Rosja 2018: grupa nadziei zamiast grupy śmierci. Wymarzony zestaw Polaków?
Przed piątkowym losowaniem grup mistrzostw świata niemal wszyscy dziennikarze i kibice dzielili się swoimi przewidywaniami co do wymarzonej grupy, jaką mogliby wylosować Polacy na rosyjskim turnieju. Teoretycznie biało-czerwoni trafili dobrze, ale czy to przekonanie nie okaże się zgubne?
2017-12-02, 14:14
Znany przed laty amerykański piłkarz - Alexi Lalas, podczas rozmowy w studiu telewizyjnym FOX Sports, bezpośrednio po ceremonii uznał, iż to właśnie grupę H można uznać za "grupę śmierci". Były obrońca argumentował to faktem, że każdy z czterech rywalizujących w niej zespołów jest w stanie okazać się najlepszy w końcowej tabeli.
Opinia ta wydaje się być zbieżna z komentarzami, jakie po wylosowaniu rywali słyszeliśmy w naszych mediach oraz mogliśmy przeczytać w komentarzach na portalach społecznościowych. Przy czym w polskiej narracji, słusznie zresztą, dominuje jednak podkreślanie faktu wyrównanej stawki. Daleko natomiast do nadawania grupie H splendoru należnego zestawowi zwykle nazywanemu śmiertelnym.
Ot, przypadek jakich w historii mundiali wiele: cztery silne, choć nienależące do ścisłego topu ekipy posiadające swoje wady i zalety, w czerwcu przyszłego roku powinny stoczyć wyrównane boje o awans do dalszej fazy, gdzie czekać może naszpikowana gwiazdami Belgia czy tradycyjny papierowy faworyt każdego turnieju - Anglia. Jak wobec tego możemy określić grupę, w której rywalami biało-czerwonych będą Kolumbijczycy, Senegalczycy i Japończycy?
REKLAMA
Zamiast "grupa śmierci" zdecydowanie wolę określenie "grupy nadziei". Nadziei nie tylko na pierwszy od 1986 roku awans do fazy pucharowej mistrzostw, ale też na dobre i zwycięskie mecze z każdym z trójki rywali. Nadziei na budowanie przez zespół pewności siebie kolejnymi udanymi występami, tak jak było to podczas francuskiego Euro.Wreszcie nadziei na odpowiednią motywację i przygotowanie mentalne drużyny przed turniejem. Ostatnią kwestię traktuję osobiście priorytetowo. Dlaczego?
Wystarczy sobie przypomnieć nastroje, jakie dominowały w narodzie po losowaniach grupowych zmagań przed dwunastoma oraz szesnastoma laty. Euforia, jaka pojawiła się po wylosowaniu rzekomo mało wymagających przeciwników, przyczyniła się do absurdalnego wręcz pułapu oczekiwań. Nieważne, że ówczesne kadry naszego kraju nie mogły się pochwalić posiadaniem gwiazd światowego, a nawet europejskiego formatu.
Jak dobrze (a właściwie niedobrze…) pamiętamy, ów pompowany do granic możliwości balon pękł z hukiem, gdy ani Korea Południowa, ani Ekwador nie okazywały się być chłopcami do bicia.
Źródło: TVP
REKLAMA
Niestety, po latach przejawiam przekonanie graniczące z pewnością, że podobne nastroje lekceważenia i awansu wywalczonego już podczas grudniowych losowań udzieliły się ówczesnym kadrowiczom, którzy zamiast na murawie, woleli błyszczeć na bilboardach reklamowych, a także podczas wizyt w śniadaniowych telewizjach. Czy teraz będzie inaczej?
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że podczas rosyjskiego mundialu o odpowiednie nastawienie i szacunek do rywali ze strony tak piłkarzy, jak i kibiców bądź dziennikarzy, obawiać się nie powinniśmy. Potwierdzają to słowa selekcjonera Adama Nawałki o tym, że kluczowym aspektem w czerwcowych meczach będzie własne przygotowanie, bez zważania na siłę poszczególnych przeciwników.
Obecna kadra, nawet pomimo pewnych sukcesów, jakie przecież odniosła, składa się z ludzi twardo stąpających po ziemi, którzy wiedzą, że trzy punkty same się do grupowej tabeli nie dopiszą i wywalczyć je będzie można tylko własnymi umiejętnościami i zaangażowaniem. Teoretycznie słabsi rywale mogliby jednak owe nastawianie nieco zmącić i zasiać w naszych kadrowiczach ziarno pychy. To z tego względu, Kolumbię, Senegal i Japonię należy traktować jako wymarzony zestaw pod względem mentalnym.
REKLAMA
Niewątpliwie nie są to rywale z innej piłkarskiej planety, przed meczem z którymi będziemy modlić się o remis (jak bywało chociażby przed dwunastoma laty przy okazji wylosowania Niemiec…). Nie są to jednak także przedstawiciele futbolowego trzeciego świata (nawiasem mówiąc, nie uważam, żeby takie drużyny kwalifikowały się na mundial, jednak opinia publiczna niejednokrotnie deprecjonowała wylosowanych Polakom przeciwników), do pokonania których wystarczające powinno okazać się wyjście na boisko.
O tym, że mecz można wygrać bądź przegrać jeszcze na długo przed pierwszym gwizdkiem, nikogo przekonywać nie trzeba. Pamięć, iż potencjalna siła przeciwników zwykle wpływała na mentalne nastawienie kadrowiczów, często umyka w naszych rozważaniach związanych z oceną piątkowego losowania.
Takich piłkarzy jak James Rodriguez, Radamel Falcao, Sadio Mane, Kalidou Koulibaly czy Shinji Kagawa lekceważyć po prostu nie można. Przed ich drużynami nie trzeba jednak padać na kolana, błagając o łagodny wymiar kary. Wydaje się więc, że lepiej trafić nie mogliśmy. Pozostaje nadzieja, że w czerwcu to polską flagę ujrzymy na szczycie tabeli grupy H. Nadzieja, którą paradoksalnie wzmacnia wysoki poziom prezentowany przez przeciwników.
REKLAMA
Paweł Majewski, PolskieRadio.pl
REKLAMA