Wioślarstwo to trudny sport. Fularczyk: nie zawsze idzie się dogadać z wędkarzami

Na starcie przedolimpijskiego sezonu najlepsi polscy wioślarze stawili się w Warszawie, by wziąć udział w regatach na Kanale Żerańskim. Zawodnicy i zawodniczki, którzy zazwyczaj startują w kilkuosobowych osadach, tym razem rywalizowali w jedynkach i dwójkach na nietypowym dystansie - osiem kilometrów.

2015-04-09, 07:00

Wioślarstwo to trudny sport. Fularczyk: nie zawsze idzie się dogadać z wędkarzami

Posłuchaj

Z brązową medalistką igrzysk olimpijskich z Londynu, Magdaleną Fularczyk-Kozłowską rozmawiał Rafał Bała (IAR)
+
Dodaj do playlisty

W gronie wielu gwiazd polskiego wioślarstwa była mistrzyni świata z 2009 roku i brązowa medalistka igrzysk olimpijskich z Londynu, Magdalena Fularczyk-Kozłowska, z którą rozmawiał Rafał Bała.
RAFAŁ BAŁA: Dystans niesamowity - osiem kilometrów na Kanale Żerańskim.
MAGDALENA FULARCZYK-KOZŁOWSKA: No faktycznie, zmęczenie czuję, bo jednak 8 kilometrów to ciężki dystans. Ja jestem zadowolona. Naprawdę dobrze mi się płynęło, mimo tego, że tylko kilka treningów odbyłyśmy na jedynkach. Nie pływamy na nich zbyt dużo, ale ja lubię długi dystans, lubię te 8 kilometrów. Walka samej ze sobą i podnoszenie się cały czas na duchu - to daje motywację.
RB: A lubi pani ten akwen? Jest tu specyficznie, nie można powiedzieć, że woda jest czysta. Czasem pojawiają się śmieci, sporo wędkarzy. To się w ogóle widzi i czuje kiedy się płynie?
MF-K: Faktycznie, zdarza się, że podczas dystansu uderzymy czymś w łódkę i idzie się przestraszyć, bo człowiek jest skupiony…
RB: …coś takiego zdarzyło się pani tym razem?
MF-K: Tak, raz uderzyłam. Na szczęście nic mi się nie przyczepiło do miecza. To ważne, bo wtedy jest ciężej. W tym roku muszę pochwalić wędkarzy, bo nikt brzydko się do nas nie odzywał, a nawet dopingowali.
RB: Czasami zdarza się, że denerwujecie wędkarzy?
MF-K: No niestety, oni łowią ryby, my mamy zawody - nie zawsze idzie się dogadać.
RB: To jest - można powiedzieć - przymusowy start na początku sezonu. Jak pani to traktuje? Jako przymus, czy sprawdzian formy?
MF-K: Sprawdzian, przede wszystkim sprawdzian. Osiem kilometrów to nietypowy dystans, ale pokazuje naszą wytrzymałość i przygotowanie do sezonu. Jak ja to mówię: niemiły obowiązek, ale ja to lubię.
RB: Płynęła pani przed swoją koleżanką z dwójki, czyli Natalią Madaj. Widziała ją Pani w oddali, zbliżała się?
MF-K: Tak, nasz klub Lotto Bydgostia ma dość charakterystyczne stroje, pomarańczowe, więc Natalię było widać. Mniej więcej szukałam jakichś punktów odniesienia i mierzyłam sobie czas, czy mnie dochodzi, czy ja jej odpływam. Rywalizowałyśmy w pewnym odstępie, ale fajnie - my lubimy rywalizować, bo to podnosi poziom osady.
RB: Do mistrzostw świata zostało jeszcze trochę czasu. Wiadomo, że to jest kwalifikacja olimpijska. Już pani o tym myśli i odlicza, czy jeszcze nie?
MF-K: Gdzieś już mistrzostwa świata pojawiają się w głowie, zostało do nich niespełna pięć miesięcy. Jeszcze dużo pracy przed nami. Ale faktycznie kwalifikacja olimpijska jest już w głowie. Oczywiście życzyłabym sobie z jak najlepszego miejsca, ale kwalifikacja jest najważniejsza, ze względu na to, że daje spokój w przygotowaniach do igrzysk.
RB: Polskie wioślarstwo potrzebuje sukcesu i kolejnego "kopa”, żeby się jeszcze bardziej rozwijać. Czuje pani na sobie presję, bo została pani w dwójce z tej medalowej osady z Londynu. Pływa pani teraz nie z Julią Michalską, tylko z Natalią Madaj. Potrafi Pani to znieść?
MF-K: Myślę, że tak. Chyba już się przyzwyczaiłam, że gdzieś to czasem spoczywa na mich barkach, a czasem nie. Z drugiej strony - odsuwam to od siebie, bo robię swoje. Jeśli ktoś patrzy na mnie, spogląda i czuje presję, to chyba tylko jego sprawa. Ja robię swoją robotę. Jeśli to wychodzi z dobrymi miejscami i medalami to super. Każdy ma swoje podwórko - ja zaglądam przede wszystkim na swoje.

ah

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej