, która zdumiała całą Anglię. Ale widmo relokacji i klub Crystal Palace miały jeszcze poważnie wpłynąć na historię Wimbledonu.

Szalony gang podbija Anglię

Lata 80-te to szalony okres w historii zespołu. Okres, w którym do drużyny przylgnął na dobre przydomek - "The Crazy Gang" ("Szalony gang"). Wszystko ze względu na ostry sposób gry londyńskiej ekipy, specyficzny duch drużyny i ekscentryczne zachowanie poszczególnych piłkarzy, trenera, czy właściciela - Sama Hammama. Prosty, nieskomplikowany styl, polegający na ostrej walce na boisku i wrzucaniu długiej piłki na napastników, hałaśliwe, czasem chamskie zachowanie zawodników Wimbledonu na boisku, czy wysublimowane żarty, jakie piłkarze sprawiali sobie i trenerowi w szatni (zwykle polegały one na zabawie z zapałkami) - to wszystko złożyło się na obraz klubu innego niż wszystkie. Klubu, który miał za chwilę zszokować cały futbolowy świat nie tylko mocno kontrowersyjnym wizerunkiem, ale też i wynikami.

Mecz Wimbledonu z Oxford United na Plough Lane z sezonu 1981/82, fot. Wikimedia Commons/Steve Daniels/CC BY SA 2.0 Mecz Wimbledonu z Oxford United na Plough Lane z sezonu 1981/82, fot. Wikimedia Commons/Steve Daniels/CC BY SA 2.0

Zaczęło się od powrotu do Third Division w sezonie 1982/83. Podopieczni Bassetta nie spoczęli na laurach i w kolejnym awansowali do Second Division. Wimbledon nie miał problemu z utrzymaniem się na drugoligowym poziomie, zajmując 12. pozycję w rozgrywkach - znacznie przewyższając oczekiwania. W sezonie 1985/86 fani klubu znów przecierali oczy ze zdumienia, gdy ich ukochana drużyna w ostatnim meczu zapewniła sobie awans do First Division (wówczas najwyższa klasa rozgrywkowa na Wyspach). W cztery lata Wimbledon awansował, więc aż o trzy poziomy rozgrywkowe.

Wielu ekspertów typowało zespół z południowego Londynu do natychmiastowego spadku, ale po debiutanckiej porażce z Manchesterem City - ekipa z Plough Lane wygrała cztery mecze z rzędu i 1 września 1986 roku ku zdumieniu wszystkich - zasiadała na czele ligi angielskiej. Ostatecznie drużyna Dave'a Bassetta skończyła rozgrywki na szóstej pozycji, co i tak było uważane za gigantyczny sukces.

REKLAMA

Wimbledon - klub w stanie permanentnej wojny

Co złożyło się na tak rewelacyjne wyniki? Legendy Wimbledonu - Vinnie Jones i John Fashanu opisywali swoją drużynę, jako klub w permanentnym stanie wojny. Wojny o przetrwanie. W ich świecie - to oni byli generałami w szatni, którzy "szkolili" nowych rekrutów. Rekrutów, którzy musieli być gotowi na największe poświęcenia. Zamykanie piłkarzy w bagażniku samochodu, głodzenie ich przez dwa dni, czy mordercze biegi w śniegu po pas - były codziennością w ekipie "The Crazy Gang".

YouTube/ Sean M

Niektórzy "żołnierze" tego nie wytrzymywali. Jak wspominał Vinnie Jones w filmie dokumentalnym Adama Drake'a - w tych warunkach "albo szybko wyrasta ci kręgosłup, albo rozkładałeś się jako mężczyzna". Były też przypadki skrajne, gdy Fashanu pobił się z jednym z "żółtodziobów" w szatni, pozostawiając młodego piłkarza z 20-30 szwami.

Pomimo tak ekstremalnych sytuacji a może i dzięki tego typu "szkole życia" - ekipa renegatów, skazanych na porażkę, na boisku dawała z siebie wszystko i wciąż pozytywnie zaskakiwała. - Byliśmy jak rodzina, a Dave Bassett był naszym naczelnikiem - podkreślał Vinnie Jones, zawodnik znany z tego, że otrzymał najszybciej w historii ligi angielskiej żółtą kartkę - już w 3 sekundzie spotkania. - Wimbledon był, jak matka, jak ojciec, których nigdy nie miałem. Jak brat, którego nigdy nie miałem - wtórował mu Fashanu, który dzieciństwo spędził w domach dziecka i rodzinach zastępczych.

REKLAMA

Dave Bassett odchodził na koniec sezonu 1986/87 w glorii chwały do Watford, ale po zmianie trenera (z Bristol Rovers przyszedł Bobby Gould) Wimbledon wciąż nie przestawał pozytywnie zaskakiwać.

Dzikie zwierzęta w finale Pucharu Anglii

Największy sukces w historii Wimbledonu przypada na rok 1988. "The Crazy Gang" w finale Pucharu Anglii mierzył się wówczas z naszpikowanym gwiazdami Liverpoolem FC (Bruce Grobbelaar, Ray Houghton, John Barnes, Peter Beardsley, John Aldridge). Na wypełnionym po brzegi stadionie Wembley - blisko 100 tys. widzów było świadkami absolutnego szoku. Wimbledon w składzie z takimi "wariatami", jak Dave Beasant, Terry Phelan, Vinnie Jones, Dennis Wise, John Fashanu, czy Lawrie Sanchez ograł faworyzowanych "The Reds" 1:0.

Droga Wimbledonu do finału Pucharu Anglii Droga Wimbledonu do finału Pucharu Anglii

Cały świat na dobre usłyszał o "szalonym gangu", gdy komentator BBC John Motson spopularyzował przydomek Wimbledonu, wrzeszcząc do mikrofonu na zakończenie spotkania: "The Crazy Gang have beaten the Culture Club!" (w filmie poniżej - 6:06 min).

YouTube/gr8footy

REKLAMA

- Byliśmy, jak dzikie zwierzęta po wyjściu z szatni na mecz. Piłkarze Liverpoolu musieli zastanawiać się - "o co tu chodzi?". Pewnie myśleli, że będziemy mieli tremę przed takim spotkaniem - wspominał ten legendarny dzień Vinnie Jones.

Wimbledon mimo sukcesu w Pucharze Anglii nie zasmakował gry w europejskich pucharach. Wciąż obowiązywał wówczas 5-letni zakaz gry angielskich klubów w tych rozgrywkach ze względu na tragedię podczas finału Pucharu Europy na brukselskim Heysel (39 osób zginęło, a 600 zostało rannych, po tym, jak kibole Liverpoolu zaatakowali kibiców Juventusu Turyn).

Bezdomny Wimbledon. Powolny upadek legendy

Kolejne sezony to stabilne miejsce w środku tabeli First Division i plany budowy nowego stadionu. Niestety ambitny projekt szybko zrewidowała rzeczywistość. Z powstania nowego obiektu nic nie wyszło. Na dodatek Wimbledonu nie było stać na modernizację Plough Lane w myśl nowych zasad federacji angielskiej, nakazujących wszystkim klubom First Division grę na stadionach wyłącznie z miejscami siedzącymi. Stąd przeprowadzka na pobliski Selhurst Park, należący do Crystal Palace. Od sezonu 1990/91 obiekt był współużytkowany przez te dwa kluby.

Frekwencja na meczach Wimbledonu - do 1991 roku na Plough Lane, od 1991 roku na Selhurst Park, od 2002 roku - potwierdzenie relokacji, od 2003 roku - relokacja do Milton Keynes, fot. Wikimedia Commons/CC BY SA 3.0 Frekwencja na meczach Wimbledonu - do 1991 roku na Plough Lane, od 1991 roku na Selhurst Park, od 2002 roku - potwierdzenie relokacji, od 2003 roku - relokacja do Milton Keynes, fot. Wikimedia Commons/CC BY SA 3.0

Porzucenie Plough Lane przez Wimbledon, przypieczętowało los wysłużonego obiektu. Ostatni mecz piłkarski (drużyn rezerw - Wimbledonu i Crystal Palace) rozegrano tu w 1998 roku. Cztery lata później stadion wyburzono.

REKLAMA

Plough Lane w 2000 roku na schyłku upadku, fot. Wikimedia Commons/sarflondondunc/CC BY SA 2.0 Plough Lane w 2000 roku na schyłku upadku, fot. Wikimedia Commons/sarflondondunc/CC BY SA 2.0

Bezdomny Wimbledon nie załamał się. Drużyna była jednym z założycieli Premier League, która zainaugurowała rozgrywki w sezonie 1992/93. Tym razem pod wodzą Joe Kinneara "The Crazy Gang" zajął 12. pozycję w tabeli, a w kolejnym sezonie aż szóste, przy okazji dochodząc do ćwierćfinału Pucharu Ligi. Za ery Kinneara ekipa "The Dons" zagrała nawet w Pucharze Intertoto (1995 rok - jedyny występ klubu w rozgrywkach Starego Kontynentu), ale po wystawieniu tam składu złożonego z graczy rezerw i drużyn młodzieżowych - UEFA ukarała klub zakazem gry w europejskich pucharach w kolejnym sezonie.

Nie zraziło to jednak graczy Wimbledonu, którzy wbrew wszelkim przewidywaniom do końca walczyli o europejskie puchary w sezonie 1996/97. "The Crazy Gang" dotarł do półfinału Pucharu Anglii (gdzie wyeliminowali m.in. Manchester United) i półfinału Pucharu Ligi. Ostatnią nadzieją na grę w rozgrywkach UEFA było więc miejsce w pierwszej piątce ligi, ale i tam nie udało się tego osiągnąć - ekipa z południowego Londynu ostatecznie skończyła sezon na ósmej pozycji.

To był ostatni zryw "The Dons" w historii. Wkrótce Joe Kinnear odszedł z klubu ze względu na problemy zdrowotne, a jego następca - Egil Olsen nie zdołał godnie go zastąpić. 14 maja 2000 roku - równo 12 lat po zdobyciu Pucharu Anglii Wimbledon spadł z Premier League, po aż 14 latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Relokacja do Milton Keynes i bunt fanów

Drużyna nie zdołała już wrócić na poprzedni poziom. Władze klubu ogłosiły plany relokacji do Milton Keynes, mimo sprzeciwu większości fanów oraz braku zgody ze strony władz ligi i federacji angielskiej. Po skutecznej apelacji - przeprowadzka stała się jednak faktem. W 23 lata od pojawienia się pierwszych pogłosek o relokacji klubu.

REKLAMA

W 2002 roku praktycznie przestał istnieć Wimbledon Football Club, a na piłkarskiej mapie za chwilę miał pojawić się Milton Keynes Dons Football Club (oficjalnie klub z nową nazwą, herbem i kolorem strojów powstał w 2004 roku). Najzagorzalsi fani "The Crazy Gang" nie zdzierżyli przeprowadzki i automatycznie stworzyli własny klub - AFC Wimbledon, z siedzibą na stadionie w Kingston upon Thames (południowy Londyn). Postanowili od zera zacząć odbudowę klubu na własnych warunkach, czyli przede wszystkim - pamiętając o tradycji.

YouTube/TheTRStv

Pomiędzy MK Dons, a AFC Wimbledon natychmiast rozgorzała batalia o dziedzictwo Wimbledon FC - prawa do trofeów i kontynuacji historii klubu. Po kilku latach sporów - właściciel ekipy z Milton Keynes Pete Winkelman (autor relokacji) - zgodził się na przekazanie praw i zwrot zdobytych przez "The Crazy Gang" laurów. W 2008 roku zostały one wystawione w jednej z bibliotek dzielnicy Wimbledon.

Fotografia z największego sukcesu Wimbledonu FC w historii. Lawrie Sanchez (drugi od prawej) cieszy się ze zdobycia gola z kolegami z drużyny - Dennisem Wisem (drugi od lewej), Alanem Corkiem (pierwszy od lewej) i Clivem Goodyearem (po prawej) Fotografia z największego sukcesu Wimbledonu FC w historii. Lawrie Sanchez (drugi od prawej) cieszy się ze zdobycia gola z kolegami z drużyny - Dennisem Wisem (drugi od lewej), Alanem Corkiem (pierwszy od lewej) i Clivem Goodyearem (po prawej), fot. PAP/PA Archive

W międzyczasie drużyna MK Dons w sezonie 2005/06 spadła z League One na czwarty poziom rozgrywkowy angielskiej piłki. Ten sam, w którym Wimbledon znajdował się w 1983 roku, zanim rozpoczął swój bajkowy marsz na szczyt.

REKLAMA

Szczęście wydawało się zmieniać dla drużyny z Milton Keynes w sezonie 2007/08, gdy na ławce trenerskiej zasiadł tam były kapitan reprezentacji Anglii - Paul Ince, a klub przeniósł się z National Hockey Stadium na docelowy - 30-tysięczny (z opcją rozbudowy do 45 tys.), nowoczesny obiekt piłkarski - Stadium mk. Ince doprowadził klub do pierwszego trofeum - Football League Trophy (rozgrywki, w której rywalizują kluby od trzeciej do niższych lig angielskich), a także powrotu do League One. W kolejnym sezonie już pod wodzą Włocha Roberto Di Matteo drużyna otarła się o awans do Championship (druga liga angielska), ale na świętowanie trzeba było jeszcze trochę poczekać.

Wzloty i upadki MK Dons. AFC Wimbledon bije rekord

Przełomem okazał się sezon 2014/15. Już na początku rozgrywek MK Dons pokonali faworyzowany Manchester United aż 4:0 w Pucharze Ligi Angielskiej.

YouTube/ShivDes357

Najważniejszy był jednak awans do Championship, który udało się przypieczętować pod koniec rozgrywek. Duża w tym zasługa największej gwiazdy w krótkiej historii tego klubu - Delle Alliego. Ofensywny pomocnik w wieku 18 lat w 39 spotkaniach League One zdobył aż 16 bramek. Wychowanka akademii w Milton Keynes już rok wcześniej dostrzegli wysłannicy Tottenhamu Hotspur, którzy wykupili go za 5 mln funtów. Zostawili go jednak jeszcze na roczne wypożyczenie w ekipie ze Stadium mk. Zanim młody piłkarz zaczął zachwycać na boiskach Premier League - zdołał więc jeszcze pomóc swojemu klubowi w awansie o jedną klasę rozgrywkową.

REKLAMA

Od tamtej pory kariera Dele Alliego nie zwalnia tempa. Obecnie 20-letni piłkarz ma już na koncie 23 gole na koncie w Premier League, a za sobą także występy w Lidze Mistrzów, czy seniorskiej reprezentacji Anglii.

Po odejściu utalentowanego wychowanka - zespołowi z Milton Keynes grało się już o wiele trudniej. Zaledwie po roku "The Dons" z hukiem spadli z powrotem do League One. Z pozycji managera zrezygnował Karl Robinson. Wszystko trzeba było zaczynać od nowa.

W pogoni za zemstą

W między czasie AFC (A Fans Club) Wimbledon pisał swoją własną historię od poziomu 9. ligi angielskiej. Zespół od podstaw tworzony przez fanów potrzebował zaledwie 9 lat, by awansować do League Two. Tym samym AFC Wimbledon jest najmłodszym klubem (liczymy od oficjalnego założenia zespołu w 2002 roku), który dokonał takiego skoku w historii rozgrywek na Wyspach.

Wzlot AFC Wimbledon w ligowym systemie w Anglii, fot. Wikimedia Commons/CC BY SA 3.0 Wzlot AFC Wimbledon w ligowym systemie w Anglii, fot. Wikimedia Commons/CC BY SA 3.0

Na tym jednak nie kończy się wzlot spadkobierców "The Crazy Gang". Klub po sezonie 2015/16 awansował o kolejny szczebel - do League One. Awans o tyle słodszy, że wreszcie skrzyżował ich ligową ścieżkę ze znienawidzonym - MK Dons.

REKLAMA

Wcześniej oba kluby spotykały się jedynie w pucharach (dwukrotnie wygrywała drużyna z Milton Keynes a raz ekipa z południowego Londynu). Teraz miały okazję sprawdzić się w tej samej klasie rozgrywkowej.

W pierwszym starciu ligowym na Stadium mk w grudniu 2016 roku skromne zwycięstwo odniósł MK Dons (1:0). Przed drugim ligowym starciem - atmosfera była niezwykle napięta. Na stadion AFC Wimbledon nie zaproszono żadnego z oficjeli rywali, w oficjalnym meczowym programie nie pojawił się herb przyjezdnych, a na tablicy świetlnej pozostawiono gościom jedynie nazwę MK, jako iż "Dons" jest od lat przydomkiem Wimbledon FC.

REKLAMA

Wszystko było gotowe do rewanżu na znienawidzonej drużynie. Piłkarze AFC Wimbledon spełnili oczekiwania. Na swoim skromnym obiekcie Kingsmeadow (niecałe 5 tys. pojemności) pokonali rywali 2:0, a co za tym idzie powiększyli nad nimi przewagę w tabeli League One. Po 38. kolejkach AFC Wimbledon zajmował 13. miejsce w tabeli, podczas gdy MK Dons był sklasyfikowany na 16. pozycji.

YouTube/AFC Wimbledon TV

Słodka zemsta dokonała się, a jej smak zapewne najbardziej docenia manager ekipy - Neal Ardley. Ardley jako piłkarz występował bowiem w Wimbledonie FC od 1991 roku aż do jego upadku w 2002 roku (245 występów), a od 2012 roku wrócił, jako szkoleniowiec AFC Wimbledon.

REKLAMA

Dla Wimbledonu nie ma rzeczy niemożliwych?


Powiązany Artykuł

Marcin Nowak.jpg
Marcin Nowak - blog Na Spalonym

Wimbledon znów pisze jedną z najbardziej szalonych/romantycznych/niebywałych historii w angielskiej piłce. I jest daleki od jej zakończenia. Po rozprawieniu się z ekipą z Milton Keynes ma szansę powrotu na swoje dawne miejsce - Plough Lane. Na początku sezonu władze miasta zaakceptowały bowiem projekt budowy nowego stadionu AFC Wimbledon w tym miejscu o pojemności 11 tys. Coś co wydawało się niemożliwe jeszcze 15 lat temu - nagle jest bliskie realizacji. Brytyjskie gazety piszą, że powrót na "stare śmieci" może nastąpić już w 2019 roku.

Do tego czasu nowy, odbudowany ze zgliszczy "The Crazy Gang" może wyjść z cienia MK Dons. A po wygraniu wojny domowej - bez kompleksów może wziąć na swoje barki walkę z resztą świata. W końcu już nie raz pokazał, że jest w stanie rywalizować z najlepszymi wbrew jakimkolwiek oczekiwaniom.

Więcej na blogu autora - Na Spalonym.

Marcin Nowak, PolskieRadio.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej