Dariusz Mioduski zabrał głos w sprawie wydarzeń w Legii. "Atak naruszył fundamenty funkcjonowania klubu"
W środę w sprawie ataku na piłkarzy Legii Warszawa po przegranym meczu z Lechem Poznań zabrał głos Dariusz Mioduski, właściel klubu.
2017-10-04, 15:45
Jeszcze w marcu Dariusz Mioduski mówił, że "element kwestii kibicowskiej jest wyolbrzymiony. Relacje z kibicami są dobre. Oni są esencją tego klubu i nie wyobrażam sobie, że miałbym działać inaczej niż poprzez dialog. Gdy pojawią się problemy, trzeba sobie będzie z nimi radzić". Teraz stanął oko w oko z sytuacją, w której ma okazję do działania.
Pół roku temu porozumienie zakończyło właścielski spór, który trwał miesiącami, prawdziwą "grę o tron", w której nie zabrakło zwrotów akcji. Zakończyło też pewien etap w historii klubu. Mający dotychczas 60 procent udziałów w spółce Legia Holding działacz odkupił łącznie 40 procent od Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzla.
Widać, że Mioduski mierzył wysoko, zapowiadał i obiecywał wiele. Faktem jest, że Legia w ostatnich latach przeżywała bardzo dobry czas i poprzeczka była ustawiona naprawdę wysoko.
- Kibice zawsze chcą wszystkiego na już. I ja też, bo też jestem kibicem. Tu jest Legia, gdzie presja na wynik jest ogromna, i pewni ludzie, piłkarze, się tutaj nie sprawdzają. Spodziewam się, że oczekiwania wobec Legii będą teraz jeszcze większe. Wiem i akceptuję to - powiedział tuż po objęciu władzy w klubie.
Prawie trzy dni trzeba było czekać na oświadczenie najważniejszej osoby w klubie po tym, jak pseudokibice postanowili własnoręcznie "zmotywować" piłkarzy do tego, by lepiej prezentowali się na boisku. Szarpanina, napaść, bicie - w sprawie wciąż jest niewiele konkretów, a dużo spekulacji, wiadomo jednak, że cay incydent musi mieć poważne konsekwencje dla całego klubu.
Powiązany Artykuł

Widać, że Mioduski mierzy wysoko, zapowiada i obiecuje wiele. Faktem jest, że Legia w ostatnich latach przeżywała bardzo dobry czas i poprzeczka jest ustawiona naprawdę wysoko.
W nocy z niedzieli na poniedziałek granice zostały przekroczone, wróciły koszmary z czasów, kiedy to kibole starali się rządzić klubem.
"Sprawą zajmuje się już Policja, która ma instrumenty do tego, żeby wyjaśnić przebieg całego zdarzenia. Klub współpracuje z nią w tym zakresie. Wyciągniemy też wnioski z niedopuszczalnej sytuacji, w której kibice podający się za grupę wyjazdową, swobodnie poruszają się po obiekcie klubu. Uszczelnimy ten system i zmienimy procedury w tym zakresie. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że w tej sytuacji system ochrony zawiódł i wymaga zmian. Takie wydarzenia nigdy więcej nie mogą mieć miejsca" - brzmi fragment środowego oświadczenia prezesa.
Mioduski przyznał, że wydarzenia mocno nim wstrząsnęły.
"Rozumiem frustracje wynikające z ostatnich wyników Legii. Sam bardzo to przeżywam, ale jestem i będę z Legią na dobre i na złe. Przechodzimy bardzo trudny moment. Po raz pierwszy od pięciu lat nie awansowaliśmy do europejskich pucharów. Zawiedliśmy samych siebie i wszystkich kibiców, ale to właśnie w takich czasach możemy pokazać charakter klubu. Walkę do końca, mimo wszystkich trudności. Żeby tę walkę wygrać potrzebna jest jedność. (...) Dziś największym wsparciem dla klubu byłby pełny stadion na meczu z Lechią Gdańsk i jednoznaczne wsparcie wszystkich kibiców w tym trudnym czasie. Wtedy pokazalibyśmy reszcie Polski i Europy, co stanowi o sile Legii. Tylko to może tchnąć w piłkarzy nowego ducha, którego tak bardzo dziś potrzeba" - czytamy dalej.
Właściciel przede wszystkim apeluje o spokój, który jest niezbędny do tego, by opanować wyjątkowo zaognioną sytuację. Pełna treść oświadczenia TUTAJ. Czy apele Mioduskiego rozładują napięcie w drużynie? Aktualnie na korzyść Legii może zadziałać przerwa na mecze reprezentacyjne. Piłkarze wrócą do gry dopiero 15 października, kiedy zagrają z Lechią Gdańsk.
ps, PolskieRadio.pl