Polski saneczkarz: "po jego śmierci zawalił mi się świat"
Polski saneczkarz Maciej Kurowski bardzo mocno przeżył tragiczny wypadek gruzińskiego kolegi na torze w Whistler.
2010-02-19, 18:38
"Znaliśmy się z Nodarem Kumaritaszwilim. Był bardzo sympatycznym, miłym człowiekiem i oczkiem w głowie rodziny. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co dzieje się teraz w jego domu rodzinnym. Rywalizacja była przyćmiona po tragicznym wypadku. Wszyscy mieliśmy to w głowie. Zawalił się dla mnie cały świat. Sama atmosfera igrzysk i cały ich smak były na drugim planie. Nie kryję faktu, że musiałem prosić o pomoc psychologa" - powiedział po powrocie z Vancouver Kurowski, 23. zawodnik w rywalizacji jedynek.
Polak narzeka na fatalną organizację zawodów na torze w Whistler. "Igrzyska olimpijskie to bardzo fajnie przeżycie dla każdego sportowca. Organizacyjnie, jeśli chodzi o wioskę, o jedzenie, o naszą misję, wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Po tragicznych wydarzeniach na torze, same zawody były zorganizowane katastrofalnie. W dzień zawodów mieliśmy rano trening. Przedłużył się. W drugim ślizgu startowałem z przedostatnim numerem, po nieszczęśliwym losowaniu. Nie miałem czasu wrócić do wioski, aby przygotować sprzęt. Robiłem to na torze. Spędziłem tam cały dzień, od 6 do 10 wieczorem. To były najcięższe zawody w moim życiu".
bk
REKLAMA