Premier League: Klopp triumfuje, Wenger upokorzony. Chelsea łapie właściwy rytm

Pogrom, deklasacja, upokorzenie - tak można określić to, co na Anfield Road przeżył Arsenal. Gospodarze nie zostawili piłkarzom Arsene'a Wengera żadnych złudzeń co do tego, kto był lepszy w angielskim szlagierze. 

2017-08-27, 19:50

Premier League: Klopp triumfuje, Wenger upokorzony. Chelsea łapie właściwy rytm
Jurgen Klopp. Foto: PAP/EPA/PETER POWELL

To miało być prawdziwe widowisko, w końcu spotkały się dwa zespoły, które co roku mają wielkie aspiracje. I owszem, widowisko zobaczyliśmy, jednak jedynymi, którzy mogą być z niego zawodoleni, są kibice Liverpoolu. Piłkarze Jurgena Kloppa byli w niedzielę bezlitośni, punktowali "Kanonierów" raz za razem.

Strzelanie rozpoczął Firmino, wynik podwyższył jeden z liderów "The Reds", Sadio Mane. Do przerwy Wenger nie potrafił odpowiedzieć niczym, w drugiej połowie Francuz wprowadził na boisko Coquelina, ale defensywny pomocnik w żaden sposób nie pomógł swoim kolegom. Arsenal przyjął kolejne bramki, tym razem autorstwa Salaha i Sturridge'a. Sam właściwie ani razu nie zmusił do interwencji Lorisa Kariusa.

Trzy mecze, dwie porażki i jedno zwycięstwo po strzelaninie z Leicester. Nie tak wyobrażali sobie początek sezonu fani "Kanonierów".

I na pewno nie tak wyobrażał go sobie Alexis Sanchez, największa gwiazda zespołu.

REKLAMA

Podobne chwile przeżywają kibice lokalnego rywala, Tottenhamu. 4 punkty na 9 możliwych to zawód, ale wszystko stało się na własne życzenie. "Koguty" grały drugi mecz z rzędu na Wembley, stadionie tajemniczo zaczarowanym, na którym wygrywać póki co nie potrafią. 

Przed tygodniem byli lepsi od Chelsea, jednak zostali pokonani w końcówce spotkania, kilka minut po tym, jak udało im się wyrównać. Teraz przeważali w meczu z Burnley, tłamsili rywali, prowadzili grę. Mimo tego zdobyli zaledwie jednego gola, a gapiostwo w końcówce poskutkowało bramką gości, którzy wywieźli cenny punkt. W całym meczu nie mieli wiele do powiedzenia, nie oddawali strzałów, nie rozgrywali swoich akcji, skupiali się na defensywie, a próbować grać w piłkę zaczęli dopiero po stracie gola. Swoją chwilę wykorzystali jednak bez skrupułów.

REKLAMA

Jeśli wielu ekspertów widziało w Tottenhamie jednego z kandydatów do mistrzowskiego tytułu, trzeba powiedzieć jasno - jeśli szybko nie przełamią się na stadionie, na którym będą grać do końca sezonu, nie mają na to najmniejszych szans.

Honor londyńskich potentatów uratował mistrz Anglii, londyńska Chelsea. Na Stamford Bridge piłkarze Antonio Conte podejmowali Everton, który zamierza namieszać w czołówce. Póki co urwał punkty Manchesterowi City, ale w niedzielę nie miał wiele do powiedzenia. Gospodarze oddali więcej strzałów, mieli po swojej stronie właściwie wszystkie atuty.

Gole Fabregasa i Moraty skutecznie odsunęły ostatnie doniesienia o tym, że zespół z Londynu boryka się z jakimiś problemami.

Co oprócz tego w niedzielnych meczach Premier League? W spotkaniu, które można by wymieniać jako przykład tęsknoty za starą, dobrą, ostrą angielską grą, Stoke City zremisowało na wyjeździe z West Bromwich Albion. Jedną z bramek strzelił Peter Crouch, którego trafienie głową dało mu tytuł zawodnika, który zdobył w ten sposób najwięcej goli w Premier League.

REKLAMA

ps, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej