Premier League: w Leicester widmo spadku zastąpiło euforię po tytule
W szeregach klubu Leicester City, który broni tytułu piłkarskiego mistrza Anglii, euforię po majowym triumfie zastąpił strach o utrzymanie w elicie. - Naszym celem jest zdobycie 40 punktów - zapowiedział trener Claudio Ranieri. Rok temu "Lisy" już tyle miały.
2017-01-23, 16:03
Wówczas po 22. kolejkach zajmowały drugie miejsce w tabeli z 44 punktami, a prowadzącemu Arsenalowi Londyn ustępowały tylko pod względem różnicy bramek. Przez pierwszą połowę sezonu włoski szkoleniowiec powtarzał to samo. - Musimy zdobyć 40 punktów, bo to zwykle daje utrzymanie - podkreślał. Gdy "Lisy" tę granicę przekroczyły, podopieczni Ranieriego grali już bez żadnej presji.
Obecnie, na tym samym etapie sezonu, Leicester City ma zaledwie 21 "oczek" i tylko o pięć wyprzedza znajdujące się w strefie spadkowej ekipy Crystal Palace i Hull City, a o sześć - ostatni w tabeli Sunderland. Tak słabo spisującego się mistrza Anglii nie było od sezonu 1962/63. Wtedy równie mocno rozczarowywał zespół Ipswich Town.
- Naszym celem jest zdobycie 40 punktów. Skupiamy się na tym, aby osiągnąć go jak najszybciej. Spadek jest realnym zagrożeniem - przyznał Ranieri po przegranym w niedzielę meczu z Southampton 0:3.
W ubiegłym sezonie o sukcesie zdecydowała solidna i konsekwentna gra kilku kluczowych zawodników, przede wszystkim napastnika Jamie'ego Vardy'ego czy przymierzanego nawet do Barcelony pomocnika Riyada Mahreza, a także defensywnego gracza reprezentacji Francji N'Golo Kante, który latem przeszedł do Chelsea Londyn.
Tego ostatniego Ranieri nazywał "ośmiornicą", ponieważ potrafił "dosięgnąć każdej piłki w każdym miejscu na boisku". Gdy Leicester City grało z Chelsea 14 stycznia br. (londyńczycy wygrali 3:0 na wyjeździe), przed rozpoczęciem spotkania włoski szkoleniowiec witał się z piłkarzami rywali, a gdy podszedł do niego Kante, Ranieri złapał Francuza za kark, pociągnął za siebie i przytrzymał go przez chwilę ramieniem. Wszystko odbyło się w sympatycznej atmosferze - uśmiechał się nawet trener rywali Antonio Conte - ale ten gest był symboliczny i pokazał, jak bardzo "Lisom" brakuje defensywnego pomocnika tej klasy.
Przez to większa odpowiedzialność spada na doświadczonych stoperów - Jamajczyka Wesa Morgana i Niemca Roberta Hutha. Obaj mają już jednak ponad 30 lat i nie wytrzymują trudów sezonu. Na bokach obrony wciąż grają Danny Simpson i Austriak Christian Fuchs, którzy również skończyli 30 lat. W efekcie słabszej postawy całej defensywy, "Lisy" straciły w tym sezonie już 37 bramek - o jedną więcej niż przez cały poprzedni.
Press Focus/x-news
Forma Vardy'ego i Mahreza również pozostawia wiele do życzenia. Obaj zdobyli w najlepszym sezonie w historii klubu w sumie 41 goli (odpowiednio: 24 i 17), a już po półmetku obecnego mają... osiem (pięć i trzy). W dodatku Mahreza nie ma w tej chwili w składzie, ponieważ wyjechał do Gabonu na Puchar Narodów Afryki, gdzie reprezentuje barwy Algierii.
W Afryce jest także jego rodak Islam Slimani - piłkarz zakupiony za największą kwotę w historii klubu (ok. 33,5 mln dolarów). Ranieri wydał na niego większość pieniędzy, jakie "Lisy" otrzymały od Chelsea za Kante (ok. 40 mln), ale wpływ Algierczyka na wyniki drużyny jest nieporównywalny z wkładem Francuza.
Jednym z nabytków Włocha był też Bartosz Kapustka, który wciąż nie otrzymał szansy debiutu w Premier League. Z kolei obrońca Marcin Wasilewski w lidze zagrał w tym sezonie tylko raz - w przegranym meczu z Evertonem 0:2.
W najbliższych sześciu kolejkach ekstraklasy Leicester City zmierzy się m.in. z Liverpoolem, Manchesterem United i Arsenalem Londyn, dlatego będzie chciało koniecznie zdobyć punkty w spotkaniach z pozostałymi rywalami - Burnley, Swansea City (z bramkarzem Łukaszem Fabiańskim) i Hull City. Te dwa ostatnie kluby to bezpośredni rywale w walce o utrzymanie.
Inne oblicze "Lisy" pokazują w Lidze Mistrzów, w której grają po raz pierwszy w historii. W czterech pierwszych meczach nie straciły ani jednej bramki, a ostatecznie zajęły pierwsze miejsce w grupie G, w której rywalizowały z FC Porto, FC Brugge i FC Kopenhaga. W 1/8 finału zmierzą się z Sevillą 22 lutego w Hiszpanii i 14 marca przed własną publicznością.
REKLAMA
man
REKLAMA