Andrea Anastasi: siatkarze płakali, było mi przykro
Trener polskich siatkarzy Andrea Anastasi jest zawiedziony brakiem awansu do ćwierćfinału mistrzostw Europy, ale jednocześnie nie ma sobie nic do zarzucanie i uważa, że w przygotowaniach nie popełnił błędu. We wtorek biało-czerwoni przegrali z Bułgarią 2:3.
2013-09-25, 17:39
Marta Pietrewicz: Jakie towarzyszą panu teraz uczucia?
Andrea Anastasi: Oczywiście nie tego oczekiwaliśmy. Jest mi smutno z powodu graczy. Cały sezon nie był łatwy, zwłaszcza na początku. Musiałem podjąć ciężkie decyzje. Prowadziłem samochód po polnych drogach, szukając głównej. Ostatecznie, mecz po meczu znaleźliśmy odpowiedni kierunek.
MP: Można jeszcze pozytywnie myśleć o tej reprezentacji?
A.A.: Każdego dnia graliśmy coraz lepiej. Zresztą z Bułgarami zadecydowała może jedna piłka, jeden błąd. Trzeba też zwrócić uwagę, że znaleźliśmy paru nowych zawodników. Fabian Drzyzga, Grzegorz Bociek - to jest przyszłość reprezentacji. Jeszcze rok temu nie wiedziałem, że Bociek istnieje.
ME 2013 siatkarzy: Polska - Bułgaria. Biało-czerwoni odpadli po pięciosetowej bitwie>>>
MP: Bierze pan winę na siebie?
A.A.: Drużyna jest dobra. Rozmawiałem z siatkarzami przed meczem, a po nim widziałem jak płakali. Było mi przykro - właśnie z ich powodu, ale i wyniku. Jednocześnie nie mam sobie nic do zarzucenia, jeśli chodzi o pracę. Spędziłem mnóstwo czasu z zespołem i zastanawiałem się, co można jeszcze lepiej zrobić. Dobrze się czuję z tą drużyną i co ważne - na niektórych pozycjach mam już jasność.
MP: Pozostaje niedosyt?
A.A.: Nie czuję głodu po tym turnieju. Oczywiście wynik nie jest taki, na jaki liczyliśmy, ale generalnie oceniam to pozytywnie. Jestem też zawiedziony, ale to normalne, gdy nie zdobywa się medalu.
MP: Jak mamy panu w przyszłości zaufać, jeśli przegrał pan z kadrą trzeci turniej z rzędu - najpierw igrzyska, później Ligę Światową, a teraz mistrzostwa Europy?
A.A.: Nie mam zamiaru pani przekonywać. Pani może mieć swoje zdanie. Nie interesuje mnie to, co mówią inni. Moja praca nie polega na tym, bym miał teraz kogoś do siebie przekonywać. Jeśli uważa pani, że odnieśliśmy porażkę - jest to pani zdanie. Czy myśli pani, że drużyna powinna zdobywać medal w każdym turnieju?
MP: Nie mówię o medalu, a już tym bardziej w każdym turnieju, ale to już trzeci raz z rzędu, kiedy obietnice były wielkie, a rezultat niezadowalający. Nie czuje pan tego?
A.A.: A przepraszam - ile medali zdobyła Polska w ciągu ostatnich dziesięciu lat? Oczywiście ja wiem, że media ciągle wypisują, że biało-czerwoni to najlepszy zespół na świecie. Bądźmy realistami. Od razu nasuwają mi się mistrzostwa świata w piłce nożnej w 1982 roku w Hiszpanii. Polacy dotarli wówczas do półfinału, gdzie zmierzyli się z Włochami. Jak przyjechali na ten mecz, to wszyscy wokół waszej kadry mówili, że macie wspaniałą drużynę. Miałem wtedy 22 lata i doskonale pamiętam, że dotarliście tak daleko tylko dlatego, że mieliście wiele szczęścia, ale mimo wszystko dziennikarze mówili, że to niemożliwe, by przegrać z Włochami. Myślałem: "Słucham? Niemożliwe, to z nimi wygrać". Oczywiście kto wygrał? Italia. Dlaczego o tym mówię? Bo uważam, że macie złe wyobrażenie o polskim sporcie generalnie. Wiem, że jesteście dumni z tego, że jesteście Polakami i to normalne. I naprawdę to kocham. Jak widzę tych wszystkich kibiców z biało-czerwonymi szalikami i napisem "Polska" - to wspaniałe. Rozumiem waszą mentalność, ale tak sport nie funkcjonuje.
MP: Ale przecież pan właśnie z tą drużyną wygrywał!
A.A.: Po igrzyskach musieliśmy budować wszystko na nowo, straciliśmy mnóstwo pewności siebie. To jest całkowicie inna historia. Próbuję zmienić to wszystko i wiem, że oczekiwania co do ME były większe. Ale ja jestem trenerem, a nie ekspertem, dziennikarzem, czy graczem. Doskonale wiem, co się stało w moim zespole. Widzę, że drużyna się zmienia i idzie w dobrym kierunku, ale nie wszystko naraz.
MP: Ma pan jakiś pomysł na to jak zdobyć medal w przyszłości? I nie mówię tu o sukcesie za pięć lat...
A.A.: Mam kontrakt do przyszłego roku, dlatego nie interesuje mnie, co będzie za pięć lat, a chciałbym stanąć na podium w mistrzostwach świata w Polsce za rok. Może to mój ostatni sezon w Polsce i wiem, że cel jest jeden.
MP: Jak się uda, chciałby pan zostać w Polsce na dłużej?
A.A.: W tej chwili mnie to nie interesuje. Najważniejsze, że dobrze czuję się z drużyną. Jak tak przestanie być, na pewno sam się zgłoszę do związku i powiem, że może lepiej będzie jak się rozstaniemy. Wtedy poszukam sobie innego miejsca, wrócę do Włoch, może poprowadzę jakiś klub. Miałem już w tym roku konkretne propozycje. Odmówiłem na razie. Bo w tej chwili kocham tych chłopaków.
MP: Popełnił pan w tym sezonie jakieś błędy? Ma pan sobie coś do zarzucenia?
A.A.: Ten sezon był bardzo trudny. Droga, którą obrałem, nie jest łatwa. W końcu sam dotarłem do takiego momentu, że zrozumiałem, iż to ja muszę na siebie wziąć odpowiedzialność. Myśli pani, że nie było trudno znowu zbudować zaufanie wśród zawodników? Mnóstwo z nimi pracowałem. Przyjechałem do Gdańska z mocnym przeświadczeniem, że zrobiłem wszystko dla tego zespołu, co było możliwe i tego jestem pewny.
Rozmawiała Marta Pietrewicz
ps
REKLAMA
REKLAMA