Ekstraklasa: Legia nie będzie liderem. Robak niemal bezbłędny

Na trzech zwycięstwach kończy się seria Legii Warszawa w lidze. Legioniści musieli uznać wyższość zdecydowanie lepiej dysponowanego Śląska Wrocław. Klasą dla siebie był napastnik gospodarzy - Marcin Robak, który strzelił dwa gole, a był bardzo bliski zaliczenia hat-tricka.

2017-09-09, 23:47

Ekstraklasa: Legia nie będzie liderem. Robak niemal bezbłędny
Marcin Robak był najlepszym piłkarzem Śląska Wrocław i całego meczu. Foto: PAP/Maciej Kulczyński

Posłuchaj

Jarosław Niezgoda miał wątpliwości po meczu ze Śląskiem (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Ostatni meczu oby tych zespołów we Wrocławiu jeszcze dobrze się nie zaczął a już było po wszystkim. Legia prowadziła po 9 minutach 3:0, dlatego tym razem gospodarze zaczęli spokojnie, skupiając się przede wszystkim na defensywie. Z minuty na minutę podkręcali jednak tempo i dochodzili do sytuacji bramkowych.

Jacek Magiera, który dzięki przerwie na mecze reprezentacyjne miał więcej czasu na zgrywanie zespołu nie może być zadowolony z tego, co pokazali jego zawodnicy. Szansę dostał Cristian Pasquato, który miał być dyrygentem Legii w tym spotkaniu. Jego dobre podanie do Jarosława Niezgody w 21. minucie mogło dać Warszawianom prowadzenie. Napastnika terminującego w ostatnim sezonie w Ruchu Chorzów w ostatniej chwili ubiegł Robert Pich, wyręczając Jakuba Wrąbla.

15 minut później Włoch zaliczył jednak asystę drugiego stopnia przy pierwszej bramkowej akcji meczu. Kilkadziesiąt metrów od pola karnego faulowany był Niezgoda. Pasquato dośrodkował, a piłkę zgrał z boku Armando Sadiku. Ta trafiła pod nogi Niezgody, który nie miał problemów z wbiciem jej do bramki. Obrońcy Śląska chcieli złapać piłkarzy Legii w pułapkę ofsajdową i jak pokazały powtórki telewizyjne, udało im się to. Ostatnie podanie Albańczyk zagrał z pozycji spalonej.

Nie minęło 120 sekund, a na Stadionie Miejskim we Wrocławiu zapachniało wyrównaniem. Marcin Robak świetnie przepchnął obrońcę w polu karnym i złożył się do ekwilibrystycznego strzału nożycami z niemal zerowego kąta. Na trybunach słychać było tylko jęk zawodu, bo król strzelców poprzedniego sezonu trafił tylko w poprzeczkę.

Po zmianie stron podopieczni Jana Urbana wciąż wciskali gaz do dechy, co szybko dało efekty. Ataki Śląska nie słabły, a stojący w bramce Legii Arkadiusz Malarz musiał wykazać się sporą koncentracją. Legia obroniła się do 60. minuty. Wtedy sędzia Jarosław Przybył wskazał na punkt oddalony o 11 metrów od bramki mistrzów Polski.

Zdaniem arbitra Adam Hlousek zagrał piłkę ręką w polu karnym. Sytuacja była niejednoznaczna, co nie zmienia faktu, że Marcin Robak nie miał problemów z doprowadzeniem do remisu. 

Gospodarze poszli za ciosem i 8 minut później wyszli na prowadzenie. Asystę przy tym golu zaliczył Łukasz Madej. Robak zrobił to, co potrafi znakomicie - idealnie wyszedł do dośrodkowania i głową zapewnił Śląskowi trzy punkty. Mecz obejrzało na żywo rekordowe 24 086 kibiców.

Legia tym samym nie wykorzystała szansy na objęcie prowadzenia w lidze przegrywając w tym sezonie po raz trzeci. Jeśli brać pod uwagę jedynie internetowe komentarze kibiców Warszawian, to trener Jacek Magiera powoli musi myśleć o parasolu, bo nad jego głową zbierają się burzowe chmury.

Śląsk Wrocław – Legia Warszawa 2:1 (0:1)

Bramki: 0:1 Jarosław Niezgoda (36), 1:1 Marcin Robak (62-karny), 2:1 Marcin Robak (68-głową)

Żółta kartka – Legia Warszawa: Adam Hlousek

Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów: 24 086

Śląsk Wrocław: Jakub Wrąbel – Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Igors Tarasovs, Dorde Cotra – Łukasz Madej (69. Kamil Vacek), Michał Chrapek, Arkadiusz Piech (79. Dragoljub Srnic), Sito Riera, Robert Pich – Marcin Robak (90+1. Daniel Łuczak)

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz – Artur Jędrzejczyk, Inaki Astiz, Michał Pazdan, Adam Hlousek (86. Krzysztof Mączyński) – Michał Kopczyński (77. Dominik Nagy), Tomasz Jodłowiec, Cristian Pasquato (66. Sebastian Szymański), Thibault Moulin - Jarosław Niezgoda, Armando Sadiku

Powiedzieli po meczu:

Jacek Magiera (trener Legii): Prowadziliśmy do przerwy 1:0 po bramce ze stałego fragmentu gry. Śląsk miał przewagę w pierwszej połowie, a my kontratakowaliśmy. Druga wyglądała podobnie. Sześć minut zadecydowały, że ten mecz przegraliśmy. Pierwszy bramka spadła z karnego, po ręce, której boczny sędzia na pewno nie widział, jestem tego pewien. Druga po ładnej akcji Śląska. Próbowaliśmy jeszcze doprowadzić do remisu, ale się nie udało i przegraliśmy mecz.

- Pracuję jak najlepiej potrafię i nie obawiam się, że zostanę zwolniony. Szukamy rozwiązań. Wolę szukać innego ustawienia i być krytykowanym, niż nic nie robić i nie być krytykowanym. Nie boję się słów krytyki. Jak ktoś szuka, to w pewnym momencie na pewno znajdzie. Nie przegraliśmy przez sędziego, że podyktował karnego. Przegraliśmy przez indywidualne błędy. Zadecydowały niuanse i detale. W pierwszej połowie Śląsk też miał przewagę, ale udało się to wybronić. W drugiej proste błędy, często techniczne, spowodowały, że sędzia miał okazję podyktować karnego.

Jan Urban (trener Śląska): W pierwszej połowie graliśmy dobrze w piłkę… W ogóle zagraliśmy taki kompletny mecz dzisiaj. Nie chcieliśmy, aby Legia spokojnie nie weszła w mecz i dlatego zmuszaliśmy Malarza do gry długimi piłkami, aby była walka. Może tych sytuacji nie było za dużo w pierwszej połowie, ale z Legią nie jest łatwo wypracować sobie sytuacje bramkowe. W szatni nie musiałem nic mówić, bo trzeba było nadal grać konsekwentnie, jak w pierwszej połowie. Cieszę się niezmiernie, i nie dlatego, że to Legia, ale cieszę się, bo kibice zobaczyli fajny, interesujący mecz.

- Z mojej perspektywy była ręka przy karnym. I tyle mogę powiedzieć. Nie widziałem powtórek po meczu. Można się zastanawiać, czy Kuba mógł wyjść przy golu dla Legii, czy nie mógł. Powiedzieliśmy sobie przed sezonem, że stawiamy na niego, ale to nie jest tak, że będzie grał, bo jest młody. Musimy pamiętać, że on jeszcze nie tak dawano grał w pierwszej lidze.

Piotr Tokarski, PolskieRadio.pl, PAP

Polecane

Wróć do strony głównej