Jagiellonia broni wulgarnego "gniazdowego"
Jagiellonia Białystok broni kibica prowadzącego doping podczas meczu z Lechią Gdańsk. Z kolei policja uważa, że musiała zareagować, gdy "gniazdowy" nawoływał do wulgarnych okrzyków.
2011-08-09, 17:00
Zarząd Jagiellonii wydał oświadczenie dotyczące wydarzeń na meczu, wygranym przez gospodarzy 2:1. Funkcjonariusze weszli na trybunę w trakcie pierwszej połowy, by - jak twierdzi policja - zidentyfikować i wylegitymować osobę prowadzącą doping na trybunie zajmowanej przez szalikowców Jagiellonii.
Przedstawiciele jagiellonii mają jednak odmienne zdanie. Zarząd klubu twierdzi, że interwencja była nieuzasadniona.
- Używanie wulgaryzmów nie stanowi realnego zagrożenia bezpieczeństwa uczestników meczu. Klub ze swojej strony dokłada wszelkich starań w celu wyeliminowania wulgaryzmów ze stadionu, jednak jest to proces długofalowy - głosi oświadczenie, zaprezentowane na konferencji prasowej w siedzibie klubu.
Klub uważa też, że próba wylegitymowania jednego z kibiców (tzw. gniazdowego, czyli prowadzącego doping) była "niezrozumiałym działaniem". Ocenia też, że zachowanie policji było "nieproporcjonalne do sytuacji i mogło spowodować realne zagrożenie bezpieczeństwa, doprowadzając do aktów przemocy i agresji".
REKLAMA
Policja natomiast twierdzi, że źle działały służby porządkowe, za które odpowiadał klub, czyli organizator meczu. W jej ocenie, gdy gniazdowy zaczął nawoływać do wulgarnych okrzyków, mimo obowiązku interwencji ochrona nie zrobiła tego, "nawet po kilkakrotnym zwróceniu uwagi przez policjantów" - podkreślono, dodając, że w tej sytuacji interwencja funkcjonariuszy była konieczna. Zatrzymano jedną osobę, która próbowała uniemożliwić wylegitymowanie kibica.
Działacze Jagiellonii powiedzieli na konferencji prasowej, że przedstawiciel organizatora w czasie meczu nie był informowany o akcji na trybunie. Zwrócili też uwagę, że policja nie reagowała na wulgaryzmy wykrzykiwane przez grupę kibiców Lechii Gdańsk.
Jak napisano również w oświadczeniu, porządkowych było w sumie 160, a ustawa wymagała w tej sytuacji 61 takich osób, zaś wszystkie osoby wchodzące na stadion były identyfikowane .
- My ze swojej strony, jako organizator imprezy masowej, nie mamy sobie nic do zarzucenia -powiedział dziennikarzom członek zarządu i dyrektor marketingu w klubie Mariusz Jurczewski.
REKLAMA
REKLAMA