El. Euro 2016: piłkarzy Gibraltaru czeka mecz życia. Niezależnie od wyniku
- W ciągu 18 miesięcy pokonaliśmy drogę z podwórkowej ligi do meczu z mistrzami świata. To jest postęp - zauważył kapitan piłkarskiej reprezentacji Gibraltaru Roy Chipolina przed piątkowym spotkaniem z Niemcami w eliminacjach Euro 2016.
2014-11-11, 14:29
- Czasem muszę się uszczypnąć, bo nie sposób w to uwierzyć. W piątek, niezależnie od wyniku, rozegramy wszyscy najważniejszy mecz w życiu - dodał Chipolina.
Początek pięknego snu
Gibraltarscy piłkarze wspominają, że sukcesem w Norymberdze będzie jedna cyfra po stronie straconych bramek, ale przyznają też, że całkiem niedawno nikt z nich nawet nie marzył o rywalizacji z zespołem, który w drodze po triumf na mundialu rozbił Brazylię 7:1.
Walka brytyjskiego terytorium zamorskiego, położonego na skalistym wybrzeżu Półwyspu Iberyjskiego, o uznanie przez Europejską Unię Piłkarską (UEFA) trwała 16 lat, głównie z powodu sprzeciwu Hiszpanii, kwestionującej suwerenność Gibraltaru. W końcu liczące 30 tys. obywateli państwo-miasto w maju 2013 roku zostało 54. i najmniejszym członkiem tej organizacji.
Decyzja UEFA wywołała na wąskich uliczkach radość porównywalną tylko z chwilą ogłoszenia wyników wyborów Miss Świata w 2009 roku, kiedy korona najpiękniejszej przypadła urodzonej na Gibraltarze Kaiane Aldorin.
Reprezentacja tego kraju została dopuszczona do eliminacji Euro 2016. Trafiła do grupy z Polską, Niemcami, Irlandią, Szkocją i Gruzją.
- Nasze mecze oglądało zwykle po kilkadziesiąt osób, a nagle uświadomiliśmy sobie, że zagramy przed 30- czy 40-tysięczną publicznością - powiedział Chipolina.
W ciągu roku od międzynarodowego debiutu (0:0 ze Słowacją), amatorzy z Gibraltaru zdążyli pokonać Maltańczyków 1:0, ale i przegrać z biało-czerwonymi i Irlandczykami po 0:7 oraz Gruzinami 0:3 w kwalifikacjach ME.
Dodatkowe dni urlopu na potrzeby reprezentacji
- Na razie nie mamy się czym pochwalić, ale przecież jesteśmy niemal całkowitymi amatorami. Zderzenie z wielkim futbolem stanowi dla nas niemal szok kulturowy - dodał kapitan reprezentacji.
Tylko trzech piłkarzy ma zawodowe kontrakty, w tym dwaj w niższych ligach angielskich, a inni miłość i zapał do futbolu muszą łączyć z pracą zawodową. Np. napastnik Kyle Casciaro jest menedżerem w firmie transportowej i pracuje od poniedziałku do piątku po dziewięć godzin dziennie, a co drugi weekend ma dyżury telefoniczne. W wolnym czasie strzela bramki dla Lincoln Red Imps, jednej z ośmiu drużyn gibraltarskiej ekstraklasy, trenując trzy, nieraz cztery razy w tygodniu.
By on i koledzy mogli godnie reprezentować kraj, otrzymali od państwa dodatkowe siedem dni urlopu.
- Do rozegrania 10 spotkań międzynarodowych w roku potrzebne jest 50 dni wolnego. Ustawowo przysługuje mi 25 dni urlopu. Nawet z tym dodatkowym muszę liczyć na przychylność i wyrozumiałość pracodawcy - nadmienił Casciaro.
A pracujący w biurze Chipolina dodał:
- Poza boiskiem musimy umieć lepiej "dryblować" niż na nim, by pogodzić interesy i oczekiwania rodziny, pracodawców oraz trenera. Trudno jest powiedzieć żonie, że w tym roku nie pojedziemy na wspólne wakacje, bo mąż cały urlop przeznaczył na piłkę nożną.
W reprezentacji Gibraltaru grają także strażak, policjant, sklepowy sprzedawca, student czy nauczyciel.
Czy Schweinsteiger trenowałby na betonie?
Podczas wyjazdów na pojedynki w eliminacjach ME zetkną się po raz pierwszy z tym, co ich rywali mają na co dzień: garnitury zamiast dresów, pięciogwiazdkowe hotele, a może nawet prośby o autograf.
To wielki przeskok np. dla Jeremy'ego Lopeza, który z drużyną Manchester 62 FC jeden z trzech treningów w tygodniu musi odbyć na betonowym boisku obok hotelu.
- Czy ktoś wyobraża sobie w takim miejscu Bastiana Schweinsteigera? - zapytał retorycznie, odnosząc się do konfrontacji z mistrzami świata.
Problemy z miejscem do ćwiczeń wynikają stąd, że na liczącym niespełna siedem kilometrów kwadratowych terytorium Gibraltaru jest tylko jedno pełnowymiarowe trawiaste boisko. To położony tuż przy granicy z Hiszpanią Victoria Stadium. Z obiektu korzystają wszystkie lokalne kluby i grupy młodzieżowe, także kobiece.
Ponieważ trybuny stadionu mogą pomieścić tylko dwa tysiące kibiców, UEFA nie pozwoliła na rozgrywanie tam oficjalnych meczów międzypaństwowych. Dlatego Gibraltar podejmuje rywali w portugalskim Faro, co wymaga od piłkarzy i kibiców pięciogodzinnej podróży. Krajowa federacja chciałaby wybudować obiekt na osiem tysięcy osób na przeciwległym krańcu terytorium, ale to na razie dość odległe plany.
Trener Allen Bula, który wybiera kadrowiczów z grona 60 piłkarzy, jak i władze lokalnej federacji (GFA), jednak nie narzekają, gdyż członkostwo w UEFA i możliwość rywalizacji z zawodowymi piłkarzami stwarza nowe możliwości.
- Dzięki nam kraj ma darmową reklamę, której nie da się kupić za żadne pieniądze - przyznał szef GFA Dennis Beiso.
ps
REKLAMA
REKLAMA