Szmal: to było dobijanie kolejnych gwoździ do trumny

2013-01-22, 13:18

Szmal: to było dobijanie kolejnych gwoździ do trumny

Jedna z przyczyn wysokiej porażki polskich piłkarzy ręcznych z Węgrami podczas finałów MŚ może leżeć w przygotowaniu fizycznym - uważa były trener kadry Zenon Łakomy. Polacy przegrali w 1/8 finału 19:27 i pożegnali się z turniejem.

Posłuchaj

Bramkarz, Sławomir Szmal (IAR)
+
Dodaj do playlisty

- Różnica w naszej grze w pierwszej i drugiej połowie (po 30 minutach Polska przegrywała 9:10) była ogromna. Ustępowaliśmy rywalom po przerwie w każdym elemencie. To tak bywa, że kiedy nogi nie niosą, siada też "głowa". A Węgrzy zagrali konsekwentnie, nie pozwolili nam "odbić" się w trudnych momentach - powiedział Łakomy.

>>> Polscy szczypiorniści żegnają się z mundialem
Zwrócił poza tym uwagę na niewykorzystane rzuty karne Polaków, mało skutecznych akcji skrzydłami, nieprzygotowane kończenie akcji i mało efektywną grę obrońców przy rzutach rywali z daleka.
- Nasi obrońcy nie pomagali bramkarzom w tych sytuacjach. My byliśmy groźni głównie z bliska. Kołowy Bartosz Jurecki może zaliczyć ten turniej do udanych, ale to dla niego pewnie słaba pociecha  - dodał Łakomy, który w przeszłości prowadził męską i żeńską reprezentację Polski.
Podsumowując występ Polaków na hiszpańskich mistrzostwach zauważył, że spośród drużyn, które z "polskiej" grupy weszły do 1/8 finału, awans do ćwierćfinału zapewnili sobie tylko Słoweńcy, po wygranej z Egiptem.
"Poza meczem z Węgrami graliśmy zapewne emocjonująco dla kibica, natomiast statystycznie wypadło to już gorzej. Boję się, żeby teraz atmosfera wokół piłki ręcznej się nie popsuła i nie poszło w zapomnienie to, czego w ostatnich latach dokonali nasi piłkarze. Na pewno czeka nas wiele pracy" - powiedział obecny trener Ruchu Chorzów.

Po meczu Polska - Węgry (19:27) w 1/8 finału mistrzostw świata piłkarzy ręcznych powiedzieli:

Michał Kubisztal (rozgrywający): Wiadomo, że miał to być trudny mecz, ale jak najbardziej zwycięski dla nas. W żadnym wypadku nie byliśmy przygotowani, że przegramy taką różnicą bramek. Oni też robili błędy, ale mniej więcej grali równo. Odrobili zadanie domowe, wiedzieli z czym możemy sobie nie poradzić. Zagrali podobnie do Słoweńców, czyli 6-0, ale z wysuniętymi mocno dwójkami i cały mecz nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Na początku drugiej połowie straciliśmy dwie, trzy bramki z kontr, a my zamiast odpocząć, spróbować powalczyć jeszcze, to stanęliśmy nagle i zupełnie straciliśmy głowę".
Marcin Wichary (bramkarz):
Mieliśmy dobre chęci, ale widocznie same chęci nie wystarczą. Do tego jest jeszcze potrzebna zimna głowa i realizacja przedmeczowych założeń. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiliśmy, przepraszam.
Bartosz Jurecki (obrotowy): "Przyjechaliśmy do Barcelony nie po to, żeby wyjeżdżać po dwóch dniach. Jesteśmy bardzo źli na siebie. Wiedzieliśmy dobrze, że Węgrzy są świetną drużyną, grającą bardzo agresywnie. Mieliśmy ich dobrze rozpracowanych. Oglądaliśmy wideo, wiedzieliśmy co mamy zagrać. Walczyliśmy zbyt indywidualnie, ta gra się nie kleiła; w obronie jeszcze w pierwszej połowie było OK. Straciliśmy tylko 10 bramek, więc to jest całkiem niezły wynik. W drugiej połowie stanęło wszystko. Trochę lepiej piłka chodziła w ataku, ale to nadal nie było to, czego oczekiwał od nas trener.

Sławomir Szmal (bramkarz, kapitan drużyny): "Na drugą połowę wyszliśmy pełni nadziei, bo obrona działała raczej dobrze. Może już wtedy za dużo rzucaliśmy z nieprzygotowanych pozycji i budowaliśmy tym obronę węgierską. Było dużo walki i zostawionego serca na boisku. Niestety, w drugiej połowie i w obronie i w ataku byliśmy bezradni, choć na pewno nie można powiedzieć, że brakowało nam woli walki. W końcówce próbowaliśmy zbyt szybko odrobić straty, rzucaliśmy po pięciu sekundach i to było tylko dobijanie kolejnych gwoździ do trumny".
Michael Biegler (trener reprezentacji Polski): "Po przerwie chyba nasza obrona została w szatni. Pierwsza połowa była raczej dobra w wykonaniu mojej drużyny. Wyglądało, że będziemy grać coraz lepiej, a tak to wypada mi tylko przeprosić kibiców, którzy nas wspierali, co bardzo przydało się m.in. w zwycięskim meczu z Serbią, że tak to się potoczyło. W tym momencie nie potrafię odpowiedzieć dlaczego tak się stało. Węgrzy niczym specjalnym nas nie zaskoczyli. Mieliśmy ich rozpracowanych, a na boisku nic z tego co ustalaliśmy nie zafunkcjonowało".
Piotr Grabarczyk: "Szkoda, że mistrzostwa świata dla nas się skończyły. Żałujemy. Na gorąco ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Na pewno było dużo błędów, prostych strat. Praktycznie każda obroniona piłka trafiała do rywala. Wierzyłem do końca, nawet do 54. minuty, że się uda. Węgrzy wcale nie byli tacy dobrzy, tylko my źle graliśmy.

ah, PAP

Polecane

Wróć do strony głównej